Prezes NIK Marian Banaś poinformował w Polsat News o wszczęciu przez Izbę kontroli w Ministerstwie Obrony Narodowej oraz kilku innych instytucjach. To pokłosie incydentu związanego z rosyjską rakietą, która spadła pod Bydgoszczą.
NIK kontroluje resort obrony
Marian Banaś sprecyzował, że kontrola rozpoczęła się w poniedziałek z inicjatywy Najwyższej Izby Kontroli. Dodał, że w zeszłym tygodniu wniosek o jej przeprowadzenie złożyła też Konfederacja.
— Sytuacja jest bardzo wrażliwa i niebezpieczna. Na nasze terytorium wpłynęła rakieta rosyjska, która ma możliwość przenoszenia broni nuklearnej. Proszę sobie wyobrazić, co by się stało, gdyby rzeczywiście coś takiego miało miejsce? To pół Polski by nie było — dodał.
Szef NIK odniósł się także do kwestii ochrony polskich granic.
— Chodzi o obywateli, nasze bezpieczeństwo. Zdecydowaliśmy, aby dokładnie sprawdzić, co się stało, że ta rakieta w ogóle naruszyła naszą przestrzeń powietrzną, pół Polski przeleciała i się rozbiła pod Bydgoszczą, a dopiero po pięciu miesiącach się dowiadujemy, że coś takiego miało miejsce — mówił.
Banaś: "Priorytetem jest ustalenie, czy jesteśmy bezpieczni"
Marian Banaś podkreślił, że priorytetem jest ustalenie tego, kto za to ponosi odpowiedzialność i czy jesteśmy bezpieczni".
— W pierwszej kolejności będziemy kontrolować MON, następnie Dowództwo Operacyjne Sił Zbrojnych i Dowództwo Obrony Powietrznej, być może w trakcie działań trzeba będzie skontrolować Żandarmerię Wojskową — powiedział szef NIK. Podkreślił, że kontrola potrwa do końca czerwca.
— Po uprawomocnieniu się jej wyników, być może całość materiałów będzie znana pod koniec września — wskazał.
Szef NIK: "Mamy mocną armię, a tu takie incydenty"
Prezes NIK podkreślił również, że liczy na współpracę z ministerstwem obrony narodowej.
— Różnią się wypowiedzi kierownictwa wojskowego i MON. Chcemy ustalić, czy współpraca między dowództwem wojskowym i cywilnym istnieje, bo ona musi istnieć — powiedział Marian Banaś w Polsat News.
— Słyszymy, że mamy bardzo mocną armię, uzbrajamy ją, wydatkujemy olbrzymie pieniądze, a tu takie incydenty — powiedział szef Najwyższej Izby Kontroli. — Dodatkowo dowiadujemy się, że drony latają po naszym kraju, więc trzeba ustalić, jak naprawdę sytuacja wygląda — dodał.
Podkreślił również, że możliwe jest, iż NIK przyjrzy się też sprawie dronów, które pojawiły się w pobliżu samolotów lądujących w Warszawie i Katowicach oraz balonu, który wleciał na terytorium Polski z Białorusi.
Premier o kontroli NIK: "Nic specjalnego"
Do kwestii kontroli przeprowadzanej przez NIK odniósł się we wtorek premier Mateusz Morawiecki.
— NIK jest od tego, żeby kontrolować w ślad za sygnałami, które się pojawiają w przestrzeni publicznej dotyczącymi pewnych potencjalnych nieprawidłowości – powiedział. — Więc też nie widzę tutaj niczego specjalnego — dodał.
Jak dodał, ta rakieta została zidentyfikowana, ale - jak mówił - nie było jasności, pewności, co do charakteru tego zdarzenia.
— Pewnie nieprawidłowości proceduralne, które się pojawiły wówczas zostały teraz naprawione. Mam pełne zaufanie do ministra obrony narodowej, pana premiera (Mariusza) Błaszczaka jak również do wojskowych, że te wszystkie procedury, które wykazały pewne nieszczelności, tak to nazwijmy, nieścisłości, nieprawidłowości zostaną usprawnione tak, aby we właściwy sposób zarządzać wszystkimi tego typu przypadkami — dodał szef rządu.
Rakieta pod Bydgoszczą
Przypomnijmy, że w czwartek 27 kwietnia Ministerstwo Obrony Narodowej poinformowało, że w okolicach miejscowości Zamość, około 15 km od Bydgoszczy, znaleziono szczątki niezidentyfikowanego obiektu wojskowego. Dzień później dowódca operacyjny rodzajów sił zbrojnych gen. broni Tomasz Piotrowski poinformował, że "trwają intensywne dochodzenia, sprawdzenia, intensywny dialog między różnego rodzaju instytucjami". Jak wskazał, chodzi o ustalenie, w jaki sposób sprzęt mógł się tam znaleźć i jakie jest jego pochodzenie.
Generał Piotrowski nawiązał przy tym do wydarzeń z połowy grudnia ubiegłego roku, kiedy to Rosjanie przeprowadzili jeden ze zmasowanych ataków powietrznych na Ukrainę. Wówczas w polskiej przestrzeni powietrznej pojawił się obiekt, który wleciał do naszego kraju z terytorium Białorusi. Polskie służby śledziły go, jednak straciły go z oczu w okolicach Bydgoszczy.
Kilka dni temu informowaliśmy, że według wstępnych ustaleń Instytutu Technicznego Wojsk Lotniczych, obiekt wojskowy znaleziony w Zamościu koło Bydgoszczy to rosyjski pocisk manewrujący Ch-55.
RB
(na zdjęciu: Najwyższa Izba Kontroli / źródło: PAP)
Czytaj dalej:
Inne tematy w dziale Polityka