Kanclerz Niemiec Olaf Scholz przemawiał we wtorek w Parlamencie Europejskim w Strasburgu, gdzie przedstawił niemiecką wizję Europy. Oświadczył, że potrzebna jest reforma systemu głosowania w Radzie UE, by więcej decyzji mogło zapadać większością kwalifikowaną, a nie jak dotąd jednomyślnie. Jego wizja nie spodobała się nawet w Niemczech.
Scholz: Potrzebujemy reformy systemu głosowania w Radzie UE
- Potrzebujemy więcej decyzji Rady UE, które będą zapadać kwalifikowaną większością - np. w polityce zagranicznej, podatkowej. Będę starał się przekonać moich parterów w radzie co do tej sprawy. Sceptykom chciałbym powiedzieć: to nie jednogłośność czy 100-proc. poparcie wszystkich decyzji daje największą legitymację demokratyczną. Wręcz przeciwnie - to właśnie walka o większość i sojusze cechują nas jako demokratów. Poszukiwanie kompromisów, które uwzględnią interesy mniejszości, jest właściwym działaniem. To odpowiada naszemu wyobrażeniu o liberalnej demokracji - tłumaczył Scholz swoją wizję reformy Unii. Po raz kolejny zasugerował, że od tej reformy zależy zgoda Berlina na rozszerzenie wspólnoty o inne kraje.
- Na przyszłość konieczne wydaje mi się również odpowiednie przestrzeganie zasad demokracji i praworządności w Unii Europejskiej. Na to powinniśmy nalegać. Dlaczego więc nie wykorzystujemy tej dyskusji o reformie Unii, aby domagać się wzmocnienia Komisji Europejskiej, tak by miała możliwość wszczynania procedur naruszeniowych, kiedy nasze wartości nie są przestrzegane? Myślę tu o takich wartościach podstawowych jak wolność, demokracja, równość, praworządność i przestrzeganie praw człowieka - dodał.
Jednocześnie szef niemieckiego rządu wypowiedział się przeciwko staraniom o uczynienie z UE trzeciego supermocarstwa obok USA i Chin.
Niemcy krytykują wystąpienie kanclerza
Jeszcze w czasie debaty w PE Scholza skrytykował niemiecki polityk Joerg Meuthen, były szef AfD, który w 2022 roku zrezygnował z członkostwa w partii. Wytknął mu, że nie potrafi zapanować nad własnym krajem, a udaje wielkiego wizjonera.
– Pan stoi na czele niegdyś bogatego i szanowanego kraju, którego obywatele są teraz w bardzo trudnej sytuacji. Pan za to próbuje się przedstawiać jako wizjoner – mówił do Scholza. Zdaniem Meuthena to „chyba niezamierzony z pana strony komizm, ale to, co pan mówi, brzmi śmiesznie, a wręcz żałośnie”. – Szwankuje infrastruktura, rośnie przestępczość, mamy katastrofalną politykę migracyjną, edukacja kuleje, są poważne problemy w opiece medycznej, nawet w pediatrii. Kraj pogrąża się w podziałach społecznych – wyliczał były szef AfD. – Zróbmy najpierw pracę domową u siebie, a potem roztaczajmy szersze wizje – podsumował.
Także niemiecka prasa w krytycznym tonie ocenia wystąpienie Scholza. "Scholz przedstawił klasyczną niemiecką wizję świata, która opiera się na gospodarczej współpracy i amerykańskiej obietnicy bezpieczeństwa” – pisze „Frankfurter Allgemeine Zeitung”. „Czy faktycznie jest to lepsza recepta na przyszłość Europy? Są dobre powody ku temu, by wątpić. Słowa klucze to trumpizm i deglobalizacja. Ale ponieważ także Macron nie ma przekonujących odpowiedzi na te oczywiste problemy, na początek jedno jest jasne: Niemcy i Francja nie wyciągają tych samych wniosków z czasu przełomu”.
Zdaniem „Frankfurter Rundschau” kanclerz Olaf Scholz wygłosił ambitną przemowę w Parlamencie Europejskim i określił istotne cele i wyzwania dla Niemiec i innych krajów europejskich. Zapomniał jednak powiedzieć, jak powinno się osiągnąć pojedyncze cele i które są ważniejsze od innych. „Wystąpienie Scholza nie było ani poruszające, ani inspirujące. Była to raczej lista robocza bez rozwiązań i zobowiązań. Z tego punktu widzenia, przegapił szansę” – podsumowuje komentator.
W podobnym tonie komentuje „Rhein-Zeitung” z Koblencji: „Podczas swojego wystąpienia Scholz stracił okazję. Dlaczego nie przeanalizować bezwzględnie błędów i nie spróbować w dłuższej perspektywie kształtować Wspólnoty za pomocą inicjatyw? Ale do tego potrzeba po pierwsze wizji, a po drugie przywództwa. Niemcy są najpotężniejszym państwem Wspólnoty i dlatego muszą, co zrozumiałe, spełniać wyższe standardy. Powinny przewodzić, a nie dominować. Powinni iść do przodu, a nie wahać się. Po zakończeniu ery Merkel europejskiego impasu wielka była nadzieja, że Berlin nie będzie w Brukseli postrzegany jako hamulcowy. Wymaga to jednak czegoś więcej, niż mało inspirujących chłodnych przemówień jak to Olafa Scholza we wtorek w Strasburgu”.
Z kolei „dziennik „Rheinpfalz” stwierdza: „Jeszcze bardziej irytujące jest to, że coraz wyraźniej widać, że Olaf Scholz mało lub wcale nie interesuje się UE nawet w tej kryzysowej sytuacji. Taka postawa nie tylko osłabia Unię, lecz z perspektywy Berlina jest także zupełnie niezrozumiała. Żaden inny kraj nie jest tak zależny od państw europejskich i rynku europejskiego jak Niemcy”.
Polscy politycy: Nie ma naszej zgody na reformy Scholza
Tezy zawarte w przemowie niemieckiego kanclerza, co zrozumiałe, wywołały sprzeciw wśród polskiej prawicy.
Na konferencji prasowej minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro zapowiedział, że postulaty Scholza dotyczące ograniczenia zasady jednomyślności w niektórych kwestiach, spotkają się ze stanowczym sprzeciwem Suwerennej Polski.
Propozycję negatywnie ocenił rzecznik rządu Piotr Müller. Nie będzie poparcia dla reformy traktatów unijnych, które miałyby realizować zwiększenie kompetencji w zakresie głosowania kwalifikowanego - powiedział.
- Przemówienie Kanclerza Scholza było dowodem na to, że Niemcy mimo wszystkich tragicznych błędów i pomyłek ostatnich lat, nadal beztrosko uważają się za głównego architekta Unii Europejskiej. Żadnej refleksji, ale ciągle te same zgrane postulaty - migracja jako lek na kryzys demograficzny, radykalna polityka klimatyczna za wszelką cenę i najbardziej szkodliwy pomysł, czyli zniesienie weta w Radzie. Współpraca suwerennych państw zawsze rodzi konflikty interesów, ale to właśnie jednomyślność zmusza je do osiągania kompromisów i szukania rozwiązań akceptowalnych dla wszystkich. Jeśli alternatywą jest dyktat największych państw to efektem będzie tylko więcej podziałów i nieufności - powiedział europoseł Kosma Złotowski.
- To, że kanclerz bez żenady wypinał w PE pierś po pochwały i ordery za pomoc Ukrainie brzmiało groteskowo, biorąc pod uwagę, że Niemcy pomogli położyć na dnie Bałtyku gazociągi, które miały nas uzależnić od Rosji na dziesięciolecia i ułatwiły rozpoczęcie wojny. Zarówno w ocenie współczesności, jaki i przeszłości kanclerz Scholz się myli. W przeszłości Europa została zrujnowana, potem wyzwolona od niemieckiego nacjonalizmu, a nie żadnych mitycznych nazistów, o których wspomniał w rocznicę zakończenia II wojny światowej. W najbliższej przyszłości agenda lewicy doprowadzi do upadku znaczenia lub rozpadu Unii Europejskiej, a nie jej reformy - dodał Złotowski.
Halicki do Scholza: Gdzie Leopardy?
Ale, jak się okazuje, z polityką Olafa Scholza nie zgadzają się nawet politycy opozycji.
- Brutalny atak na Ukrainę nie wziął się znikąd. To nie przypadek. To efekt słabości i złej polityki europejskiej, także niemieckiej. Dlatego trzeba z tego wyciągnąć konsekwencje i wnioski. Wnioski takie, które nie pozwolą na słabość Europy w przyszłości - mówił europoseł KO Andrzej Halicki w debacie z szefem niemieckiego rządu, która odbywała się podczas posiedzenia plenarnego PE w Strasburgu.
- Lista pretensji i zarzutów może być długa. Polski pierwszy wątek: jeśli Ukraina potrzebuje dziś broni i pieniędzy, bo tylko pokonując Rosję Ukraina może zagwarantować nam bezpieczeństwo, to gdzie są Leopardy, które miała dostać polska armia za dostawy czołgów na Ukrainę? Obietnice trzeba spełniać - poinstruował eurodeputowany.
- Ale ma pan większy problem, bo na tej sali nie słyszałem żadnego niemieckiego polityka od lewa do prawa, który nie czyniłby panu długiej listy zarzutów na skutek braku podejmowania decyzji. Więc mam jeden bardzo prosty apel do pana, panie kanclerzu: przyszłość Europy leży w naszych rękach, potrzebne są twarde decyzje. Jeżeli nie chce pan ich podejmować, to proszę nie przeszkadzać - zaapelował Andrzej Halicki.
ja
Czytaj także:
Inne tematy w dziale Polityka