Polska została doceniona przez znanego szkockiego publicystę Andrewa Neila. Na łamach "Daily Mail" dziennikarz wyliczył, jaki sprzęt wojskowy nabył rząd i dochodzi do wniosku, że Wielka Brytania powinna przedłożyć relacje z Polską nad Niemcami i Francją.
Zakupy zbrojeniowe
Tysiąc czołgów K2, 673 samobieżne haubice K9 z Korei Południowej, 366 amerykańskich czołgów Abrams, 32 myśliwce F-35A, 96 śmigłowców bojowych Apache oraz 500 wyrzutni pocisków rakietowych dalekiego zasięgu - to kontrakty wojskowe, które wylicza na swoich łamach "Daily Mail". Liczby i jakość sprzętu wojskowego robi wrażenie na Andrew Neilu. - Polska będzie mogła pochwalić się siłą czołgów tak potężną, że nie dorówna jej nikt inny w Europie - stwierdza autor. - Skala polskiego zbrojenia zapiera dech w piersiach, pozostawiając w tyle znacznie większych sojuszników NATO, takich jak Francja, Wielka Brytania i Niemcy - dodaje Szkot.
Nie ma porównania Bundeswehra z polską armią
W tekście pada porównanie do Niemiec - z niekorzyścią dla Bundeswehry. - Polska jest na dobrej drodze do podwojenia swoich aktywnych sił zbrojnych do 300 000 (w tym 50 000 rezerwistów), co oznacza, że będzie miała największą gotową do walki armię lądową w Europie, większą niż niemiecka Bundeswehra, mimo że niemiecka gospodarka jest pięć razy większa, a 38-milionowa populacja Polski jest mniejsza niż połowa populacji jej zachodniego sąsiada - pisze Neil. Na plus polskich sił zbrojnych przemawia także zwiększenie PKB na armię - do 4,5 proc. w Polsce, podczas gdy Wielka Brytania ledwo dobija do 2,5 proc., zauważa Neil.
- Kontrast z Niemcami jest wyraźny. W czwartkowy wieczór w Warszawie słuchałem, jak niemieccy eksperci polityczni wyjaśniają, że trudno było spełnić obietnicę kanclerza Scholza, złożoną uroczyście w dniach po ataku Putina na Ukrainę, dotyczącą wzmocnienia podupadłych niemieckich sił zbrojnych. Porozumienie między trzema partiami w berlińskiej koalicji rządzącej nie zawsze było możliwe. Politycy nie mogli zbytnio wyprzedzać opinii publicznej, która wciąż ma silne pacyfistyczne nastawienie. Niemieckie siły zbrojne były generalnie w tak złym stanie, że nie było zgody co do tego, od czego rozpocząć modernizację - ocenia dziennikarz w "Daily Mail".
"To Polska miała rację"
- Polska została ośmielona do pójścia na własną rękę w kwestii obrony, ponieważ w ważnych sprawach, które mają znaczenie dla bezpieczeństwa Europy, okazało się, że ona ma rację, a Niemcy (i Francuzi) beznadziejnie i niebezpiecznie się mylą - przyznał Neil. Jego zdaniem, USA uwielbiają Polskę, o czym świadczy wzmocnienie wschodniej flanki NATO i zwiększenie liczebności sił amerykańskich w naszym kraju.
Polska stała się też międzynarodowym hubem dla Ukrainy i wyrazicielem jej interesów w krajach zachodnich. - Wzrost znaczenia Polski jako potęgi militarnej i dyplomatycznej zmienia układ sił w Europie. W połączeniu z członkostwem Szwecji i Finlandii w NATO, (które same też się dozbrajają) wpływy w Europie przechylają się na wschód, z dala od Paryża i Berlina, które zgubiły drogę i teraz kłócą się między sobą. Prezydent Macron zmaga się z niepokojami na ulicach, a kanclerz (Olaf) Scholz z niepokojami w swojej niezdyscyplinowanej koalicji - wskazuje Neil.
"Polska jest o wiele bardziej przyjazna"
Autor stawia tezę, że Wielka Brytania powinna zmodyfikować sojusze z uwzględnieniem Polski. - Czy to zbyt wiele, aby oczekiwać od ministerstwa spraw zagranicznych zaprzestania ciągłego przymilania się do francusko-niemieckiej hegemonii, która jest w odwrocie, i położenia większego nacisku na budowanie więzi wojskowych, politycznych, w dziedzinie bezpieczeństwa i kulturowych z naszymi nowymi i coraz ważniejszymi przyjaciółmi na Wschodzie? Rozumiem miłość naszych dyplomatów do Paryża. Ale mogę ich zapewnić, że Warszawa też ma swoje uroki i jest o wiele bardziej przyjazna - stwierdza Neil.
Fot. Armatohaubice K-9, zakupione przez Polskę.
GW
Inne tematy w dziale Kultura