Ukraińcy zestrzelili rakietę Kindżał
Zestrzelenie przez Ukraińców rosyjskiej rakiety Kindżał przy pomocy systemu Patriot obala mit o „cudownej broni” Putina, ale w czasie tej wojny upadło więcej mitów, dotyczących rosyjskiej potęgi wojskowej – mówi analityk wojskowy Mariusz Cielma.
– Nie chodzi o publicystykę i hurraoptymistyczne oceny. Rosyjska armia wciąż jest groźna i ma duży potencjał, i należy sobie z tego zdawać sprawę, ale doświadczenia minionego roku pokazują, że przez wiele lat jej możliwości były poważnie przeceniane – dodaje Cielma.
Kindżał - Putin nazywał go cudowną bronią
Ukraińskie siły zbrojne powiadomiły ostatnio o zestrzeleniu 4 maja z systemu Patriot rosyjskiej ponaddźwiękowej rakiety Kindżał (Ch-47). Jak przypomina Cielma, o tym pocisku Władimir Putin mówił jako o cudownej broni, miała to być rakieta, która „nie kłania się żadnym zachodnim systemom przeciwrakietowym”. Lecąc z prędkością ponaddźwiękową, może razić cele w zasięgu 2000 km. Przed otrzymaniem Patriotów ukraińscy wojskowi niejednokrotnie wskazywali, że jest to jeden z typów pocisków (oprócz balistycznych Iskanderów i starszych Ch-22), których nie są w stanie zestrzeliwać.
– Miała być niezniszczalna, ale właśnie okazało się, że to nie była prawda – ocenia analityk. Zestrzelenie Kindżału potwierdził Pentagon. – Wojna w Ukrainie stała się testem dla tego pocisku, ale stała się także testem dla amerykańskich Patriotów. Wygląda na to, że lepsze wiadomości to przyniosło USA niż Kremlowi – ocenia Cielma.
Zestrzelenie rakiety Kindżał. "Dla Patriota to gruby kąsek"
– Dla Patriota zestrzelenie rosyjskiego "superpocisku" to gruby kąsek na początek jego działania na Ukrainie – mówi. Wyjaśnia, że zdolność do zestrzeliwania tak zaawansowanych pocisków jak Kindżał zależy od wyposażenia systemu Patriot. – Nie wiemy, jakie pociski do Patriotów dostała Ukraina, możemy się tylko domyślać – dodaje.
Przypomina, że Niemcy kupiły od USA pociski antybalistyczne Hit-to-Kill, które nie wybuchają, ale precyzyjnie rażą i niszczą cel przez energię kinetyczną. Dostępne zdjęcia wskazują, że waśnie takie uzbrojenie mogło być użyte na Ukrainie.

"Kindżał to tak naprawdę Iskander"
– Po 24 lutego zobaczyliśmy, że rosyjska armia nie jest w stanie sprawnie przeprowadzić operacji sił połączonych, czyli takiej, w których różne rodzaje wojsk współpracują ze sobą. Mitem okazały się jej siły specjalne, które może i zasłużenie uważano za elitarne, ale z powodu złego wykorzystania zostały przetrzebione. Wygląda na to, że obecnie główny trzon składu osobowego to są ludzie, którzy trafili do armii w ubiegłym roku. Wśród nich są rezerwiści, ochotnicy, najemnicy i ideowcy, ale już nie zawodowcy – wylicza Cielma.
"Nie sprawdziło się rosyjskie lotnictwo taktyczne"
Jak dodaje, nie sprawdziło się rosyjskie lotnictwo taktyczne, które miało „błyskawicznie zapanować” nad ukraińską przestrzenią powietrzną. – Pomimo liczebnej i jakościowej przewagi błędy Rosjan umożliwiły Ukraińcom przegrupowanie i zachowanie swoich sił, a z czasem - rozbudowanie skutecznego systemu obrony powietrznej. Przez to rosyjskie samoloty nie mają możliwości wlatywania głębiej w ukraińską przestrzeń powietrzną, a nawet operując bezpośrednio nad linią frontu, narażają się na zestrzelenie – mówi ekspert.
– Właśnie dlatego śmigłowiec szturmowy K-52 Aligator, którym także Moskwa się szeroko chwaliła, poniósł duże straty, a w ostatnim czasie praktycznie nie wlatuje nad teren Ukrainy i stara się operować z bezpiecznej odległości. Być może to również był wynik złych decyzji dowództwa. Faktem jest, że stał się łatwym celem dla ręcznych wyrzutni, np. dla polskich Piorunów i amerykańskich Stingerów – dodaje rozmówca PAP.
– Rosjanom nie udało się zdusić ukraińskiej obrony powietrznej. Trudno powiedzieć, że Aligator to zły śmigłowiec. Być może w tych warunkach i amerykański Apache też nie byłby dużo bardziej efektywny – mówi Cielma.
Co z rosyjskim Terminatorem?
Podobna sytuacja ma miejsce w przypadku Terminatora - pojazdu wsparcia pancernego, który w myśl założeń koncepcyjnych miał współpracować z czołgami i też był prezentowany jako rosyjska super broń. – To mocno opancerzona maszyna na podwoziu czołgowym, która ma wspierać czołgi miażdżącą siłą ognia, co umożliwiają armaty automatyczne i pociski przeciwpancerne – wyjaśnia ekspert.
– W tym przypadku chyba błędna okazała się sama koncepcja jego zastosowania. W praktyce Terminatory, musiały działać tak jak i czołgi – podjechać, zasypać pociskami i uciekać. Próby działania dużymi formacjami czołgowymi z początku wojny (np. w podkijowskich Browarach) okazały się dla Rosjan fatalne w skutkach i zrezygnowano z takiego podejścia – wyjaśnia Cielma.
Perspektywy rosyjskiej zbrojeniówki
Jego zdaniem to wszystko „ma konsekwencje nie tylko dla armii, ale także dla perspektyw eksportowych zbrojeniówki i może wpłynąć na zmniejszenie zainteresowania potencjalnych nabywców rosyjskiej broni”.
– Z różnych powodów nie idzie Rosjanom na tej wojnie, co przekłada się na opinie o ich sprzęcie. Rosja, której wydawało się, że będzie zwycięzcą, nie tylko z powodu słabości sprzętu, ale z powodu słabości systemowych, obala mit skutecznego uzbrojenia – ocenia analityk.
KW
Władimir Putin na Krymie, w trakcie ćwiczeń morskich z udziałem hipersonicznych pocisków Kindżał. Fot. PAP/EPA/ALEXEI DRUZHININ / SPUTNIK / KREMLIN POOL
Czytaj dalej:
Komentarze
Pokaż komentarze (56)