W przypadku choroby kotów nie ma specjalnych powodów do obaw, szczególnie jeśli chodzi o ludzi. Nie należy na pewno doszukiwać się tu ryzyka jakiejś wielkiej zarazy, pandemii. Zwykłe środki ostrożności powinny wystarczyć – mówi Salonowi 24 dr Michał Sutkowski, prezes warszawskich lekarzy rodzinnych.
1 lipca oficjalnie skończyła się pandemia COVID-19. Tymczasem słyszymy o ptasiej grypie wśród kotów. Są alarmistyczne informacje, że wirus mógł przenieść się z mięsa drobiowego ze sklepu. Czy te doniesienia mogą oznaczać, że zagrożeni zakażeniem mogą być też ludzie?
Dr Michał Sutkowski: W sensie populacyjnym wydaje się, że ptasia grypa nie będzie wielkim problemem. Natomiast trzeba mieć świadomość, że AH5N1 jest to wirus, który także dotyka ludzi. Wszystko na to wskazuje, że źródłem zakażenia jest nie tylko kontakt na linii zwierzę – zwierzę, ale być może także karma drobiowa. Ukazała się zresztą w mediach informacja podpisana przez grupę polskich wirusologów, m. in. przez pana profesora Krzysztofa Pyrcia. Natomiast wydaje mi się, że należy do tego podchodzić ze spokojem. To nie jest sytuacja, w której to zagrożenie, czy dzisiaj czy w najbliższym czasie istnieje. Zagrożenie grypą istnieje zawsze w sezonie grypowym i wystarczy, że będzie to grypa sezonowa, a niekoniecznie ta kocia, czy ptasia, by pewne środki ostrożności podejmować.
Sami profesorowie, którzy badali te próbki apelują o spokój. Jednak faktem jest, że do zachorowań i zgonów kotów doszło.
Trzeba na pewno ostrożnie patrzeć, zbadać te próbki żywności. Zachować staranność. W przypadku, kiedy mamy kota w domu, zachować te zasady, o których mówili lekarze weterynarii, dotyczące podstawowych zasad higieny. Chodzi zarówno o mycie rąk po przyjściu do domu, jak i dezynfekcję obuwia i zdejmowanie okrycia wierzchniego. Bo wirus może się przenieść do domu przede wszystkim na butach, ale i na ubraniu. Oczywiście ważną kwestią jest niewypuszczanie kotów na zewnątrz do momentu, w którym sytuacja zostanie opanowana, a ryzyko wyeliminowane. Natomiast pragnę uspokoić, że to zjawisko nie jest duże, więc wydaje mi się, że nie ma specjalnych powodów do obaw, szczególnie jeśli chodzi o ludzi. Nie należy na pewno doszukiwać się tu ryzyka jakiejś wielkiej zarazy, pandemii. Zwykłe środki ostrożności powinny wystarczyć.
Najwięcej powodów do zmartwień to mają właściciele czworonogów. Kociarze są mocno zdezorientowani.
Tak, ale tu powinny wystarczyć te środki ostrożności, które zalecają weterynarze. Czyli niedawanie surowego mięsa, niewypuszczanie zwierząt na zewnątrz oraz dbanie o higienę.
Profesorowie, którzy zbadali te próbki mięsa wydali oświadczenie, z którego wynika, że artykuł „Gazety Wyborczej” był pewną nadinterpretacją. Piszą, że wszystkie koty mogły zachorować od jednego źródła zakażenia, ale też apelują, żeby nie ferować wyroków. I faktycznie, uznanie, że koty zachorowały na przykład od mięsa z marketu, w sytuacji, gdy Polska eksportuje duże ilości drobiu, może spowodować poważne skutki dla gospodarki, podczas gdy nie można wykluczyć że wirus pojawił się na mięsie od zakażonych kotów?
Z jednej strony musimy sytuację jeszcze dalej badać, obserwować i to chyba jest ponad wszelką wątpliwość. Trzeba zbierać wszystkie dane, możliwie jak najszersze, i to się dzieje. Instytut Weterynarii w Puławach jest na pewno w stanie gotowości, tu się wszyscy na niego powołują, jako na taką podstawową jednostkę badawczą. Ale z drugiej strony wydaje się, że trzeba zachować daleko idącą ostrożność z jakimiś wnioskami. Bo nawet jeśli się potwierdzi, że do zakażenia doszło poprzez zjedzenie drobiu, to zakażenie może dotyczyć jedynie jakiejś partii mięsa. Poza tym, jeśli mięso poddamy prawidłowej obróbce termicznej, to nie ma żadnego problemu, wirus zginie. Więc po prostu trzeba zachować ostrożność, gotować bądź piec mięso, nie dawać zwierzętom mięsa surowego. Reasumując: nawet jeżeli by się okazało, że ponad wszelką wątpliwość źródłem problemu jest mięso drobiowe, to w sensie zdrowia publicznego ludziom nie będzie zagrażało to w takim stopniu, który groziłby pandemią. Natomiast niewątpliwie miałoby to poważne reperkusje dla gospodarki. I dlatego wstrzymajmy się z ferowaniem wyroków. Na ostateczne wnioski jest jeszcze zdecydowanie za wcześnie.
Wróćmy do zakończonej właśnie oficjalnie pandemii COVID-19. Od soboty przestały obowiązywać maseczki nawet w placówkach medycznych. Zniknęła choroba, czy zmieniło się do niej podejście władz?
Choroba nie zniknęła, 250 tysięcy ludzi na świecie dalej choruje na COVID. Oczywiście w skali świata nie jest to może dużą liczbą, ale dowodzi, że te ogniska jeszcze są. Na szczęście jest to wersja Omikron, czyli najłagodniejsza. Nie ma już wśród ludzi wirusa Delta. On w przyrodzie jest, wśród zwierząt dzikich, to jest jakieś źródło ewentualnego niebezpieczeństwa na przyszłość. Ale na dziś jesteśmy w Polsce i na świecie w ogóle, w sytuacji nie tylko dobrej, ale bardzo dobrej .
Natomiast trzeba pamiętać o tym wszystkim, co się działo i pewne działania powinien podejmować każdy. Z jednej strony państwo powinno zabezpieczyć faktyczne posiadanie leku przeciwwirusowego. Zadbać o cały system ochrony zdrowia i pomyśleć o tym w takim pewnym całokształcie, nie chować tego tematu do szuflady. My wszyscy jako społeczeństwo, i każdy obywatel z osobna, powinniśmy sobie zdawać sprawę z tego, że jeżeli nie te choroby, to inne prędzej czy później się pojawią.
Już w trakcie pandemii obok głosów zaprzeczających istnieniu choroby były i takie, że owszem COVID istnieje, ale należy go traktować jak normalną chorobę wirusową, na równo z grypą czy mocnym przeziębieniem?
W marcu tego roku, czyli w momencie, kiedy już w zasadzie było wszystko dawno za nami, na grypę w Polsce zmarły 4 osoby. Z powodu COVID - 450. I to mniej więcej mówi o tym, że to nie jest taka sobie zwykła choroba i warto o tym pamiętać. Zwrócę też uwagę na jedną bardzo istotną rzecz. Mamy do czynienia ze zjawiskiem, które się nazywa post-COVID. Chodzi o rozmaite dolegliwości, choroby, objawy, które pojawiają się 3 miesiące po przejściu koronawirusa. Trwają co najmniej 2 miesiące i nie można ich z niczym innym powiązać, tylko z zakażeniem SARS-COV2. I powiem szczerze, że jest tych zjawisk bardzo dużo. Niektóre mają charakter w miarę łagodny, w związku z tym pacjenci do lekarzy nie przychodzą i nie będą przychodzić. Ale ocenia się, że 34 proc. pacjentów, którzy leczyli się ambulatoryjnie, czyli w łagodnej postaci, bez hospitalizacji, ma post-COVID. W przypadku chorych leczonych w szpitalu, jest to już liczba wynosząca 52 proc., średnio daje to wynik około 40 proc. Tylu pacjentów wyleczonych z koronawirusa ma potem inne objawy chorobowe związane z przebytym zakażeniem.
A więc to wciąż niezwykle zagadkowa choroba. Niezwykle tajemniczy wirus. Bardzo dobrze zbadany, ale jeszcze nie do końca. Pamiętajmy też, że choroby wirusowe, infekcyjne, z nami pozostaną. Więc to, że ktoś czując się chorym założy maskę w autobusie, w przestrzeni, gdzie jest dużo innych osób, nie powinno nikogo specjalnie dziwić. Należy pamiętać o szczepieniach przeciw chorobom wirusowym i nie zaniedbywać kalendarza zarówno dla dzieci, jak i kalendarza szczepień przeciw wirusom zalecanych dla dorosłych. Powinniśmy pamiętać o takich czynnościach jak regularne mycie rąk, rzeczą istotną jest, aby chorych dzieci nie posyłać do przedszkola czy szkoły.
To pewne działanie na rzecz kultury zdrowotnej powinno pozostać z nami i po pandemii. Jeszcze raz powtórzę, ciesząc się z tego, że ona póki co jest za nami i ani widu, ani słychu, żeby była przed nami. Ale wierząc, że będzie dobrze musimy mieć świadomość, że jesienią przypadków koronawirusa niewątpliwie będzie znacznie więcej niż dzisiaj.
(Zdjęcie: W przypadku kociego wirusa nie ma specjalnych powodów do obaw, jeśli chodzi o ludzi, fot. PAP/DPA)
Czytaj także:
Inne tematy w dziale Rozmaitości