- Niestety, Robert przy całej ogromnej klasie piłkarskiej, umiejętnościach, akurat chyba nie posiada charyzmy do zarządzania drużyną. Ale choć można mieć do Lewandowskiego jakieś żale, nie widzę w tym składzie personalnym innej osoby, która mogłaby udźwignąć funkcję kapitana – mówi Salonowi 24 Michał Listkiewicz, były sędzia międzynarodowy i prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej.
Nie milkną echa po bardzo przykrej, kompromitującej porażce piłkarskiej reprezentacji Polski 2-3 z Mołdawią. Kibice są frustrowani, w mediach społecznościowych pojawiły się nawet wpisy, zarzucające wręcz grę u bukmachera, praktyki korupcyjne. Ale zostawiając te historie spiskowe, uznając je za krzywdzące pomówienia, blamaż na boisku jest faktem. I pojawiły się, również u poważnych komentatorów opinie, że Robert Lewandowski powinien stracić opaskę kapitańską, a a Fernando Santos podać do dymisji. Jak podchodzi Pan do tego typu pomysłów?
Michał Listkiewicz: To są oceny bardzo emocjonalne, jak to zawsze u nas - od ściany do ściany. Jakby Biało-Czerwoni wygrali 3:0, czy 4:0, bo tak być powinno z przebiegu gry na początku meczu, to wszyscy by się z kolei przesadnie zachwycali. Pierwsza połowa naprawdę była doskonała pod każdym względem i wyniku i prowadzenia gry, nie było się do czego przyczepić. Kompletnie nie rozumiem, co się stało po przerwie. To tak jak bokser, który w ringu panuje, właściwie ma pod kontrolą wszystko i potem jakiś jeden zabłąkany cios powoduje, że facet traci w ogóle koncepcję. Nie może być tak, że jedna przypadkowa bramka na 2:1 spowodowała panikę.
To jest kompletnie dla mnie niewytłumaczalne, bo to były jakby dwie różne drużyny. Czasami nasza reprezentacja miała bardzo słabe mecze i nawet kompromitujące wyniki. Ale wtedy po prostu cały mecz słabo graliśmy, piłkarze mieli gorszy dzień. Tu do przerwy było prowadzenie i dobra gra, a w drugiej części fatalna i w końcu odwrócenie wyniku przez jedną z najsłabszych drużyn. Takie coś w historii nie tylko polskiej, ale w ogóle piłki jest czymś wyjątkowym. I gdyby nie fakt, że piłkarze to milionerzy, ludzie świetnie sytuowani, to można by się zastanawiać, czy te wspomniane plotki nie mają racjonalnego źródła. Ale nie na takim szczeblu i nie w tym przypadku.
A czy te zarzuty wobec Roberta Lewandowskiego, że się nie sprawdza jako kapitan, lider, są uzasadnione, czy może problemem jest słaby charakter młodych zawodników – bo Kamil Glik, Grzegorz Krychowiak sportowo może już „nie dojeżdżali”, ale charakteru im nikt nie odmawiał?
No niestety, Robert przy całej ogromnej klasie piłkarskiej, umiejętnościach, akurat nie posiada takiej charyzmy do zarządzania. Czasami piłkarz, może ma jakieś braki, czysto piłkarskie, ale ma to coś co pozwala mu wstrząsnąć, rządzić drużyną. Przykładem takiego piłkarza był chociażby Piotr Świerczewski, czy nawet w pewnym sensie Grzegorz Krychowiak. A we wcześniejszych czasach świetnymi zawodnikami, ale też prawdziwymi liderami byli Zbigniew Boniek, a jeszcze wcześniej Grzegorz Lato, Kazimierz Deyna. To byli ludzie, którzy jak nie szło, to potrafili wszystkich zdrowo opieprzyć. Wziąć, jak to się mówiło, piłkę pod pachę, powiedzieć: "słuchajcie bierzemy się do roboty, taka wasza bać, ty na prawo, ty na lewo i zasuwamy". U Roberta tego nie ma.
Powinien stracić opaskę?
Nie. Można mieć do Lewandowskiego jakieś żale, ale nie widzę w tym składzie personalnym innej osoby, która mogłaby udźwignąć tę funkcję.
Podczas Pana kadencji jako prezesa PZPN były pierwsze po latach awanse do Mistrzostw Świata, ale też bywały porażki, emocje rozhuśtane, żądania zmian selekcjonera. Co by Pan radził obecnym władzom PZPN, wobec niewątpliwie bardzo poważnego kryzysu wizerunkowego?
Na pewno kryzys jest poważny, aczkolwiek moment jest bardzo wygodny, bo idą wakacje. Nie tylko piłkarskie, ale po prostu czas odpoczynku dla wszystkich, w którym emocje troszkę opadną. Gdybyśmy mieli grać za chwilę kolejne mecze, to byłby naprawdę pewien niepokój. Natomiast mamy następne starcie dopiero we wrześniu. Dla mnie absolutnie nie ma tematu zwalniania selekcjonera czy zmiany kapitana, bo to nie w tym jest problem. Problem rozwiązać muszą sami piłkarze. Zebrać się w swoim gronie. Nawet mocno się wkurzyć, ostro ale konstruktywnie pokłócić. Bo to wszystko siedzi w głowach. Mołdawia jest przecież słabym zespołem, wygrali nie dzięki umiejętnościom, ale zaprezentowaniu charakteru. Dla nich to chyba największy sukces w historii.
Po spotkaniu dzwonił do mnie mój kolega z Mołdawii Pavel Cebanu, wybitny kiedyś piłkarz i stwierdził, że to jest historyczny moment. Tyle, że to nie był wielki mecz Mołdawii, do przerwy to w ogóle nie było jakości, a po przerwie była walka i zaangażowanie. Swoją drogą, gdyby nie to, że Polska przegrała i jest mi smutno, to bym nawet się cieszył. Wygrana takiego zespołu jak Mołdawia to zachęta dla tych malutkich, że czasami nie wielkie kluby, nie pieniądze, nie jakieś tam bogactwo kraju, ale charakter może przynieść nieoczekiwany sukces. To jest dobry przykład dla drużyn z takich krajów jak Mołdawia, że można. Szkoda, że naszym kosztem.
Szkoda też, gdybyśmy nie awansowali do mistrzostw Europy, choć nawet piąte miejsce nie przekreśla szans, daje możliwość gry w barażach?
Tak, można zająć ostatnie miejsce w grupie i nadal móc grać w barażach. Tylko, że ja bym nie miał satysfakcji z takiego awansu w taki sposób, tylnym wejściem. Taka drużyna jak Polska, z takim potencjałem i z takimi nazwiskami i z takim budżetem, bo PZPN jest dziś bardzo bogatą federacją, nie powinna mieć problemów z awansem. Przy takich warunkach, awans przez baraż byłby obciachem. No, chyba, żebyśmy zostali później mistrzem Europy.
W roku 1992 Polacy zostali wicemistrzem olimpijskim, awansując na turniej kuchennymi drzwiami, w bezpośrednim starciu o awans ulegli Duńczykom 1:6 w dwumeczu (0:5 na wyjeździe, 1:1 u siebie)?
Tak, awansując dzięki sprawom regulaminowym (awans formalnie wywalczyli Szkoci, ale oni nie biorą udziału w Igrzyskach, a reprezentacja Wielkiej Brytanii nie była zainteresowana startem, awans przypadł Polakom – przyp. red.). Z kolei awans na Mistrzostwa Świata 1974 roku Biało-Czerwoni wywalczyli po remisie 1:1 na Wembley. Mecz wyglądał tak, że gdyby było 6:0 dla Anglii nikt nie mógłby mieć pretensji. A jednak był remis, który nie tylko dał awans, ale zbudował później naszą drużynę, która wywalczyła trzecie miejsce na MŚ. Zatem, niech Mołdawia będzie jakimś takim punktem przełomowym. Niech piłkarze zrozumieją, że o wyniku nie decyduje nazwa klubu, nazwisko, stan konta, tylko zaangażowanie, walka i oddanie drużynie.
Inne tematy w dziale Sport