W różnych krajach są zwyczajowo przyjęte pewne nazwy miejscowości, czy inne nazwy geograficzne odmienne od tych używanych w danym państwie. To jest rzecz powszechna. My mówimy Akwizgran, a Niemcy to miasto nazywają Aachen, no i nie ma z tego żadnego problemu. Natomiast być może fakt, że historia, przeszłość jest materiałem, z którego Rosjanie konstruują politykę, wpływa na tak nerwową reakcję na zmianę Kaliningradu na Królewiec – mówi Salonowi 24 prof. Włodzimierz Marciniak, sowietolog, były ambasador RP w Moskwie.
Działająca przy Głównym Geodecie Kraju Komisja Standaryzacji Nazw Geograficznych poza Granicami Rzeczypospolitej Polskiej przyjęła uchwałę przyjęciu nazwy Królewiec, zamiast Kaliningrad. Decyzja naszej komisji wywołała wściekłość w Federacji Rosyjskiej. Były prezydent Dmitrij Miedwiediew pisał ostro, że teraz Rosjanie będą mówić Danzig zamiast Gdańsk, Krakau zamiast Kraków i Warschau zamiast Warszawa. I o Księstwie Warszawskim i Królestwie Polskim zamiast Rzeczpospolitej Polskiej. Jak Pan to ocenia to całe zamieszanie?
Prof. Włodzimierz Marciniak: (Śmiech). Nerwowi są jak widać, a gdy się zdenerwują to przechodzą na niemiecki. Widocznie to jest dla nich wzór wyższej kultury. W tej sprawie wypowiedział się nie tylko były prezydent Dmitrij Miediediew, ale też rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow. Ale w ogóle nie wiem, czy to jest w ogóle sprawa o której warto mówić.
Oczywiście ich to wybitnie drażni, ale nie przypisywałbym tym wystąpieniom jakiegoś bardzo dużego znaczenia. Nie uważam, by mogli nam na przykład coś zrobić.
Miedwiediew używając wobec Polski określenia „Królestwo Polskie” i „Księstwo Warszawskie” chciał Polaków obrazić. Troszkę mu nie wyszło, bo Korona Królestwa Polskiego istniała setki lat przed zależnym od Moskwy Królestwem Polskim, a Księstwo Warszawskie nie było w pełni niepodległe, ale bez wątpienia niezależne od Rosji. Nie zmienia to faktu, że były rosyjski prezydent chciał Polaków obrazić, wpadł we wściekłość.
Czy ta reakcja nie jest jednak próbą takiego pokazania patrzenia z góry na Polaków?
Wydaje mi się, że w ogóle się tym nie należy przejmować. Po pierwsze trzeba wziąć pod uwagę, że raczej Rosjanie charakteryzują się kiepską wiedzą historyczną I właśnie Miedwiediew rzuca jakieś nazwy, chyba w ogóle nie rozumiejąc o czym mówi. Po drugie w ogóle w dużym stopniu polityka władz rosyjskich polega na przebierankach historycznych, albo nawet pasożytowaniu na historii. Stąd też być może ich wrażliwość na tę decyzję naszej komisji standaryzacyjnej.
Przypomnijmy, że Królewiec przez wieki był w Prusach Wschodnich, teren ten po II wojnie światowej przez moment miał trafić do Polski Ludowej, w końcu znalazł się decyzją Stalina w ZSRR. A po rozpadzie Związku Sowieckiego – obwód pozostał w Rosji. To dopiero za Stalina miasto nazwano Kaliningrad, na cześć Michaiła Kalinina, „prezydenta” ZSRR, człowieka, który podpisał rozkaz o zamordowaniu polskich oficerów w Katyniu. Trudno się dziwić, że Polacy wolą wrócić do dawnej nazwy, szczególnie, że to chyba nic wyjątkowego?
W różnych krajach są zwyczajowo przyjęte pewne nazwy miejscowości, czy inne nazwy geograficzne odmienne od tych używanych w danym państwie. To jest rzecz powszechna My mówimy Akwizgran, a Niemcy to miasto nazywają Aachen, no i nie ma z tego żadnego problemu. Natomiast być może fakt, że że historia, przeszłość jest materiałem, z którego Rosjanie konstruują politykę wpływa na tak nerwową reakcję. Dobrym przykładem są pompatyczne defilady, które się kiedyś odbywały na Placu Czerwonym 9 maja. Ale efekt tego jest taki, że w gruncie rzeczy Putin skompromitował to święto, które kiedyś dla Rosjan miało duże znaczenie.
Jednak od wielu lat jest po prostu jakąś demonstracją militaryzmu, czyli zaprzeczeniem sensu tego święta. Wcześniej było to raczej upamiętnienie poległych. Było to w dużym stopniu święto pamięci rodzinnej, indywidualnej. Putin zrobił z tego po prostu kuriozum, doprowadzając do kompletnej destrukcji. Tak, jak widzieliśmy to kilka dni temu. Z karykatury wyszła klaunada, z jednym czołgiem jeżdżącym po placu. Chyba w takim kontekście należy rozumieć przewrażliwienie oficjalnych przedstawicieli władz, bo nie wiem czy a kwestia szerzej porusza samych Rosjan. Oni są tak przerażeni sytuacją, że chyba nie zwracają uwagi na takie szczegóły jak to, w jaki sposób Polacy nazywają Królewiec.
Wróćmy do samego obwodu królewieckiego. On po 1991 roku w Federacji Rosyjskiej, chociaż w latach 90 były dyskusje o jego przyszłości. Kilkanaście lat temu obowiązywał mały ruch graniczny z Polską. Budził dyskusje – jedni podnosili, że ten obwód jest zmilitaryzowany i nam zagraża. Nie brak było głosów, że mieszkańcy tego okręgu są bardziej proeuropejscy, mniej czują się związani z władzami na Kremlu. Czy to jest prawda, czy pewien mit?
Osobiście nie wiem czy są to inni Rosjanie, ale rzeczywiście przynajmniej jak tam byłem, rozmawiałem z przedstawicielami władz różnego szczebla, na pewno była inna tonacja tych rozmów. Oni rzeczywiście byli zainteresowani współpracą z Polską, kontaktami gospodarczymi, co wynikało z tego, że sytuacja gospodarcza samego obwodu w dużym stopniu zależy od współpracy, a przynajmniej wtedy zależała od współpracy międzynarodowej.
To w dużym stopniu było związane z Polską, przyciąganiem polskich inwestycji i tak dalej. Ta tonacja rozmów ze strony przedstawicieli obwodu królewieckiego była mniej agresywna. Na przykład, po zawieszeniu przez Polskę małego ruchu granicznego w Moskwie mówiono o tym w formie pretensji i żądania, na zasadzie „przywróćcie to, coście popsuli”. Przedstawiciele Królewca mówili, że im bardzo by zależało na tym, żebyśmy ten ruch przywrócili. Tak, to jest inna postawa, którą było widać i czuć.
Jednak mówienie o tym, że mieszkańcy Obwodu Kaliningradzkiego mają bardziej proeuropejską postawę, jest ryzykowne, biorąc pod uwagę, że właśnie jest to region zmilitaryzowany. A to znaczy, że tam mieszka dużo oficerów i ich rodzin. Trudno ich podejrzewać o na przykład gotowość integracji z Europą w inny sposób niż w sposób zbrojny. Opinia o rzekomej proeuropejskim nastawieniu mieszkańców tego rejony wydaje mi się mocno przesadzona. Aczkolwiek tam były różne inicjatywy społeczne, które można rozumieć i interpretować jako proeuropejskie. Kiedyś – nie wiem jaka sytuacja jest w tej chwili. Zdaje się, że Królewiec jest w trudnej sytuacji ekonomicznej i społecznej.
Natomiast powody, dla których podjęliśmy decyzję o zawieszeniu małego ruchu granicznego były zupełnie inne, związane z kwestiami bezpieczeństwa, w tym także bezpieczeństwa gospodarczego. Wiadomo, że ten mały ruch graniczny sprzyjał rozwojowi szarej strefy po obu stronach granicy. No i na dłuższą metę nie było powodu, żeby sytuację tolerować.
Rozmawiał Przemysław Harczuk
Zdaniem eksperta Putin Dzień Zwycięstwa zmienił w karykaturę Fot. PAP/EPA/VLADIMIR SMIRNOV / SPUTNIK / KREMLIN POOL
Inne tematy w dziale Polityka