Sławomir Mentzen postanowił w pewnym momencie pozbyć się wolnościowców, demokratów, to się pozbył. Teraz może zechcieć pozbyć się skrajnego odłamu, Grzegorza Brauna. Ale jeśli w ogóle, to raczej po wyborach, a nie przed. Zrobić to będzie musiał, jeżeli Konfederacja poważnie aspiruje do bycia czymś więcej niż partią memów. Jeżeli zechce nawiązać współpracę z jakąkolwiek partią, nieważne, czy będzie to PiS, czy Platforma, nikt nie zaakceptuje na poważnie koalicji z kimś takim jak Grzegorz Braun i wszyscy o tym wiemy – mówi Salonowi24 poseł Artur Dziambor, były polityk Konfederacji, lider Wolnościowców.
Zrobił się duży szum po konwencji Pana niedawnej formacji, czyli Konfederacji. Chodzi o wystąpienie Grzegorza Brauna. Wywołało ono podobno złość liderów. Na ile poważny problem mają oni z tym politykiem?
Artur Dziambor: Problem mają i jednocześnie nie mają. Mnie to wystąpienie nijak nie zdziwiło. Nie wiem dlaczego nagle jest robiona sensacja z tego, że Grzegorz Braun powiedział to, co mówi zawsze. On tam nie powiedział niczego nowego, niczym nowym nie oburzył. Po prostu powtórzył to, co gadał przez ostatnie cztery lata.
Oczywiście to problem dla tych, którzy tam się zajmują kreowaniem wizerunku, robią wszystko, żeby z Konfederacją kojarzyli się młody przedsiębiorca Sławomir Mentzen i młody narodowiec Krzysztof Bosak. Natomiast rzeczywistość jest taka, że Konfederacja to oczywiście jest Korwin-Mikke i Grzegorz Braun, których tam dosyć mocno się trzyma w szafie.
Wszyscy mówią jednak o nowym otwarciu, pójściu po nowy wizerunek Konfederacji?
Ale jak popatrzymy na konwencję wyborczą, którą oni zrobili naprawdę z rozmachem, to widzimy wyraźnie, że Grzegorz Braun dostał największe owacje. Drugi fetowany był Korwin-Mikke, a nie Bosak i Mentrzen. Oni po prostu są w tym momencie tymi, którzy mają przyciągać głosy nieświadomych. A Grzegorz Braun i Janusz Korwin-Mikke to są ludzie, którzy przyciągają swój najtwardszy elektorat. I Grzegorz Braun miał przekaz do tego najtwardszego elektoratu. Więc to nie jest problem dla Konfederacji. Na pewno nie taki, jak sobie wyobraża świat pozakonfederacyjny. Grzegorz Braun ma swoich zdeklarowanych sympatyków. Moim zdaniem może liczyć na jakieś 3 proc. poparcia.
Czyli Pana zdaniem to jest mit, że Krzysztof Bosak i Sławomir Mentzen będą chcieli wyrzucić Grzegorza Brauna?
Bosak z Mentzenem mogą kiedyś zechcieć pozbyć się Brauna, ale jeżeli w ogóle to raczej po wyborach, a nie przed. Bo przed wyborami byłoby to dla Konfederacji katastrofalne. Tak jak powiedziałem - Grzegorz Braun ma swój elektorat, który ja szacuję na około 3 proc. Wyborcy ci pójdą tam, gdzie pójdzie Grzegorz Braun. Więc jakby ten polityk został usunięty z Konfederacji to formacja natychmiast traci ten elektorat, a Braun startuje z własną listą. I jest w stanie zrobić dobry wynik. W dodatku wszystkie głosy, jakie uzyska, to będą głosy zabrane Konfederacji. Więc z wyborczego punktu widzenia wyrzucanie takiego polityka po prostu się nie opłaca. Szczególnie, że Braun dodaje kilka procent Konfederacji. Jak podkreślam – ja szacuję to poparcie na 3 proc., ale to nie jest pewnik, może być to troszkę mniej, troszkę więcej. Ale jakieś głosy cała lista dzięki niemu dostanie. A jednocześnie Braun nie stanowi wielkiego zagrożenia. Bo według umowy dostanie tylko sześć „jedynek” w wyborach do Sejmu. Czyli wszystko, co może uzyskać to maksymalnie sześcioosobowa drużyna w przyszłym parlamencie. Więc cena płacona za to, że się trzyma Grzegorza Brauna i jego ekipę wewnątrz Konfederacji jest stosunkowo niewielka. A to, że on nie potrafi się powstrzymać, nie gra zgodnie ze scenariuszem, gada różne rzeczy, które są trudne do zaakceptowania dla wielu ludzi, to jest coś, co ja doskonale wiem. I wiedzą o tym koledzy z Konfederacji. Jak interweniowałem w tej sprawie, to byłem ten winny. Tymczasem dziś koledzy mają z nim na pewno ostrzejsze rozmowy.
Ale jeśli mamy w partii polityka, który jest z jakiegoś powodu potrzebny, ale budzi potężne kontrowersje, to się go chowa w drugim szeregu. To częsta praktyka.
Grzegorz Braun był przez bardzo długi czas ukrywany. Aż do momentu, gdy poparcie skoczyło do kilkunastu procent. Koledzy rozzuchwalili się do tego stopnia, że uznali, iż nawet Grzegorz Braun nie jest w stanie im zagrozić. I mają trochę racji, bo ten najtwardszy elektorat Konfederacji, na poziomie między 8 a 10 proc. stał się teflonowy.
To prawda – o twardy elektorat trzeba dbać. Ale z drugiej strony nie brak głosów, że przy takiej ostrej polaryzacji między PiS i PO, problemach Trzeciej Drogi i braku oferty dla przedsiębiorców przydałaby się formacja taka jak Konfederacja, ale krytyczna wobec Rosji i bez radykalizmu np. w kwestii maseczek. Krytykująca lockdowny, ale nie negując istnienia covidu. Czy nie jest tak, że promując Grzegorza Brauna formacja zachowuje 3, 4, niech będzie nawet 5 procent, ale traci 15, które mogłaby zdobyć?
No oczywiście, że traci, ale ja się tym nie będę przejmował, bo akurat nie obchodzi mnie w tym momencie to, jaki wynik zdobędzie Konfederacja. To, co się tam dzieje jest wewnętrznym problemem jej liderów. Sławomir Mentzen postanowił w pewnym momencie pozbyć się wolnościowców, demokratów, to się pozbył. Teraz może zechcieć pozbyć się skrajnego odłamu, Grzegorza Brauna. Tylko, że zrobi to raczej po wyborach, a nie przed. Ale zrobić to będzie musiał, jeżeli Konfederacja poważnie aspiruje do bycia czymś więcej niż partią memów.
Jeżeli zechce nawiązać współpracę z jakąkolwiek partią, nieważne, czy będzie to PiS, czy Platforma, nikt poważnie nie zaakceptuje koalicji z kimś takim jak Grzegorz Braun i wszyscy o tym wiemy. Wie o tym również sam Grzegorz Braun. On swoją ścieżkę już narysował jako wieczny opozycjonista, który będzie zawsze przeciwko wszystkim. Tylko, że to się może nie podobać ambitnym młodym chłopakom z Konfederacji, którzy już powoli zaczynają dyskutować, który z nich i będzie ministrem, na czele którego resortu stanie.
Będąc od kilku miesięcy poza Konfederacją odczuwa Pan schadenfreude w związku z problemami dawnych kolegów?
Nie, dlatego, że ja chciałem zmieniać Konfederację. Chciałem, żeby była poważną partią. Sugerowałem kolegom, że po prostu czasy happeningów się już skończyły. Wielokrotnie mówiłem, że trzeba jednak inaczej kreować przekaz i absolutnie nie możemy sobie pozwalać na to, żeby tolerować pewne wygłupy. Oni mnie słuchają teraz, gdy już mnie tam nie ma. Nagle zaczęli słuchać jakichś doradców, którzy mówią im co wolno, czego nie wolno, co powinno się mówić, a czego nie. Natomiast bardzo ukrywają swoje prawdziwe ja. Więc nie mam w tym momencie jakoś wielu dobrych uczuć dla nich i tego, co robią. Ponieważ widzę, że w gruncie rzeczy nie spoważnieli.
To też widać po zgłaszanych przez nich projektach. A niedawno usłyszałem od Sławka Mentzena, że wszystkie nasze dotychczasowe przekazy, które mieliśmy dla Polaków przez te 20 lat były żartem. Po czymś takim nie wiem czy możemy jeszcze uważać, że Konfederacja jest czymkolwiek innym, niż jedną z wielu partii, które po prostu walczą o jak największe poparcie. Ale nie po to, by zrobić coś wielkiego. To już nie jest walka o to, by zmieniać świat. Ale o to, żeby znaleźć się później tam, gdzie się znajdzie. Nawet projekt podatkowy Sławomira Mentzena właściwie niczego nie zmienia.
Jak w tym momencie wygląda sytuacja Wolnościowców? Idziecie z kimś w koalicji, sami, czy po prostu się przyglądacie?
Jesteśmy w trakcie rozmów, ale o ich szczegółach nie mogę na razie powiedzieć. Ciężko jest rozmawiać przez media z partnerami, których traktujemy poważnie. Oni traktują poważnie również nas. Myślę, że w lipcu się wszystko wyjaśni, to będzie miesiąc decydujący. Bo w sierpniu już się zbiera podpisy. Więc jak tylko będziemy mieli twarde ustalenia, na pewno o wszystkim poinformujemy. I na pewno Salon24 dostanie zaproszenie na konferencję prasową, na której to ogłosimy.
Rozmawiał Przemysław Harczuk
n/z: Grzegorz Braun i Krzysztof Bosak z Konfederacji. fot. Silar - praca własna, CC BY-SA 4.0
Czytaj dalej:
Inne tematy w dziale Polityka