- Można postawić pytanie, czy sędziowie w Brukseli nie mieli czasem z tyłu głowy zbliżających się polskich wyborów. I tego, że na podstawie decyzji TSUE to Europa wypadnie jako obrońca polskich konsumentów, a ludzie będą chwalić decyzję Trybunału. Jednocześnie nie znając sobie sprawy z tego, że klienci banków to znacznie większa grupa niż ci, którzy zaciągnęli kredyty hipoteczne. Czy to mogło mieć duże znaczenie? Mam nadzieję, że nie miało. Ale tego nie jestem wcale taki pewien – mówi Salonowi 24 prof. Ryszard Bugaj, ekonomista, Polska Akademia Nauk.
Jak ocenia Pan Wyrok Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej w sprawie Frankowiczów?
Prof. Ryszard Bugaj: Przyjąłem go z bardzo mieszanymi uczuciami. Z jednej strony takie pryncypalne stanowisko prokonsumenckie jest sympatyczne dla bardzo wielu ludzi.
Z drugiej strony konsekwencje dla systemu bankowego, co za tym idzie dla całego społeczeństwa, mogą być dosyć dramatyczne. To, co bankowcy mówią o przerzuceniu kosztów na wszystkich klientów banków, jest, niestety, moim zdaniem prawdziwe. Bardzo trudno przed tym uciec. To jest poważny problem,z którym jakoś musimy się zmierzyć. Nie bardzo wiem, jak, bo dyrektywa jest, orzeczenie też i właściwie jest tylko do stosowania.
Z drugiej strony, gra idzie o ogromne pieniądze. To się szacuje nawet na 100 miliardów złotych, więc są to gigantyczne kwoty z punktu widzenia Polski. Nie da się tego tego problemu rozwiązać przez jakieś działania dotujące rządu, to nie ulega wątpliwości. Nie widzę zresztą ze strony rządu specjalnego zainteresowania rozwiązaniem tego problemu.
Tylko też nie należy zapomnieć, że osoby, które brały kredyty we frankach szwajcarskich znalazły się w trudnej sytuacji – z ich perspektywy werdykt TSUE może być naprawdę korzystny.
Oczywiście, ta ta grupa, która wzięła te kredyty skorzysta i to bardzo. Ale też nie oszukujmy się, nie jest to grupa ludzi jako całość w tarapatach finansowych. Owszem, niektórzy mogli popaść w te tarapaty. Ale generalnie rzecz biorąc, jak ktoś bierze kredyt kilkusettysięczny, to musi mieć zdolność kredytową. To znaczy musi wykładać się znacznymi dochodami. A konsekwencje wyroku TSUE poniosą wszyscy klienci banków.
Owszem, jednak padli oni ofiarami pewnego oszustwa. Wynikało to z niewyrobienia społeczeństwa, ale jednak.
Niejaki Stiglitz dostał Nagrodę Nobla za pracę o tzw. asymetrii informacyjnej. Banki z tego punktu widzenia mają przewagę nad swoimi klientami. Są lepiej poinformowane, mają przygotowanych do tego ludzi aparaty, etc. Ale wydaje mi się, że jest chyba niewiele przypadków, kiedy można udowodnić, że klienci biorący kredyty nie byli poinformowani o ryzyku kursowym. Natomiast pewnie ich informowano w dość zdawkowy sposób.
Znani eksperci w mediach tłumaczyli, że nie ma mowy, żeby coś się stało, a to ryzyko walutowe jest niewielkie. No i ludzie kredyty brali?
No właśnie, ono było rzeczywiście niewielkie. To co się stało, to był taki, mały „czarny łabędź, który wylądował. Jednak pamiętać należy, że nie wszyscy, którzy brali te kredyty, robili to w celu zaspokojenia swoich podstawowych potrzeb mieszkaniowych. Brali je często dla uzyskania mieszkań w celach komercyjnych, zarobkowych. I to zarobkowanie było wtedy dosyć obfite. Kredytobiorcy chcieli wierzyć, że stopy procentowe i kursy walut nie skoczą gwałtownie. Ci, z kolei, którzy udzielali tych kredytów chcieli, żeby klienci w to uwierzyli. Żeby pożyczyć, bo to był dla banków łatwy pieniądz, wygodne źródło dochodów.
Wróćmy do tych zagrożeń, o których Pan wspomniał. W Polsce trwa bardzo ostra dyskusja polityczna, w której wszystko się raczej upraszcza. Także w sprawie frankowiczów była dyskusja pełna emocji, ale mało kto podjął temat na przykład bezpieczeństwa sektora bankowego.
Zgadzam się, ale tu można by było postawić dalej idące pytanie. Czy sędziowie w Brukseli nie mieli czasem z tyłu głowy zbliżających się polskich wyborów. I tego, że na podstawie decyzji TSUE to Europa wypadnie jako obrońca konsumentów. I ludzie będą chwalić decyzję TSUE. Jednoześnie nie znając sobie sprawy z tego, że klienci banków to znacznie większa grupa niż ci, którzy zaciągnęli kredyty hipoteczne. Czy to mogło mieć duże znaczenie? Mam nadzieję, że nie miało. Ale tego, czy podejmujący tę decyzję sędziowie nie mieli tego troszeczkę z tyłu głowy, nie jestem wcale pewien.
Natomiast jeśli chodzi o dyskusję publiczną na temat kredytów frankowych, to ona toczyła się trochę tak, jak spór o to, kto wygra najbliższy mecz piłkarski. Sympatie i interesy były bardzo spersonalizowane. Dotyczyło to konkretnych grup, w tym znacznej części zagranicznych właścicieli sektora bankowego. I z drugiej strony tej grupy kilkudziesięciu tysięcy, do tych, którzy mają w tej chwili jeszcze czynne te kredyty hipoteczne. Natomiast słabo się przewijały kwestie generalne związane z całą gospodarką.
Fot. Flickr
Inne tematy w dziale Gospodarka