Lepiej, żeby nikt na wykłady się nie wdzierał, a jeśli ma wątpliwości co do czyichkolwiek tez, to powinien z nimi polemizować w odpowiednim czasie i miejscu. Dla awanturnictwa nie ma usprawiedliwienia. Ale elektorat Konfederacji jest inny niż pozostałych partii. Skandalizujące działania mogą być atrakcyjne dla części wyborców, przykuwają uwagę opinii publicznej. Choć działania takie jak wtargnięcie na czyjś wykład czy obrażanie innych są naganne – mówi Salonowi 24 prof. Rafał Chwedoruk, politolog Uniwersytet Warszawski.
Poseł Grzegorz Braun wdarł się na wykład profesora Jana Grabowskiego, który posądza Polaków o masowy udział w zagładzie Żydów. Protest przeciwko antypolonizmowi, czy jednak awanturnictwo, na którym dodatkowo straci formacja posła?
Prof. Rafał Chwedoruk: Oczywiście lepiej, żeby nikt ani na wykłady się nie wdzierał, ani nie dopuszczał się ataków na naukowców. A jeśli ma wątpliwości co do czyichkolwiek tez, to powinien z nimi polemizować w odpowiednim czasie i miejscu dla tego typu polemik przeznaczonym. Dla awanturnictwa nie ma usprawiedliwienia. Natomiast pamiętajmy, że elektorat Konfederacji jest elektoratem o zdecydowanie niższej średniej wieku. Mówiąc w skrócie, funkcjonuje w nieco innych bańkach informacyjnych niż wyborcy głównych partii, elity polityczne, naukowe, medialne itd.
Stąd więc jego reakcje będą proporcjonalnie nieco odmiennie rozłożone w stosunku do elektoratów innych partii. Cała trudność, przed jaką stoi Konfederacja polega trochę na tym, że z jednej strony musi dbać o ogólny wizerunek. Z drugiej strony musi uważać, by nie zostać młodzieżówką Platformy Obywatelskiej w krawatach, Jej działacze nie chcą być w żadnym stopniu postrzegani jako przyszli zawodowi politycy głównego nurtu. Stąd skandalizujące wypowiedzi czy zachowania polityków tej właśnie partii mogą być atrakcyjne dla części wyborców, przykuwają uwagę opinii publicznej. Choć oczywiście działania takie jak wtargnięcie na czyjś wykład czy obrażanie innych są naganne.
Czy działania Brauna spowodują spadek, albo zatrzymanie wzrostu poparcia dla Konfederacji?
Myślę, że tak naprawdę to nie będzie miało długoterminowo większego znaczenia. Większość wyborców tej partii to ludzie młodzi, ukształtowani już w pełni po roku 1989 i myślących w taki sposób libertariański, skrajnie indywidualistyczny o życiu społecznym. To jest w pełni symetryczne ze strukturą Konfederacji jako partii i drogą ideologiczną, jaką przeszła większość jej kierownictwa. Z drugiej zaś strony stymulatorami poparcia są czynniki w postaci kryzysu i relacji polsko-ukraińskich . Więc spór historyczny jest trochę poza tym. Mówimy tu o pokoleniu, które konsumuje olbrzymią ilość informacji, ciekawostek, filmików, de facto skeczy internetowych, czy czasami jakichś dramatycznych obrazków itd.
Jednak temat przeszłości, tragedii Żydów i roli Polaków w czasie II wojny światowej, oskarżenia o udział w Holokauście budzą emocje w społeczeństwie?
To jest spór o politykę historyczną. Sprawa zbrodni w Jedwabnem i cała dyskusja wokół niej była tematem debaty politycznej między powiedzmy rokiem 2000, może 1997, a rokiem 2010. W tym czasie opinii publicznej zostały przedstawione różne argumenty. W poszczególnych elektoratach, tego typu problematyka ma różny rezonans, też różny jest poziom zainteresowania, jak i podejścia liderów poszczególnych partii. Paradoksalnie sądzę, że wyborcy Konfederacji to akurat ten elektorat, który nieszczególnie jest zainteresowany taką problematyką. Myślę, że to raczej jest coś, co wzbudza ogromne zainteresowanie w kręgach aktywistów i czynnych sympatyków Konfederacji a nie zajmuje przeciętnych wyborców tej partii.
Prezydent podpisał właśnie ustawę o komisji mającej zbadać rosyjskie wpływy w latach 2007 – 2022. Abstrahując od samej oceny merytorycznej – na sporze wokół komisji zyska PiS, bo ujawni niewygodne fakty z czasów rządów PO-PSL, liberalna opozycja, bo zmobilizuje wyborców, czy może Konfederacja, starając się od sporu zdystansować?
Konfederacja może na tym zyskać pod warunkiem, że konflikt wokół komisji podlegać będzie łatwej personalizacji. I Konfederatom udałoby się narzucić narrację, że jak w piosence z kabaretu „Starsi Panowie Dwaj” dwóch polityków starszego pokolenia kłóci się o sprawy, które młodszych wyborców zupełnie nie dotyczą. Tusk z Kaczyńskim toczą spór, w którym kompletnie nie wiadomo o co chodzi. Natomiast nie ulega dla mnie wątpliwości, że ta komisja jest prezentem, do jakiegoś stopnia świadomie oferowanym przez PiS Donaldowi Tuskowi.
Jak to świadomie?
Rządzący doszli do wniosku, że czy mają wygrać, czy przegrać te wybory, to trochę łatwiej będzie im walczyć z Donaldem Tuskiem, jako liderem opozycji, niż z kimkolwiek innym. A komisja z całą pewnością wzmacnia przewodniczącego PO wobec innych liderów opozycyjnych. To jest pierwszy element racjonalny decyzji o powołaniu owej komisji. Drugim jest uznanie, że PiS po prostu szykuje się do przegranych wyborów. Bo trzeba się bardzo postarać, by przyjąć ustawę, którą w ciągu 24 godzin krytykują Departament Stanu USA i Komisja Europejska. I robi to PiS, który uprawia politykę ostentacyjnie proamerykańską. Po uchwaleniu ustawy dostaje w ciągu 48 godzin trzy ciosy, bo mało kto pamięta, że już przed uchwaleniem ustawy był list ambasadora Brzezińskiego. Trudno znaleźć w tym jakikolwiek sens i logikę poza jedną możliwością: PiS wie, że władzę straci. I przyjmuje ustawę absurdalnie zradykalizowaną, obok której nie można przejść obojętnie.
Władze partii widocznie uznały, że to jest ten moment, w którym ci, którzy się wahali i nie byliby gotowi na pełne poświęcenie w kampanii wyborczej powinni opuścić ten pokład i to się w jakimś sensie dzieje. Jest to chyba przesilenie przed ostateczną walką wyborczą. Z jednej strony skonsolidowanie szeregów, oparcie się na najtwardszych działaczach po to, by ostro pracowali w kampanii i byli gotowi na lata w szeregach opozycji.
Z drugiej strony wzmocnienie samego Tuska sprawia, że opozycja jednoczy się wokół polityka, będącego dla PiS znacznie wygodniejszym przeciwnikiem niż na przykład Rafał Trzaskowski, prezydent Warszawy nie mający tak poważnych obciążeń i elektoratu negatywnego. Były premier zostaje niekwestionowanym liderem, wymusza też solidarność z nim ze strony liderów innych partii opozycyjnych.
Inne tematy w dziale Polityka