Rosjanie mają bardziej realny obraz własnych możliwości niż to było ponad rok temu, gdy uderzali na Ukrainę i spodziewali się, że wszystko szybko rozstrzygną na swoją korzyść. Wydaje się więc, że zapowiedzi odwetu to blef - mówi Salonowi 24 prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski, ekspert ds. stosunków międzynarodowych, Uniwersytet Łódzki.
Rosyjscy propagandyści zapowiadają odwet za atak dronów na Kreml. Mówi się o zagrożeniu infrastruktury krytycznej. Na ile w ogóle realne są te pogróżki i do czego mogą się Rosjanie posunąć?
Prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski: Tu jest kilka elementów. Po pierwsze pamiętać należy, że rosyjskie kierownictwo w ogóle podejmując decyzję o zmasowanej inwazji na Ukrainę zachowało się nieracjonalnie. Ale zachowało się nieracjonalnie w warunkach psychologicznych przełomu lat 2021/22, po całej serii wysyłanych przez Zachód wyraźnych sygnałów o gotowości do ustępstw. Począwszy od prezydenta zniesienia sankcji na Nord Stream 2, przez wizytę prezydenta Joe Bidena w Moskwie, spotkanie Biden-Putin itd.
Teraz atmosfera jest zupełnie inna. Więc o ile wtedy Rosjanie mogli kalkulować, liczyć na to, że Zachód jest bezwładny, rządzony przez ludzi pozbawionych energii, to teraz już wiedzą, że tak nie jest. W związku z tym prawdopodobieństwo podjęcia ryzyka uderzenia w infrastrukturę krytyczną Zachodu jest niewielkie. Uderzenie takie wyczerpywałoby przecież zobowiązania wynikające z artykułu 5 traktatu waszyngtońskiego. Chodzi rzecz jasna nie o uderzenie cybernetyczne, bo z takim mieliśmy do czynienia i to nawet w odniesieniu do amerykańskiej infrastruktury przesyłu gazu, tylko uderzenia kinetyczne, czy to eksplozje, czy inne tego typu działania.
Sądzę, że prawdopodobieństwo wykonania tego typu akcji jest niewielkie. Myślę, że Rosjanie mają bardziej realny obraz własnych możliwości niż to było ponad rok temu, gdy uderzali na Ukrainę i spodziewali się, że wszystko szybko rozstrzygną na swoją korzyść. W odniesieniu do Zachodu wiadomo, że tak nie będzie. To są przesłanki na rzecz tezy, że zapowiedzi odwetu to blef, a Rosja nie zdecyduje się na realne akcje bojowe w obawie przed odwetem. Ale jest tu jedno zastrzeżenie. Wciąż poruszamy się w wymiarze kalkulacji racjonalnej, a mamy dowody, że kierownictwo rosyjskie potrafi kalkulować nieracjonalnie.
Tu mówimy o działaniach wobec Zachodu. Czy są możliwe jakieś zintensyfikowane akcje wobec Ukrainy?
W odniesieniu do samej Ukrainy myślę, że Rosjanie i tak wykorzystują wszystko co mogą, wyłączając broń jądrową, dla osiągnięcia przełomu w tej wojnie i po prostu nie mają takich instrumentów, które by pozwoliły ten przełom osiągnąć. Więc nie sądzę, żeby Rosja była w stanie osiągnąć jakiś przełom, ani też żeby podjęła decyzję o zaatakowaniu Zachodu wtedy, kiedy byłoby ryzyko, że będzie odkryte, że to ona. A z kolei bez odkrycia, że za akcją stoją Rosjanie nie ma pożądanego efektu politycznego, czyli odstraszania.
W pierwszych miesiącach po pełnoskalowym ataku Rosji na Ukrainę w Polsce propaganda rosyjska jakby osłabła. Ale po ostatnich zdarzeniach znalazła sobie pewną niszę, bazuje na zmęczeniu ludzi wojną, mówieniu, że po co się w ten konflikt angażować. Na ile te działania mogą być skuteczne?
Oczywiście, że rosyjska propaganda wrzuca pewne myśli w obieg publiczny i później niektórzy świadomie czy nieświadomie je podchwytują. Ale moim zdaniem to też nie ma szans na wzrost, bowiem no hasło, że pakujemy się w nieswoją wojnę wymaga prostej, dosyć przecież intelektualnie nieskomplikowanej krytycznej oceny, co jest alternatywą. Mamy czekać grzecznie w kolejce, aż przyjdzie nasza kolej i wtedy walczyć samotnie i przy użyciu naszych żołnierzy?
Można by powiedzieć, że te środowiska tak zwane real polityczne całe dziesięciolecia wszystkich przekonywały, jakim to, abstrahując od moralnego wymiaru, sprawnym politycznie i skutecznym państwem była Wielka Brytania, która wszystkie wojny toczyła płacąc za nie pieniędzmi, ale krwią żołnierzy sojuszniczych, a nie własnych. Teraz Polska po raz pierwszy w swojej historii jest w sytuacji, w której to nie nasi żołnierze krwawią, a ciężary, które przyjmujemy na siebie mają właśnie wymiar przede wszystkim ekonomiczny. Bo oczywiście broń kosztuje, a kwestie zboża to problemy natury gospodarczej. To są koszty wojny i trzeba przyznać, niewielkie w porównaniu do tych, jakie mogłyby być, czyli w porównaniu do przelanej krwi naszych obywateli.
Stąd ta opowieść o tym, jak to niepotrzebnie rozmaite rzeczy robimy, może być odrzucona prostą kontrą, czyli pytaniem, co by się działo, gdybyśmy nic nie robili. Opowieść o tym, że jest to jakieś wykorzystywanie Polski przez walczące ze sobą mocarstwa Stany Zjednoczone i Rosję też nie ma większego sensu, bo to Stany Zjednoczone przez ponad 200 lat od momentu swego powstania żyły i rozwijały się na jednej planecie z Imperium Rosyjskim, a Rzeczpospolita nie może żyć w sąsiedztwie tego Imperium. Polska przyciąga Amerykanów do naszego regionu, a nie Amerykanie wpychają Polskę do tego konfliktu. Polska będzie w konflikcie z Rosją, czy Stany Zjednoczone istnieją, czy nie istnieją. Tak było i wcześniej i gdyby coś się stało, to byłoby i później, po prostu dlatego, że Rosja nie chce tolerować niepodległych państw w swoim sąsiedztwie. I to nie jest jakaś opowieść o historii, to się dzieje obecnie.
Strzelanie ludziom w potylicę to nie jest rok 1937 czy 1940, antypolska akcja NKWD czy Katyń, tylko to jest marzec zeszłego roku i pewnie dalej w tej chwili mamy do czynienia z podobnymi zbrodniami. Więc te wszystkie opowieści, że gdzieś się można schować są bardzo mało przekonujące. Myślę, że tu wszyscy mają w pamięci rok 1938 i 1939 i bez względu na to jakby kalkulować w sensie skrupulatności historycznej to samo pytanie, czy lepiej byłoby bronić się w 1938 razem z Czechosłowacją, czy rok później grzecznie stać w kolejce i poczekać aż Hitler uderzy. Zważywszy na historię Putina i jego kolejnych agresji od Czeczenii, gdy przecież na jego rozkaz wysadzono bloki z obywatelami rosyjskimi po to, żeby stworzyć pretekst do wojny, przez wojnę gruzińską, pierwszy etap ukraiński, po obecny etap ukraiński, wniosek jest tylko jeden. Jedynym instrumentem zapewnienia bezpieczeństwa jest zbudowanie własnej armii, wsparcie ukraińskiej, aby jak najmocniej zużyła siły rosyjskie, i przyciągnięcie amerykańskiej.
Pada argument, że Rosja od nas tak naprawdę nic nie chce, niepotrzebnie ją drażnimy.
Moim zdaniem te środowiska, które by chciały wysnuć jakąś własną odpowiedź, nie mają dobrej recepty na zasłonięcie się przed tym zagrożeniem, poza opowieściami, że Rosja nic od nas nie chce. My jesteśmy z nią w konflikcie. Twierdzenie, że Rosja jak podbije Ukrainę, to powie, o już jej wystarczy, jest oczywiście złudne. Nie przed wiekami, ale 17 grudnia 2021 roku Rosjanie w swoim ultimatum do NATO i do Stanów Zjednoczonych wyraźnie zarysowali geograficzny zakres swoich ambicji. Polska w tym obszarze rosyjskich ambicji imperialnych się znajduje. Nie można mieć co do tego żadnych wątpliwości.
Inne tematy w dziale Polityka