Bardzo łatwo jest wyzwolić w sobie żądzę odwetu, niekiedy myląc ją ze sprawiedliwością. Łatwo jest wyzwolić w sobie pogardę dla drugiego człowieka. Nade wszystko nienawiść, rządzę ukarania. To są rzeczywiście emocje, które wybuchają w takiej chwili, ale chrześcijaństwo przypomina nam w sposób bardzo ogólny, że człowiek to nie tylko uczucia, ale także rozum i wola, że właśnie rozumem i wolą powinniśmy panować nad uczuciami, bo to świadczy o istocie naszego człowieczeństwa – mówi Salonowi 24 Ksiądz Profesor Paweł Bortkiewicz.
Całą Polską wstrząsnęła historia ośmioletniego Kamilka z Częstochowy, który zmarł w wyniku bestialskiego traktowania przez ojczyma, przy biernej postawie matki, ale też dalszej rodziny, państwa, policji. Co ta historia mówi nam o nas samych, jako o społeczeństwie?
Ks. Prof. Paweł Bortkiewicz: Przyznam się, że mam duży opór z komentowaniem tej tragedii. Sądzę, że są takie sytuacje, takie dramaty, które nakazują bardziej milczenie niż dyskusję. I sądzę, że to jest jedna z takich sytuacji. Choć oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że taka tragedia wywołuje refleksje, których na co dzień nie podejmujemy.
Jeżeli zatem chcemy podjąć tę debatę, to myślę, że warto zrobić to w sposób spokojny, wyważony - jakiś czas po przeżyciu całej tej sytuacji. W tej chwili rzeczywiście możemy stawiać sobie pytanie o przekroczone granice człowieczeństwa, ale możemy też stawiać sobie pytanie o naszą ludzką wrażliwość. A raczej jej brak. O to, dlaczego żyjemy w świecie, w którym na co dzień bardziej okazujemy wrażliwość w stosunku do roślin i zwierząt, a wrażliwość wobec ludzi odczuwamy dopiero po takich tragicznych sytuacjach jak ta.
Bardzo poruszyło mnie zdanie profesora Brunona Hołysta, który komentując tę zbrodnię i przewidując stosunek więźniów do zbrodniarza – ojczyma powiedział „ten człowiek na to zasłużył, dopuścił się najgorszej zbrodni, bo zabił dziecko”. Nie chcę tego zdania rozwijać, ale powtórzę - to najgorsza zbrodnia bo to jest zabicie dziecka. I myślę, że trzeba o tym pamiętać niezależnie od tego ile to dziecko ma lat…
Po takiej tragedii siłą rzeczy chyba u każdego normalnego człowieka pojawia się złość, wściekłość i - przynajmniej w pierwszej chwili emocji - żądanie odwetu. Chrześcijaństwo każe nam przebaczać, widzieć brata w każdym. Ale jak dostrzec bliźniego w kimś, kto żywcem przypala, znęca się nad dzieckiem, doprowadza do jego śmierci. A wcześniej do traumy takiej, że malutki chłopiec próbuje uciekać z domu?
Oczywiście, zgadzam się, że tragedia którą opisujemy wyzwala radykalne emocje. Bardzo łatwo jest wyzwolić w sobie żądzę odwetu, niekiedy myląc ją ze sprawiedliwością. Łatwo jest wyzwolić sobie pogardę dla drugiego człowieka. Nade wszystko nienawiść, rządzę ukarania.
To są rzeczywiście emocje, które wybuchają w takiej chwili, ale chrześcijaństwo przypomina nam w sposób bardzo ogólny, że człowiek to nie tylko uczucia, ale także rozum i wola, że właśnie rozumem i wolą powinniśmy panować nad uczuciami, bo to świadczy o istocie naszego człowieczeństwa.
Zdaję sobie sprawę z tego, że może to brzmieć dla jednych bardzo trudno, dla innych naiwnie, dla innych wreszcie nierealnie, ale warto zauważyć, że ludzie, którzy potrafili zapanować nad odwetem i nienawiścią, zostają zapisani w naszych dziejach jako pewne wzorce osobowe. To są bohaterowie i święci. To oni wyznaczają miarę naszego człowieczeństwa.
Jak zawsze w takich wypadkach odżył temat kary śmierci. Niegdyś była ona orzekana bardzo często. Dziś jest w wielu krajach zniesiona. Jednak i sam Kościół na przestrzeni lat podchodził do tematu różnie. Jakie jest dziś stanowisko w sprawie odbierania życia osobom, które same nieraz wielokrotnie bądź w bestialski sposób odebrały życie innym?
Dzieje orzekania i wykonywania kary śmierci to bardzo obszerny temat. Pozwolę sobie przywołać tylko pewne elementy ewolucji myśli chrześcijańskiej. Zacznijmy od tego, że Nowy Testament nie zajmuje jednoznacznego stanowiska wobec tej kary, zapewne kierując się pewną lojalnością wobec władzy świeckiej. Ale ta lojalność miała swoje granice, dlatego w starożytności chrześcijańskiej postulowano zmniejszenie zasięgu stosowania tej kary. W średniowieczu pojawił się postulat zakazu zarządzania i wykonywania kary śmierci przez sądy kościelne, ale ogólnie ujmując, dopuszczano stosowanie kary śmierci pod pewnymi warunkami przez władzę świecką. Wyraźny postulat zniesienia kary śmierci pojawił się w dobie oświecenia za sprawą Beccaria i jego Dei delitti e delle pene (1764).
Współcześnie mogliśmy zaobserwować w nauczaniu Kościoła dość interesującą ewolucję. W nauczaniu św. Jana Pawła II, w zatwierdzonym przez niego Katechizmie pod wpływem encykliki „Evangelium viate”, dokonano korekty zapisu o karze śmierci wyraźnie idąc w kierunku jej ograniczenia. Papież niejako pytał czy we współczesnym systemie prawnym nie ma środków poza karą śmierci, które by służyły ograniczeniu i odizolowaniu przestępcy? Definitywnie odrzucił karę śmierci papież Franciszek zmieniając w tym punkcie Katechizm Kościoła ale jego stanowisko wywołało też szereg krytycznych komentarzy.
Bo cała tradycyjna doktryna Kościoła opierała się przez wieki na zasadzie czynu o podwójnym skutku, którego najprostszą implikacja jest sprawiedliwa obrona przed niesprawiedliwym agresorem. Skoro zatem człowiek ma prawo bronić się przed agresorem i w ramach tej obrony pozbawić go życia w sposób nie bezpośredni, nie zamierzony, ale będący konsekwencją podjętej obrony, można się pytać o to, czy ten schemat myślenia nie usprawiedliwia obrony społeczeństwa przed agresorem, którego nie można powstrzymać w żaden inny sposób? Nie rozstrzygam tych pytań, ale chcę poprzez nie pokazać, że sprawa nie była i nie jest wewnątrz myśli etycznej i teologicznej sprawą bezdyskusyjnie jednoznaczną.
Argumentem za karą śmierci było nie tylko surowe ukaranie, ale też wyeliminowanie ze społeczeństwa osób, które dopuściły się zbrodni. Zabicie zbrodniarza dawało pewność, że taki człowiek nie będzie nawet z celi zagrażał ludziom na wolności (co było realne w przypadku dawnych dyktatorów, czy bossów grup przestępczych). Innym argumentem było to, że człowiek w więzieniu na całe lata jest na garnuszku państwa. Dziś można sobie wyobrazić zakłady karne na tyle dobrze chronione, że przestępca z nich nie wyjdzie, ani nie będzie w stanie kontaktować się ze światem zewnętrznym. Co więcej – można zmusić takiego osadzonego do pracy i utrzymywania się. Ale nie da się całkowicie wyeliminować możliwości popełnienia przestępstwa podczas odbywania kary. No i pytanie – jak ukarać wtedy skazanego, przecież drugiego dożywocia już nie dostanie.
W moim przekonaniu na uwagę zasługuje, jak to już zasugerowałem nieco wcześniej, ten pierwszy argument. Myślę, że dotyczy on nie tylko przeszłości w postaci dawnych dyktatorów, ale także teraźniejszości w postaci współczesnych dyktatorów, bossów mafii, handlarzy ludźmi czy handlarzy narkotykami. Niektórzy z nich nawet osadzeni w więzieniu rzeczywiście potrafią zastraszać, mordować poprzez swoich żołnierzy mafijnych, wydawać i wykonywać wyroki.
Oczywiście te sytuacje wskazują na słabość systemów penitencjarnych, wskazują na słabość systemów ochrony społeczeństwa, ale to są sytuacje, w których wydaje się, że temat kary śmierci może być poważnie dyskutowany. Kwestia ekonomiczna, to znaczy sprawa utrzymywania skazanego na garnuszku państwa wydaje mi się drogą nie tylko wątpliwą, ale błędną. Oznaczałaby bowiem przeliczanie ludzkiego życia na koszty ekonomiczne, a taka relacja życia i ekonomii okazuje się bardzo niebezpieczna w ogólnej debacie nad życiem i jego wartością. Dlatego sądzę, że ten pierwszy argument zasługuje na poważną debatę.
A może, skoro wszędzie odchodzi się od kary śmierci, jednocześnie wciąż wiele osób się jej domaga, należy wprowadzić zasadę w myśl której kara śmierci byłaby orzekana ale nie wykonywana. Czyli skazany na nią przestępca słyszałby, że nie powinien dalej żyć, traciłby prawa publiczne. Ale dostawałby jeszcze szansę, dożywotnio przebywając w celi śmierci?
Myślę, że to rozwiązanie jest godne zauważenia. Przestępca otrzymuje bardzo wyraźny sygnał, więcej orzeczenie ze strony społeczeństwa orzekające o jego faktycznej eliminacji, ale zarazem zostaje mu dana szansa. Oczywiście, zdaję sobie sprawę z tego, że wielu z nas będzie spoglądać na taką szansę sceptycznie, powołując się na przykłady perwersyjnych zbrodniarzy, skazańców, którzy pomimo wykonywanej kary wieloletniego więzienia nie zmieniają swojego życia.
Z drugiej strony jednak mamy przykłady, może nieliczne, ale przecież wstrząsające, mówiące o realnym nawróceniem. Przywołam tutaj autentyczny dziennik Jacques'a Fescha „Za pięć godzin zobaczę Jezusa” pisany dla sześcioletniej córeczki Weroniki, obrazujący jego głębokie nawrócenie jakie dokonało się podczas trzy i pół letniego pobytu w więzieniu w oczekiwaniu na wykonanie kary śmierci. Można powiedzieć, że to przykład unikalny, ale jednak konkretny pokazujący, że dopóki człowiek żyje, jest nadzieja jego nawrócenia.
Źródło zdjęcia: "Bardzo łatwo jest wyzwolić w sobie żądzę odwetu, niekiedy myląc ją ze sprawiedliwością". Fot. PAP/Marian Zubrzycki
Inne tematy w dziale Polityka