Rosyjscy propagandziści wciąż są w szoku po jednodniowej akcji przywódcy Grupy Wagnera, Jewgienija Prigożyna. Pseudo-publicyści na kanale Rossija 1 ubolewają, że "Prigożyn zamiast na Moskwę nie ruszył na Kijów, Lwów lub Warszawę".
Konsternacja w rosyjskich programach propagandowych
Rosyjscy propagandyści wciąż nie mogą się pozbierać po sobotnim wyskoku przywódcy Grupy Wagnera. - Sobota była przerażającym dniem - powiedział na kanale Rossija 1 czołowy propagandzista Kremla Władimir Sołowiow. Ulubieniec Kremla tłumaczył, że mogło dojść do regularnej wojny domowej między Rosjanami. Zebrani w studiu goście tylko mu przytakiwali. Widzimy to na nagraniu, udostępnionym przez dziennikarkę, badającą rosyjską dezinformację - Julię Davis.
W programie nie zabrakło też porównań do wojny domowej, która przetoczyła się przez Rosję w latach 1917-1922. Jej skutkiem było dojście komunistów do władzy. Zaproszona do studia historyk opisywała straszliwe wydarzenia z tamtych czasów, m.in. obcinanie nosów oponentom politycznym. Sugerowała, że takie sceny mogłyby się powtórzyć również dzisiaj, gdyby doszło do podobnego konfliktu.
Nie zabrakło jednak skrajnie krytycznych komentarzy pod adresem "puczystów". Jeden z uczestników programu Wołodimira Sołowjowa powiedział, że powinna ich spotkać najwyższa kara. - Zdrajcy w czasie wojny muszą zostać zniszczeni [...] tylko kula w łeb dla Prigożyna i Dmitrija Ultkina. Zdrady nigdy się nie wybacza. Jedyna możliwość, która im została, to się zastrzelić. Innego wyjścia dla autorów przewrotu nie ma - stwierdził były wojskowy i deputowany do Dumy Andrey Gurulyow.
"Prigożyn powinien ruszyć na Warszawę"
W dyskusji nie zabrakło oczywiście polskiego wątku. Polska to obecnie najbardziej znienawidzony przez Sołowjowa sojusznik Ukrainy. - 25 tysięcy uzbrojonych żołnierzy, z systemami obrony powietrznej, ponad tysiącem samochodów. I co oni robią? Ruszają, ale nie na Kijów, nie na Lwów, nie na Warszawę, ale na Moskwę - ubolewał putinowiec w Rossija 1.
Nieudany bunt Grupy Wagnera
W piątek lider współpracującej z rosyjskimi wojskami w inwazji na Ukrainę najemniczej Grupy Wagnera Jewgienij Prigożyn przekazał, że oddziały regularnej rosyjskiej armii zaatakowały obóz najemników, co skutkowało licznymi ofiarami śmiertelnymi. Oznajmił, że zamierza "przywrócić sprawiedliwość" w siłach zbrojnych i wezwał, by nie okazywać mu sprzeciwu.
W sobotę w godzinach porannych przywódca najemników poinformował, że znajduje się w kwaterze Południowego Okręgu Wojskowego w Rostowie nad Donem i oczekuje tam na przybycie ministra obrony Siergieja Szojgu oraz szefa sztabu generalnego Walerija Gierasimowa. Zagroził, że w przeciwnym razie wagnerowcy "pójdą na Moskwę". Jak podała agencja Reutera, wagnerowcy przejęli również kontrolę nad obiektami wojskowymi w Woroneżu. W Moskwie wprowadzono reżim operacji antyterrorystycznych.
Jednak już po kilkunastu godzinach Prigożyn ogłosił zawieszenie marszu na Moskwę. Tłumaczył, że "nie chce przelewu rosyjskiej krwi". Szef grupy najemników wycofał się w końcu na Białoruś po mediacjach z udziałem prezydenta tego kraju. Od soboty wieczór słuch po Prigożynie zaginął.
MB
(Źródło zdjęcia: Szef Grupy Wagnera. Fot. Telegram)
Czytaj dalej:
Inne tematy w dziale Polityka