Kolejki do specjalistów to nie tylko skutek zbyt małej liczby lekarzy, ale także efekt braku informowania placówek przez pacjentów, chociaż wiedzą, że nie mogą przyjść do przychodni na wizytę. Liczby przerażają - takie zachowanie stało się standardem w Polsce.
Jak podała Federacja Porozumienie Zielonogórskie w ubiegłym roku polscy pacjenci nie przyszli na łącznie 1 mln 380 tys. wizyt w przychodniach i szpitalach, na które wcześniej byli zarejestrowani. Wskazuje, że z tych wizyt mogliby skorzystać inni pacjenci. Problem niewykorzystanych i nieodwołanych wizyt dotyczy opieki specjalistycznej i podstawowej opieki zdrowotnej.
Tysiące osób rezygnuje z wizyt lekarskich bez odwołania
Olbrzymią skalę problemu potwierdzają również dane Narodowego Funduszu Zdrowia, która podał, że tylko przez sześć miesięcy ubiegłego roku do ortopedy bez wcześniejszego odwołania nie przyszło 219 tys. osób, a do kardiologa 146 tys. Ponad 60 tysięcy pacjentów pomimo zapowiedzi nie pojawiło się u endokrynologa, a 53 tysiące osób o tym, że nie przyjdzie nie uprzedziło onkologa. To może być jednak tylko wierzchołek góry lodowej, bo przecież NFZ posiada dane dotyczącymi rezygnacji z wizyt i zabiegów tylko w placówkach, z którymi ma kontrakt i które muszą raportować do Funduszu z dokładnością do numeru PESEL w czasie rzeczywistym świadczenia z zakresu kardiologii, onkologii, gastroskopii, kolonoskopii, rezonansu magnetycznego, tomografii komputerowej, rehabilitacji, fizjoterapii, endoprotezoplastyki i angioplastyki. Dlatego NFZ już 4 lat temu szacował, że liczba wizyt, które przepadły, może wynieść nawet 17 milionów rocznie.
Chociaż wydaje się to oczywiste, to jednak nie każdy zdaje sobie sprawę z tego, że w miejsce pacjenta, który nie przyjdzie na wizytę pomoc może otrzymać innych chory. A tych, którzy chcą się dostać do lekarza jest bardzo wielu. Średnio w kwartale 3,7 4 miliony pacjentów czeka w kolejkach na specjalistyczne leczenie. Zdarza się, że dziecko na przyjęcie do szpitalnego oddział chirurgii onkologicznej czeka przeciętnie 225 dni, a chory ze skierowaniem „pilne!” na wizytę w poradni kardiologicznej nawet 29 dni. Najdłużej, bo do 230 dni, lekarza wypatrują pacjenci z chorą tarczycą. Średni rzeczywisty czas oczekiwania dla chorych stabilnych endokrynologa wynosi ok. 170 dni, do hematologa - 138, do poradni kardiologicznej - 104, a neurologicznej - 62 dni. W przypadkach pilnych czas oczekiwania do kardiologa to 29 dni, do neurologa 21 dni, poradni chirurgii urazowo-ortopedycznej - 19 dni, a do okulisty wynosi 2 dni.
Blokowanie miejsc do lekarza
Zgodnie z przepisami, pacjent ma obowiązek do wcześniejszego poinformowania o rezygnacji z wizyty lub braku możliwości stawienia się w wyznaczonym terminie. Temat wywołuje wiele kontrowersji i nie dla wszystkich jest czarno – biały. Na forach huczy, a pacjenci tłumaczą dlaczego nie zawsze, nawet jeśli chcą, to nie mają możliwości odwołania wizyty. Jeden z internautów pisze „obecnie rejestracja do specjalisty telefonicznie jest praktycznie nie wykonalna i trzeba prosić kogoś żeby wziął wolne w pracy i spróbował osobiście zarejestrować. Jeżeli będą kary za odwołanie wizyty, to oczekuję, że będzie możliwe dodzwonienie się do placówki oraz zwrot kosztów procesu w przypadku udowodnienia kilkudniowych prób odwołania wizyty udostępniając nagrania prób połączeń”. Kolejny pacjent wyjaśnia: „chciałem odwołać, ale spróbujcie się dodzwonić do przychodni. Odkładanie słuchawki to kij, który ma dwa końce”, a jeszcze inny proponuje: „Wystarczy żeby odbierali telefon w przychodni, kiedy się dzwoni odwołać wizytę . Ostatnio próbowałam przez trzy dni się dodzwonić.”
Dlatego prywatne placówki inwestują infolinie i platformy informatyczne przypominające o wizytach oraz umożliwiające ich odwołanie., a publiczne wysyłają e-maile lub smsy. Tych ostatnich NFZ wysyła kilkadziesiąt tysięcy dziennie. Zainaugurowana została także kampania „Odwołuję. Nie blokuję", której pomysłodawcą jest prywatna sieć medyczna.
Nie będzie kar dla pacjentów
Nie ma planów, by karać pacjentów. Waldemar Kraska, wiceminister zdrowia, przypomniał, że od 2015 roku w przypadku niedotrzymania tego obowiązku pacjent skreślany jest z listy oczekujących. Jest to najdalej idąca dolegliwość, bo wiąże się z koniecznością ponownego wpisania na listę i oczekiwania na nowy termin.
- Inne sankcje, takie jak wprowadzenie opłat za nieodwołanie terminu wizyty, nie są rozważane, bo byłyby odczuwalne przede wszystkim przez osoby w trudnej sytuacji ekonomicznej, a same koszty procesu obsługi pobierania i egzekwowania przez świadczeniodawców takich opłat przewyższałyby wpływy z ich pobierania – wyjaśnił Kraska.
Fot. Salon24
Tomasz Wypych
Inne tematy w dziale Rozmaitości