Z domów kradzione są laptopy, komputery, różnego rodzaju gry, które bardzo łatwo jest spieniężyć i sprzedać. I jeśli chodzi o standardowe ofiary, niezależnie od tego, czy będzie to domek jednorodzinny, czy mieszkanie w bloku, w 3 na 4 przypadkach te osoby same swoimi działaniami sygnalizują przestępcom, że ich mieszkanie jest puste – mówi Salonowi 24 Dariusz Loranty, nadkomisarz w stanie spoczynku, szef ekspertów bezpieczeństwa CIRSA - Central European Institute of Research and Strategic Analysis.
W Warszawie na Grochowie, wcześniej na Żoliborzu, Wawrze, pojawiły się przy drzwiach mieszkań różne napisy. Podobne sytuacje miały miejsce w Krakowie, tam mieszkańcy organizowali straż sąsiedzką, bojąc się, że mogą to być ostrzeżenia przestępców, którzy chcą okraść mieszkania. Faktycznie są powody do obaw?
Dariusz Loranty: Nie sądzę – uważam, że te napisy, to działanie grupy młodych ludzi, którzy działają z trzech przyczyn. Pierwsza wersja to jakiś głupi pseudo dowcip, który ma oddziaływać, straszyć, tak jak w budynku, gdzie była "śmierć dziecka", że "tu nastąpi śmierć" itd. [Chodzi o Osiedle Tysiąclecia w Katowicach, gdzie w windach pojawiły się napisy o treści "Zabiję dziecko w tym bloku za kilka dni". Sprawą zajmuje się policja, a spółdzielnia mieszkaniowa wyznaczyła nagrodę pieniężną za wskazanie sprawcy napisów, które przeraziły mieszkańców - przyp. red.] Natomiast druga opcja, że mogą być to grupy satanistyczne. To też przymiot młodych, niezrównoważonych emocjonalnie ludzi i stąd się biorą te napisy. Oczywiście, żeby nie było wątpliwości. Trzecia wersja gra, tak jakieś skrzyżowanie gry internetowej z tzw. podchodami, jeśli ktoś pamięta taką grę terenową. Przypominam też modę na łapanie „Pokemonów”. Grupy przestępcze oczywiście także się komunikują w różny sposób, ale na pewno nie tak bardzo jawnymi napisami, które są na klatkach schodowych.
Jak wygląda takie „niejawne” znakowanie mieszkań?
Oczywiście oznacza się mieszkania, w których planuje się dokonać włamania. Każdy oficer policji uczy się o taktyce działań włamywacza. Elementem owej taktyki jest wywiad, który przestępca prowadzi na okoliczność mieszkania, w którym coś jest. Często ten, co prowadzi ten wywiad nie uczestniczy w samym włamaniu. Takim charakterystycznym przykładem było działanie wywiadowców podczas próby włamania do ówczesnego dyrektora Muzeum Azji i Pacyfiku. Na początku lat 90. był on bardzo znaną osobą, współprowadził bardzo popularny program, który się nazywał "7 kontynentów". Taki wywiad przestępców dotyczył wielu osób, ten był akurat najciekawszy, bo potwierdziło się, co mężczyzna posiada w domu i gdzie ma zainstalowane różne rzeczy. Jednym z ważnych elementów było ostrzeżenie, że nad łóżkiem ma sprawny, bojowy kindżał. Czyli w przypadku, gdyby się obudził i chwycił ten kindżał, to mógłby uderzyć włamywacza, który akurat będzie u niego w mieszkaniu. Więc oczywiście, że przestępcy się komunikują. Ale nie przez napisy, które zobaczy każdy.
No dobrze, jednak wspomniane napisy z warszawskiego Grochowa są niewielkie, praktycznie niezauważalne. Gdyby nie przypadek i osoba, która po prostu dłuższy czas wykonywała pracę na klatce schodowej, najpewniej ludzie by się nie spostrzegli. Tu mieszkańcy opisali sprawę w mediach społecznościowych, administracja wywiesiła ostrzeżenie na klatce schodowej.
Ja zapewniam pana, że nikt z mieszkańców nie zorientowałby się, że przestępcy zostawili takie znaki. Takie znakowanie odbywa się tuż przed dokonaniem włamania. Na przykład jest w klatce na piętrze kilkanaście mieszkań i pierwszy wchodzący musi się zorientować, w którym mieszkaniu jest lokal wytypowany do włamania. Tu mówimy rzecz jasna nie o przypadkowych przestępcach, którzy włamują się, bo jest okazja. Ale o profesjonalistach, którzy idą w konkretnym celu. Wiedzą, że w danym lokalu są cenne towary. Takie, które można spieniężyć, na które jest zlecenie. Więc trzeba sprawdzić, czy w sąsiednim mieszkaniu są ludzie. Jeśli idzie cała grupa, to pierwszy wchodzący musi je oznaczać, żeby ci, którzy wchodzą na robotę, wiedzieli jak głośno mogą się zachowywać. Ale to nie jest możliwe, by laik zorientował się, że takie działanie zostało podjęte. Czasem wystarczy przestawienie stojących przed drzwiami butów, wycieraczek itd. Jest parę sposobów.
To z czym mieliśmy do czynienia w Krakowie, czy ostatnio na Grochowie?
Sądzę, że były to bardzo nieprzyjemne i głupie żarty, na pewno nie są to oznaczenia, które robią przestępcy. Mówię o grupach, bo proszę pamiętać, że włamanie zazwyczaj robi grupa przestępców. Do rzadkości należy sytuacja, w której włamania dokonuje jedna osoba. Choć oczywiście to też się zdarza.
Zaczął się sezon urlopowy. Większość osób stara się wyjeżdżać na dłuższy czas w celach wypoczynkowych, zostawia mieszkanie. Jakie są najczęstsze błędy, przez które osoby wyjeżdżające na urlop wręcz zapraszają złodziei?
Zaznaczę, że mówimy o takich standardowych ofiarach. Czyli o osobach, które nie są wytypowane z racji posiadania szczególnie cennych przedmiotów. Proszę pamiętać, że na przykład na Zachodzie była jakiś czas temu moda na pewne artefakty, czyli jakieś historyczne elementy, które dla jednych miały większą, dla drugich bardzo małą wartość. I w takiej sytuacji lokal jest typowany na podstawie przedmiotu, który w nim się znajduje. Natomiast w przypadku standardowych ofiar złodzieje szukają mieszkań pustych, z których wynoszą przedmioty, które można łatwo i szybko spieniężyć. Dzisiaj kradzież telewizora jest już rzadkością. Nie z tego tytułu, że ciężko go sprzedać ale dlatego, że ciężko go nosić. Ale wciąż z domów kradzione są laptopy, komputery, różnego rodzaju gry, które bardzo łatwo jestmsprzedać. I jeśli chodzi o standardowe ofiary, niezależnie od tego, czy będzie to domek jednorodzinny, czy mieszkanie w bloku, w 3 na 4 przypadkach te osoby same swoimi działaniami sygnalizują przestępcom, że ich mieszkanie jest puste.
W jaki sposób?
Pierwszą rzeczą, mówimy o mieszkaniu standardowym w bloku, w dużej klatce schodowej, gdzie jest dużo tych mieszkań, ludzie mają buty, wystawiają na klatce schodowej. Stoi jakaś szafka na buty, a ludzie wyjeżdżając przed wyjazdem ją porządkują. To jest pierwsza rzecz. Ci, którzy mają kwiatki na klatkach, chowają je do domu, bo liczą, że ktoś, kto będzie odwiedzał ich mieszkanie podleje je. Dochodzi do tego nowa moda, informowanie w mediach społecznościowych, że się przebywa w danym miejscu, na urlopie, z dala od domu. Nadal złodziej nie włamuje się tam, gdzie mieszka, ale rozpoznaje teren, na którym zamierza się włamać. Formą, wciąż nie najważniejszą, ale już istniejącą, jest sprawdzenie Facebooka. Potencjalni pokrzywdzeni sami informują, gdzie przebywają.
Czyli jeśli ktoś bardzo chce się pochwalić wyjazdem w jakieś miejsce, powinien to robić już po powrocie?
Oczywiście, ale proszę pamiętać, że to wciąż nie jest najważniejsza forma informacji dla sprawców. Najważniejsza rzecz to nie dawać tych fizycznych elementów oznakowania, nie zasłaniać kotar, nie robić gruntownego porządku takiego, po którym widać, że ktoś wyjechał. A najlepszą formułą obrony jest nieokreślone, nieregularne przychodzenie do domu osób znajomych podczas naszej nieobecności. Nie ma lepszej ochrony niż sąsiedzka pomoc.
(Zdjęcie: Włamywacze wykorzystują naszą nieobecność, fot. Canva; Autor zdjęcia Dariusza Lorantego - Michał Baranowski)
Czytaj także:
Inne tematy w dziale Społeczeństwo