Co do zasady, na pewno należy wprowadzić jakiś sposób regulujący to, jak filmowcy rozliczają się z Netflixem czy z innymi platformami streamingowymi. Bo o ile łatwo to było zrobić w przypadku kina, kiedy widzieliśmy ile film zarobił, tak w streamingu jest to niejasne – mówi Salonowi 24 Łukasz Adamski, krytyk filmowy, ekspert Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej.
W USA dużym echem odbija się protest scenarzystów. Ich dochody mocno spadły w związku między innymi z rozwojem platform streamingowych. W Polsce również platformy tego typu cieszą się dużą popularnością. Jak wygląda sytuacja polskich twórców, czy także domagają się wypłacania tantiem itd.?
Łukasz Adamski: Przede wszystkim cieszę się, że polscy scenarzyści coraz mocniej lobbują za tym, żeby ich nazwiska były widoczne też w materiałach promocyjnych filmów. Scenarzyści są bardzo ważni. Często mówiło się, że problemem polskiego kina były właśnie słabe scenariusze. Od jakiegoś czasu są one coraz lepsze, jednak nie docenia się twórców tak, jak oni powinni być doceniani. Tymczasem w przypadku dzieła filmowego istotny jest nie tylko reżyser, aktor, operator, ale też scenarzysta. I tutaj biję się we własne piersi, że czasami zdarzało się, że w swojej recenzji nie wymieniłem autora scenariusza. Więc ja się cieszę, że polscy scenarzyści lobbują za tym by ich wymieniać. Od ich docenienia należy zacząć. Dopiero później zająć się tematem wynagrodzeń.
Czy twórcy powinni domagać się dodatkowych tantiem za to, że ich dzieła pokazują platformy streamingowe, czy może przeciwnie – dzięki tym platformom mają lepszą promocję i nie powinni narzekać?
To jest kwestia indywidualnego kontraktu konkretnej platformy streamingowej. Ja nie chciałbym tutaj wchodzić w szczegóły, ale różne platformy mogą mieć różne zasady rozliczeń. Inne HBO, inne Netflix, inne Disney. To naprawdę są kwestie korporacyjne. Natomiast co do zasady, na pewno należy wprowadzić jakiś sposób regulujący to, jak filmowcy rozliczają się z Netflixem czy z innymi platformami streamingowymi. Bo o ile łatwo to było zrobić w przypadku kina, kiedy widzieliśmy ile film zarobił, tak w streamingu jest to niejasne. Poza tym np. Netflix też zmienia często różne swoje zasady tego, jak naliczana jest klikalność danego filmu. Czy jest to po pół godzinie oglądania, czy po 5 minutach oglądania. A to się pewnie przekłada później na wypłaty. Nie ulega wątpliwości, że jesteśmy świadkami wielkiej rewolucji w kinie. Streaming zaczyna opanowywać wszystko, więc na pewno ta rewolucja dotknie też w najróżniejszych aspektach filmowców.
Właśnie, taśmy VHS praktycznie przestały istnieć jakiś czas temu. Filmy na DVD jeszcze są, ale już coraz rzadziej, bo streaming opanowuje wszystko. Czy kino jako forma spędzania czasu przetrwa, czy zostanie wyparte przez platformy?
Ostatnio sukcesy takich filmów jak „Top Gun”, wszystkich filmów z logo Marvela czy Disneya pokazują, że ludzie chcą na dużym ekranie przeżywać rozrywkę. Na pewno w jakiejś formie ta dystrybucja kinowa zostanie ograniczona, ale myślę, że paradoksalnie utrzymają się te kina, które będą bazować na wielkich produkcjach hollywoodzkich, gdzie naprawdę potrzebny jest duży ekran, świetny dźwięk. Również kina studyjne, które będą pokazywały kino dla kinomanów, którzy lubią w towarzystwie innych miłośników dobrego filmu, może bez popcornu, ale z kieliszkiem wina na przykład, obejrzeć sobie film. Natomiast ja nie widzę też aż tak ogromnego zagrożenia dla twórców, o ile zostaną uregulowane te wszystkie kwestie kontraktowe dotyczące wynagrodzeń. Bo streaming daje naprawdę nieprawdopodobną popularność w różnych krajach. Czasem nagle okazuje się, że jakaś polska produkcja jest popularna w Brazylii, Indiach, Stanach Zjednoczonych. Nagle okazuje się, że polscy aktorzy są oglądani przez widzów z całego świata i naszym aktorom, reżyserom, scenarzystom dużo łatwiej jest dotrzeć na rynki międzynarodowe właśnie dzięki streamingowi.
To trochę działa chyba na takiej zasadzie, jak my szukając filmów na np. Netflixie, nagle znajdujemy obraz irański, czy skandynawski, tak samo widzowie w innych krajach trafiają na polski. Osobną kwestią jest jakość tego, co znajdują. Jak ocenia Pan kondycję naszej kinematografii w ostatnich latach?
Nie tylko Oscar dla Pawła Pawlikowskiego, ale kolejne filmy, które były nominowane do Oscara, czy to młodych polskich filmowców jak Jan Komasa, czy to weteranów polskiego kina jak mistrz Jerzy Skolimowski, pokazują, że polskie kino jest w coraz lepszej kondycji. Jako ekspert Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej od kilku lat czytam scenariusze, mam ich w ręku bardzo wiele. Widzę, że rodzi się polskie kino gatunkowe, nasi młodzi filmowcy bez kompleksów mówią też językiem międzynarodowym. Jeśli spojrzymy na najróżniejszych twórców, od Pawlikowskiego przez Agnieszkę Smoczyńską, po Piotra Domalewskiego czy Jana Matuszyńskiego, oni wszyscy bez kompleksów robią swoje filmy i mogą, tak jak Domalewski swoim „Hiacyntem” konkurować na takiej platformie jak Netflix z filmami hollywoodzkimi. Oczywiście nie jest idealnie, ale jest coraz lepiej. Polskie kino co jest coraz bardziej różnorodne. I, co jest dla mnie najistotniejsze jako nie tylko krytyka filmowego, ale też po prostu kinomana, rozwija się kino gatunkowe. Są horrory, filmy sensacyjne, filmy zatopione w konkretny gatunek filmowy. To jest świetne bo do tej pory mieliśmy z tym problem. W Polsce nie mieliśmy na przykład świetnych horrorów, a tutaj obudził się Bartek Kowalski. Uważam więc, że nasza kinematografia jest w coraz lepszej kondycji.
źródło: kadr z serialu "Zachowaj spokój" prod. Netflix
Czytaj dalej:
Inne tematy w dziale Społeczeństwo