W dzielnicy Ely w Cardiff (Walia, Wielka Brytania) wybuchły w nocy potężne zamieszki. W wypadku zginęło tam dwóch nastolatków. Ktoś puścił plotkę, że goniła ich policja. Ich koledzy postanowili dokonać samosądu. Spalono co najmniej 2 samochody i rzucano fajerwerkami w policjantów.
Dwaj nastolatkowie zginęli w wypadku
Policja w Południowej Walii poinformowała, że prowadzi dochodzenie w sprawie "poważnych kolizji drogowych i scen gwałtownych zamieszek", które miały miejsce na Snowden Road w dzielnicy Ely w mieście w poniedziałek wieczorem.
Wiadomo, że wieczorem doszło tam do wypadku, w którym zginęło dwóch nastolatków, gdy ich jednoślad zderzył się z busem. Kiedy policja przybyła na miejsce zdarzenia, było już tam kilkadziesiąt osób, które zareagowały na funkcjonariuszy agresją.
Alun Michael, komisarz ds. policji i przestępczości w Południowej Walii, powiedział programowi BBC Radio 4's Today, że krążyły pogłoski, że przed katastrofą miał miejsce pościg policyjny za nastolatkami, "co nie miało miejsca".
Policja zdementowała krążące w mediach społecznościowych plotki, jakoby brała udział w wypadku, twierdząc, że funkcjonariusze przybyli na miejsce zdarzenia później.
- Myślę, że ilustruje to szybkość, z jaką plotki mogą krążyć wokół aktywności, która ma miejsce w mediach społecznościowych w dzisiejszych czasach - i że wydarzenia mogą wymknąć się spod kontroli" - dodał.
Wybuchły zamieszki
Sceny transmitowane na żywo na YouTube pokazywały grupę ok. 100-150 młodych ludzi rzucających fajerwerkami i innymi przedmiotami w stronę policjantów z tarczami do tłumienia zamieszek. Jedna osoba została zaatakowana, ponieważ uczestnicy zamieszek myśleli, że to tajny oficer.
Zdemolowano dwa radiowozy, podpalono kosze na śmieci i dwa samochody. Jak się okazało jeden z nich należał do niepełnosprawnej mieszkanki okolicy. - Jestem uwięziona bez samochodu - żaliła się kobieta w rozmowie z brytyjskimi mediami.
Mieszkańcy byli przerażeni tym, co się dzieje. Jeden ze świadków powiedział anonimowo, że osoby stojące za przemocą to tak naprawdę były "dzieci" i że "przekroczono czerwoną linię".
Zamieszki trwały całą noc. Nad tym wszystkim latał helikopter. Dokonano aresztowań najbardziej agresywnych uczestników zajść, a komisarz policji i przestępczości, Alun Michael, powiedział, że ludzie ci zostaną "pociągnięci do odpowiedzialności" za przemoc, jakiej się dopuścili.
Polityk wskazuje winnych
Policja oświadczyła, że jej myśli są z rodzinami dwóch chłopców, którzy zginęli, a także z tymi, którzy ucierpieli w wyniku późniejszych zamieszek. Rzecznik policji zapowiedział, że nastąpi więcej aresztowań: "Skupiamy się teraz na pełnym zbadaniu okoliczności kolizji i przerażających scen, które po niej nastąpiły".
John Urquhart, sekretarz generalny brytyjskiej Partii Zgody, który mieszka w okolicy, twierdził, że brak komunikacji policji ze społecznością mógł doprowadzić do eskalacji. - Zdecydowana większość ludzi, którzy stali na tej ulicy, stała tam, ponieważ chciała się dowiedzieć, co tam się dzieje. Tam była bardzo mała liczba ludzi, którzy faktycznie dopuszczali się jakiejkolwiek przemocy - przekonywał.
Jego zdaniem policjanci są winni, ponieważ "okazali tylko pogardę dla społeczności i zachowywali się tak, jakbyśmy nie zasługiwali na to, by wiedzieć, co wydarzyło się na naszym własnym progu".
(Zdjęcie: Spalone auto na ulicy w Cardiff, fot. Twitter/screenshot)
ja
Czytaj także:
Inne tematy w dziale Polityka