- Polacy to inteligentny naród. Jak ten, kto wpuszcza rocznie sto kilkadziesiąt tysięcy muzułmanów, pyta, czy wpuści 1900, to wszyscy wiedzą, że robi sobie jaja, że to nie jest poważne referendum. To jest zabawa i wszyscy tak ją będziemy traktować – mówił Krzysztof Kwiatkowski, senator niezależny, były minister sprawiedliwości i prezes Najwyższej Izby Kontroli. Wywiad ukazał się w Radiu Łódź, rozmawiał Sławomir Jastrzębowski, Salon24.
Wszyscy powtarzają dwa słowa na literkę R. Relokacja, referendum. Jak będzie Pan głosował?
Krzysztof Kwiatkowski: Na razie się martwię tym, że obecny rząd sprowadził 130 tysięcy muzułmanów z Pakistanu, z Indii, z Filipin. Dowiedzieliśmy się o tym troszeczkę przypadkiem. Pod samym Płockiem już w jednym miejscu mieszkają ich dwa tysiące. Za chwilę ma być dziesięć tysięcy. Robi to spółka Skarbu Państwa, prezes Daniel Obajtek, mówiący, że to są dla niego najlepsi pracownicy. Muszę powiedzieć, że my tu mówimy o tysiąc dziewięciuset kilkudziesięciu osobach w ramach tak zwanej relokacji unijnej, a tu się okazuje, że wjeżdża 130 tysięcy i nie zwróciliśmy na to uwagi. Tak, to skandal, że robi się to poza Polakami.
Rząd, jak rozumiem, ich zaprosił, a na pewno dał pozwolenie na ich przyjazd, bo to administracja rządowa wydaje pozwolenia na ich zatrudnienie, a później, jak się okazuje, dużą ich część zatrudnia w spółkach Skarbu Państwa. Byłem tą sytuacją po prostu zszokowany.
Panie senatorze, ale czy nie sądzi pan, że to są jednak dwie różne rzeczywistości? To znaczy rzeczywistość numer jeden, kiedy jakaś spółka Skarbu Państwa Sprowadza się pracowników po to, żeby wykonali pewną pracę. To pierwsza sytuacja. Ci pracownicy są nadzorowani, ci pracownicy mają co robić, ci pracownicy mają miejsce do spania, ci pracownicy mają swoje zadania. A druga sytuacja jest taka, że sprowadza się ludzi, którzy nie mają często żadnego wykształcenia, nie wiadomo co z nimi, nie chcą się asymilować i nie ma dla nich pracy. To są dwie różne sytuacje. Nie sądzi pan, panie senatorze?
Panie redaktorze, ale pan dzisiaj błyska dowcipem! Na czym polega tak zwana realokacja w wydaniu unijnym? Po pierwsze, ona wcale nie musi mieć miejsca, bo możemy udzielić pomocy technicznej albo – uwaga, nawet zapłacić karę. Ta kara to 40 milionów.
Przypominam, że rząd już zapłacił 2,5 miliarda kar dla Unii Europejskiej z uwagi na to, że nie realizuje wyroków Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Po drugie, w ramach Unii Europejskiej nie ma granic. Czyli, nawet jak te tysiąc dziewięćset kilkadziesiąt osób do Polski trafi, to pana zapewniam, że stanie się to skądinąd z tak zwanych pilnowanych ośrodków, bo oni trafiają do ośrodków, z których za każdym razem jest tak samo. Po kilku miesiącach zdecydowane większości z tych osób nie ma i one się odnajdują w Niemczech, we Francji, w Austrii i w krajach, gdzie tak zwany socjal jest wyższy.
Czyli pan mówi, że relokacja nie ma sensu, bo po co ta relokacja z Niemiec?
Panie redaktorze, ja mówię, ja w tej sprawie martwię się czym innym. Rząd na potęgę wprowadza dziesiątki tysięcy muzułmanów. Nikt w praktyce tego nie kontroluje, bo nie trafiają oni za każdym razem do miasteczka pod Płockiem wybudowanego przez spółkę Skarbu Państwa, czyli spółkę Orlen. Oni mogą trafić w dowolne miejsca i powiem panu coś, co pana zbulwersuje.
Kiedy próbowałem choćby w drobnym zakresie nad tym zapanować, zgłosiłem poprawkę, że takie osoby, które na przykład jeżdżą na Uberach, na Boltach, świadczą usługi taksówkarskie, muszą mieć zaświadczenie o niekaralności, żeby żaden „Masa”, „Kiełbasa” nie woził naszych dzieci i kobiet. Niestety, w Łodzi także mieliśmy tragedie z tym związane i to nie tylko gwałt, ale dalej idące. I tą poprawkę, tą z mojej inicjatywy przyjął Senat. Uwaga: PiS w Sejmie ją odrzucił. To mnie w tej sprawie bulwersuje. To mnie martwi, jakie interesy są w tle, że w sytuacji, w której my walczymy o bezpieczeństwo Polaków, to okazuje się, że nawet tak oczywiste rzeczy nie znajdują uznania w oczach koleżanek i kolegów z Prawa i Sprawiedliwości.
Bulwersujące. Mówi się jednak, patrząc na tę samą sprawę z trochę innego punktu widzenia, że Jarosław Kaczyński mówiąc w Sejmie o referendum, zrobił coś, co może przesądzić o wyniku wyborów. Ponieważ nie podał daty referendum, a to może być ta sama data, co data wyborów. Ja nie mam żadnej wątpliwości, jak Polacy będą głosować. A pan ma wątpliwość, jak będą głosować?
Polacy to inteligentny naród. Jak ten, kto wpuszcza rocznie sto kilkadziesiąt tysięcy muzułmanów, pyta, czy wpuści 1900, to wszyscy wiedzą, że sobie jaja robi, że to nie jest poważny referendum. To jest zabawa i wszyscy tak ją będziemy traktować. No bo przecież nie można równocześnie mówić, że chronię granic, żeby nie wpuścić 1900 osób, a wpuścić sto kilkadziesiąt tysięcy i to muzułmanów z takich krajów jak Bangladesz, z takich krajów jak Indie, z takich krajów jak Filipiny. To jest dopiero zaskakująca sytuacja i przecież Polacy o tym za chwilę będą mówić, rozmawiać.
Bardzo dobrze jest, że ta dyskusja o polityce migracyjnej będzie wywołana, bo ja muszę powiedzieć szczerze, że ja byłem szokowany, jakie my mamy interesy w ściąganiu Azjatów z bardzo odległych krajów. To może stwórzmy lepsze warunki zatrudnienia dla osób, które są nam bliższe kulturowo, na przykład dla Białorusinów. Przykład ukraiński pokazuje, że ponad połowa Ukrainek, które są w Polsce podjęła pracę. To jest ten naturalny kierunek.
Najwyższa Izba Kontroli przygotowuje dla Sejmu co roku analizę wykonania budżetu państwa i założeń polityki pieniężnej. Teraz niestety ta analiza była negatywna. Najwyższa Izba Kontroli negatywnie oceniła kierunki zmian w systemie finansów publicznych, w wyniku których gospodarka finansowa państwa prowadzona jest w znacznej części poza budżetem państwa. Taka sytuacja jest pierwszy raz od lat dziewięćdziesiątych. Jak był pan prezesem Najwyższej Izby Kontroli nigdy się to nie zdarzyło. Jak pan to ocenia? Czy to jest prywatna wojna prezesa Banasia z PiSem, czy rzeczywiście jest coś na rzeczy?
Tam nie ma prywatnej wojny. To jest instytucja. Kontrole robią kontrolerzy. Panie redaktorze, kontrole robią kontrolerzy, nie prezes Banaś. Oczywiście jest coś symbolicznego w tym, że minister finansów w rządzie Prawa i Sprawiedliwości, czyli Marian Banaś, obecnie prezes NIK-u, pierwszy raz w historii tej instytucji nie wydał pozytywnej oceny o wykonaniu budżetu wskazując i słusznie uwagę na to, że setki miliardów długu, rzeczywistego długu państwa jest poukrywane w różnych funduszach, a nie jest ujęte w budżecie państwa. To powinien być dla nas bardzo wyraźny sygnał, żeby przyjrzeć się stanowi finansów publicznych.
Bo niestety, jak się okazuje, Najwyższa Izba Kontroli stwierdziła, że on wygląda dużo gorzej niż mogłoby nam się wszystkim wydawać. Ja osobiście jestem już w trakcie tej lektury, to dokument, który ma kilkaset stron. Dzisiaj rozpocząłem szczegółową analizę tego dokumentu, bo nie ukrywam, że też jestem zainteresowany tym, jak jest rzeczywisty stan finansów publicznych. Nie chciałbym, żeby było tak jak po Gierku, że kilka kolejnych pokoleń będzie spłacać długi, które zostały narobione. Tak to wymaga poważnej analizy, dyskusji i zastanowienia, co z tym fantem zrobić.
Rozmawiał Sławomir Jastrzębowski, rozmowa odbyła się w Radiu Łódź
Fot. ilustracyjna
Inne tematy w dziale Polityka