Śledztwo w sprawie zabójstwa dwóch kobiet
Policja podjęła czynności śledcze. Zasugerowano się anonimowymi doniesieniami, z których jedno wskazywało na Piotra Mikołajczyka, mężczyznę niepełnosprawnego intelektualnie, który wykonywał prace fizyczne w jednym z pobliskich gospodarstw.
Z zapisów wynika, że morderstwo miało podłoże seksualne, a mężczyzna przed dokonaniem czynu miał wypić dużą ilość alkoholu. Morderstwa miał dokonać raz młotkiem, raz siekierą, narzędzie zbrodni raz wrzucić na ciężarówkę, raz do jeziora, ubranie raz spalić, raz wyprać, ręce umyć mydłem w domu ofiar, a przy tym wszystkim przyznać się do winy, nie zgodzić na udział w wizji lokalnej i nie zamierzać zapoznawać się z aktami śledztwa. Nie poddano go badaniu wariografem.
Zbrodnię popełnił ktoś inny niż oskarżony
Jak później Mikołajczyk powiedział w sądzie, "bał się, że go zabiją" i dlatego potwierdził, że to on zabił kobiety. Świadkowie i rodzina nie potwierdzają, żeby Mikołajczyk miał kiedykolwiek problemy z alkoholem, natomiast miał ogromne z higieną. Potrafił chodzić miesiąc w tym samym ubraniu i nie myć rąk nawet przed jedzeniem. Nikt także nie widział go, aby kiedykolwiek wcześniej rozmawiał z zamordowanymi kobietami. Zebrane materiały, badania wariografem innych osób mogących potencjalnie być zamieszanymi w sprawę zabójstwa, policyjne podsłuchy, służbowe notatki wskazują, że zbrodnię popełnił ktoś inny.
Interia sugeruje, że powód mogła mieć rodzina zamordowanych kobiet, która była z nimi w konflikcie o podział majątku. Chodzi o syna i wnuka starszej z kobiet. Nieścisłości w zeznaniach Marcina J. (wnuka), zmiana opowieści i brak alibi zwróciły uwagę śledczych, założono mu podsłuch i przebadano wariografem. Z ekspertyzy, do której dotarł portal, wynika, że "Marcin J. posiada wiedzę o zabójstwie, mimo że temu kategorycznie zaprzecza. Badania nie pozwalają na wykluczenie go z kręgu osób bezpośrednio związanych z tym zdarzeniem, w sensie aktywnego w nim uczestnictwa. Dodatkowo reakcja badanego nie koreluje z wersją zdarzenia, którą przekazał organom ścigania w trakcie wykonywanych czynności procesowych". Prokurator w ogóle nie wziął jej pod uwagę.
Akt oskarżenia, który nie trzyma się kupy
Proces rozpoczął się w 2012 roku przed Sądem Okręgowym w Kaliszu. Po czterech rozprawach sędzia wydał wyrok skazujący na dożywocie, mimo że Mikołajczyk nie przyznawał się do winy, a policjanci przyznali się, że zasugerowali upośledzonemu mężczyźnie jak mógł wyglądać przebieg morderstwa. Sędzia uznał, że jego zeznania są logiczne, mimo że na sali sądowej skazany mówił monosylabami.
- Kiedy sprawa trafiła do sądu, myślałam, że sędzia przeczyta akta, przeanalizuje je i zobaczy, że w tym wszystkim nie ma logiki. Jak usłyszałam wyrok dożywocia, to nie wierzyłam w to, co się dzieje. Stałam i patrzyłam na Piotra z odległości i widziałam, że on tego nie rozumie. On nawet nie wiedział, co się działo na rozprawach - wspomina Marta Kaźmierczak, siostra cioteczna Piotra, która od lat walczy o uniewinnienie kuzyna.
Sąd Apelacyjny w Łodzi uznał, że rozstrzygnięcie kaliskiego sądu dotknięte jest błędami proceduralnymi i zapadło przedwcześnie. Wyrok złagodzono do 25 lat więzienia. Sąd Najwyższy również podtrzymał decyzję poprzednich sądów.
Mężczyzna odsiedział już 12 lat. Obecnie przebywa w zakładzie karnym we Włocławku.
Historia podobna do sprawy Tomasza Komendy
- Porażająca historia. Przypomina sprawę Tomasza Komendy. Pokazuje bezsilność obywatela wobec państwa. Państwo słabe wobec silnych i silne wobec słabych. Wygląda na to, że cała grupa funkcjonariuszy mogła działać nieprofesjonalnie, a być może nie dopełniła swoich elementarnych obowiązków - komentuje sprawę poseł Michał Szczerba (Koalicja Obywatelska).
Zapowiedział, że złoży wniosek do prokuratora krajowego o ponowne zweryfikowanie dowodów, przesłuchania, pozyskanie nowych dowodów oraz ocenę możliwych przesłanek wznowienia postępowania. - Nie można tej rodziny zostawić samej sobie. To też oczywiste zadanie dla policyjnego Archiwum X. Skieruję wniosek do Komendy Głównej Policji, by rozważyli możliwość zajęcia się tą sprawą - podsumowuje.
- Widzimy, że jest to historia człowieka zmanipulowanego, który z powodu swoich obniżonych zdolności intelektualnych, nie był w stanie przeciwstawić się władzy. Skoro, co wynika z akt, ten mężczyzna ma świadomość i rozwój intelektualny na poziomie 10-letniego dziecka, to uznał, że należy słuchać policjantów i prokuratora. Skoro mówili, że ma się przyznać, to się przyznał. Pamiętajmy jednak, że zgodnie z naszym prawodawstwem, procedurą karną, przyznanie się do winy nie może stanowić wyłącznej przesłanki do uznania kogoś winnym i skazania go. Samo przyznanie się do winy nie powinno nigdy przesądzać o czyjeś faktycznej winie - uważa posłanka.
Jej zdaniem "sądy mają tendencję do traktowania przyznania się do winy jako korony dowodów, a przecież czasy inkwizycji dawno się skończyły".
Mecenas Marcin Wolny napisał w tej sprawie skargę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Jeśli ten przychyli się do stanowiska adwokata, sprawa zacznie się ponownie. Nie wiadomo, kiedy Trybunał wyda decyzję. Nie jest zobowiązany żadnym terminem, a sprawy są rozpatrywane w kolejności zgłoszeń. Może to więc zająć lata.
Czytaj także:
- Hołownia zmienił zdanie ws. marszu 4 czerwca z Tuskiem
- Spełniły się przypuszczenia. Na stacje Orlenu powraca hit
- Blisko 900 osób zostanie na lodzie. Fabryka do zamknięcia
- Bank zablokował klientom w Polsce karty płatnicze. Co się dzieje?
Komentarze
Pokaż komentarze (18)