Komisja Europejska po raz kolejny rzuca swego rodzaju koło ratunkowe polskiej totalnej opozycji. Stara się stworzyć wrażenie, że ustawy, które są w Polsce podejmowane godzą prawo europejskie, traktatowe. To jest oczywiście absurd – mówi Salonowi 24 Marek Ast, poseł PiS, przewodniczący Sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka.
Jak ocenia Pan decyzję Komisji Europejskiej o zajęciu się sprawą ustawy o polskiej komisji w sprawie badania wpływów rosyjskich?
Marek Ast: Myślę, że jest to w pewnym stopniu efekt działania naszej opozycji, która najpierw wniosła na forum Europarlamentu sprawę uchwalenia tej ustawy. Odbyła się w tej sprawie debata, której wartość merytoryczna szczerze powiedziawszy była raczej mizerna. Szczególnie jeżeli chodzi o występy europosłów spoza Polski. Przedstawiciele polskiej opozycji mieli wystąpienia głównie polityczne. Natomiast inni parlamentarzyści zaprezentowali raczej mgliste pojęcie na temat tego, co w Polsce zostało uchwalone. Komisja Europejska po raz wtóry rzuca swego rodzaju koło ratunkowe polskiej totalnej opozycji. Stara się stworzyć wrażenie, że ustawy, które są w Polsce podejmowane godzą prawo europejskie, prawo traktatowe. To jest oczywiście absurd.
Ale ustawa budzi kontrowersje, nie tylko u opozycji. Są zarzuty, że komisja będzie prokuraturą i sądem, jej działanie uderzy w opozycję.
Wydaje mi się, że te wszystkie argumenty o braku drogi sądowej, ewentualnym wykluczeniu z wyborów polityków opozycji wielokrotnie już obalaliśmy. Tak jak mówi minister do spraw europejskich Szymon Szynkowski-vel Sęk, będziemy w relacji z Komisją Europejską te wszystkie ewentualne zastrzeżenia wyjaśniać i pokazywać, że ustawa ma podobny charakter jak inne, które powstają też w innych państwach Unii Europejskiej po to, aby wyjaśnić te rosyjskie wpływy na działalność instytucji państwowych. Pamiętać należy, że Polska jest państwem szczególnym. Państwem zagrożonym, graniczącym z Ukrainą, czyli właściwie można powiedzieć, że przyfrontowym. Państwem, w którym w szczególny sposób trzeba chronić nasze instytucje przed rosyjską agenturą. Jesteśmy członkiem Unii Europejskiej i tym samym powołując taką komisję, przed rosyjskimi wpływami chronimy Unię Europejską.
Konieczności badania wpływów nikt nie neguje. Ale przecież są komisje śledcze – w sprawie Rywina odegrała bardzo ważną rolę, były kolejne. Powołanie takiej komisji nie budziłoby już żadnych wątpliwości, bo to w naszym systemie standard.
Problemem jest to, że komisja sejmowa działałaby wyłącznie do końca kadencji. Więc nawet gydby powstała wtedy, gdy jej powołania chciał Donald Tusk, ten okres czasu pewnie byłby zbyt krótki, by cokolwiek wyjaśnić. Z punktu widzenia politycznego, dla rządzącej większości komisja sejmowa byłaby zdecydowanie bardziej korzystna. Nawet arytmetyka sejmowa pokazuje, że większość mieliby posłowie Zjednoczonej Prawicy, czyli oni by nadawali ton pracom komisji. To ich głosami uchwalany byłby plan pracy i lista osób, które przed komisję powinny zostać wezwane. Nie zgadzam się, że wtedy obyłoby się bez konferencji. Bo zapewne też byłby szum i oburzenie, że przed komisję wzywani są politycy np. Platformy Obywatelskiej. No i byśmy mieli spektakl, który raczej służyłby większości sejmowej a nie opozycji, ale spektakl, który nie zmierzałby do wyjaśnienia tych wpływów. Ponieważ tak jak powiedziałem zakres prac komisji w czasie byłby ograniczony końcem kadencji.
Zdecydowaliśmy się więc na komisję merytoryczną, komisję formułę już sprawdzoną. Z formułą sprawdzoną, bo komisja ds. nieruchomości warszawskich, znakomicie sobie poradziła mimo tego, że wówczas w stosunku do tej komisji też były wytaczane ciężkie armaty. Okazuje się, że dzisiaj jest raczej pozytywnie oceniana, wiele dobrego zrobiła, wiele krzywd naprawiła. A te instrumenty, które po prostu w jednym i drugim przypadku są ustawowo zagwarantowane dla tych komisji, są identyczne. No więc po prostu jest dużo złej woli ze strony opozycji, która obawia się rzeczywiście tego, że w trakcie pracy komisji wyjdzie wiele spraw, które do tej pory nie ujrzały światła dziennego. Chodzi o kulisy podpisania kontraktu gazowego z Rosją, kulisy decyzji o zrezygnowaniu z budowy tarczy rakietowej. Nie są one znane opinii publicznej, nie są znane politykom, a chcielibyśmy po prostu wiedzieć, czy do tych decyzji niekorzystnych dla Polski doszło pod wpływem rosyjskim, czy w wyniku jedynie takiej, a nie innej polityki.
Tylko, że sprawy kontrowersyjne nie dotyczą wyłącznie rządów PO-PSL. Niedawno Onet podnosił, że komisja powinna zająć się niektórymi wątkami związanymi z ludźmi PiS. Czy komisja powołana przez PiS będzie w stanie takimi wątkami się zająć?
Komisja będzie zajmować się tymi sprawami, które po prostu członkowie komisji uznają w toku tego postępowania przygotowawczego za warte pochylenia się nad nimi. Będzie ciałem kolegialnym, zdecyduje większością głosów o tym, które sprawy w pierwszej kolejności powinny być wyjaśniane, jakie osoby powinny zostać przed forum komisji wezwane. Ja o merytoryczność i obiektywizm komisji jestem spokojny, bez względu na to, czy te propozycje prezydenta co do składu komisji zostaną uwzględnione. Prezydent proponuje wyłącznie skład ekspercki, ale też intencją wnioskodawców projektu ustawy o komisji do spraw badania wpływów rosyjskich było to, żeby również eksperci w komisji się znaleźli. Taki skład komisji gwarantuje, że będzie się ona zajmowała tymi sprawami, w których istnieje uzasadnione podejrzenie, że mogły być wydawane decyzje niekorzystne dla Polski pod wpływem rosyjskim.
Czytaj dalej:
Inne tematy w dziale Społeczeństwo