1 maja fatalnie kojarzył się po rządach komunistycznych, w ostatnich latach stał się majówką. Gdyby ktoś próbował lansować to jako święto wejścia Polski do Unii Europejskiej, to może miałoby to sens, ale przez minionych prawie 20 lat od wejścia do Wspólnoty niewiele zrobiono w tym mierunku. To święto jest pewną sierotą, mam poczucie, że to jest jednak święto schyłkowe – mówi Salonowi 24 prof. Antoni Dudek, politolog i historyk, UKSW.
1 maja za komuny był bardzo istotnym dniem. Dziś większość Polaków uważa je za początek majówki, istotniejsze jest Święto Konstytucji 3 maja i Dzień Flagi 2. Z drugiej wciąż czci to święto wiele środowisk lewicowych. 2 maja to także rocznica wejścia do Unii Europejskiej i święto Józefa Robotnika w Kościele katolickim. Czy w przyszłości będzie ono obchodzone w innym po prostu charakterze niż w PRL, czy też pozostanie już tylko początkiem długiego weekendu majowego?
Prof. Antoni Dudek: 1 maja fatalnie kojarzył się po rządach komunistycznych i rzeczywiście w ostatnich latach stał się majówką. Gdyby ktoś próbował lansować to jako święto wejścia Polski do Unii Europejskiej, to może miałoby to sens, ale mam wrażenie, że przez minionych prawie 20 lat od wejścia do Wspólnoty niewiele zrobiono, aby wylansować 1 maja jako święto unijne. Będzie to chyba teraz trudniejsze.
Jednak zdecydowania większość Polaków zdecydowanie popiera członkostwo Polski w Unii?
Nastroje w Polsce są ciągle prounijne, ale mam wrażenie, że najlepszy moment na wylansowanie tego święta pierwszego maja jako właśnie święta członkostwa Polski w Unii już minął. To nie znaczy, że z tego się nic nie da zrobić, ale wydaje się, że po prostu to święto jest takim świętem, które jest pewną sierot. Owszem, lewica próbuje się do niego jakoś przyznawać, ale tak naprawdę dzień ten nie budzi świadomości masowej. Jest dziś więc prostu dniem majówkowym powiązanym z świętem 3 maja, które jest jednak już bardziej honorowane i uznawane, bo wielu Polaków jednak wie, czym była Konstytucja 3 maja. Więc ja w 1 maja mam poczucie, że to jest jednak święto schyłkowe.
Weekend majowy to także wydarzenia bieżącej polityki. Politycy Polski 2050 i Polskiego Stronnictwa Ludowego zapowiadają wspólną listę. Pan już dawno mówił, że taki sojusz powinien powstać. Z tym, że oba ugrupowania mają iść w wyborach jako koalicja. A więc, aby dostać się do Sejmu, muszą przekroczyć 8 procent poparcie. Czy to jednak nie duży błąd i spore ryzyko?
Błąd to może za dużo powiedziane, jeśli w ogóle gdzieś miałbym szukać błędu to w tym, że oni się dogadali o rok za późno. Gdyby bowiem Hołownia i Władysław Kosiniak-Kamysz tę koalicję zawarli rok temu, to moim zdaniem mogliby podjąć równorzędną walkę z Koalicją Obywatelską o prymat na opozycji. W tej chwili wyraźnie już widać, że jest na to zdecydowanie za późno. I pozostaje im budowa szalupy ratunkowej.
https://www.salon24.pl/newsroom/1298537,alkohol-jest-za-tani-trzeba-zakazac-jego-reklamy
Tyle, że ta „szalupa” musi dostać więcej głosów, niż gdyby szła jako lista partyjna. 5 procent uzyskać jest łatwiej niż 8, o czym przed laty przekonała się Akcja Wyborcza Solidarność Prawicy w 2001 roku, czy Zjednoczona Lewica w roku 2015?
Z tego punktu widzenia oczywiście bezpieczna byłaby szalupa ratunkowa zarejestrowana pod próg 5-procentowy. Ale to zdaje się wymagałoby znacznie większego poziomu zaufania niż jest między liderami PSL i Polski 2050. To tu jest kwestia rozliczeń finansowych i tak dalej. Więc prościej było pójść jako koalicja z progiem 8-procentowym. Mimo to uważam jednak, że szanse na przekroczenie progu ta koalicja ma duże. Sondaże, które widzieliśmy, dotyczące tego połączenia, dawały im kilkanaście procent, wynik dwucyfrowy. Oczywiście można w jakimś czarnym scenariuszu założyć, że Donald Tusk nagle wpadnie na taki pomysł, żeby zawalczyć o resztę zwolenników Hołowni i nagle ta koalicja spadnie poniżej progu, ale na razie tego nie widzę. Inaczej mówiąc nie bardzo wierzę w to, że połowa wyborców obecnej koalicji PSL-u z Hołownią nagle ucieknie do Tuska a koalicja spadnie poniżej 8-procentowego progu. To dzisiaj wydaje mi się mało realne, natomiast oczywiście zobaczmy co pokażą sondaże za kilka miesięcy.
Czy może być tak, że w związku z zagrożeniem wojennym, wypowiedziami niektórych polityków opozycji, którzy mówią, że należy zmienić politykę zakupową MON etc., ludzie nawet rozczarowani PiS-em zagłosują jednak na partię rządzącą?
Wojna może oddziaływać na wynik wyborów i pomagać PiS-owi tylko wtedy, jeśli ulegnie eskalacji. Czyli inaczej mówiąc, jeżeli Rosjanie zaczną uzyskiwać przewagę. Wtedy poczucie zagrożenia w Polsce wzrośnie. Natomiast jeśli będzie status quo, taki jak jest od wielu miesięcy, tak naprawdę od jesieni, albo kontrofensywa ukraińska da efekty i Ukraińcy zaczną uzyskiwać przewagę, to to wpływu na wynik wyborów w Polsce mieć nie będzie. To jest moja pierwsza teza. Natomiast jest inny problem, a mianowicie zmęczenie kosztami wspierania Ukrainy w Polsce. Ono jest olbrzymie i to może pomóc. Ale Konfederacji. Opozycji na lewo od PiS nie pomoże, dlatego że ona ma podobne stanowisko ro rządu, deklaruje, że trzeba pomagać Ukrainie. Natomiast Konfederacja, która jako jedyna była tak to nazwijmy ukrainosceptyczna od początku inwazji, może na zyskać, jeśli nastroje zmęczenia się naślą.
Wzrost Konfederacji będzie problemem i dla rządzących i dla reszty opozycji. Jednocześnie od dawna słychać o konfliktach wewnątrz koalicji Zjednoczonej Prawicy. Solidarna Polska właśnie zmienia nazwę na Suwerenna Polska. Czy to jest zapowiedź pójścia oddzielnie, ewentualnie w sojuszu z Konfederacją, czy raczej takie targowanie się wewnątrz Zjednoczonej Prawicy, próba uzyskania silniejszej pozycji?
Ja to ciągle odbieram jako targowanie się. I nie sądzę, żeby po zmianie nazwy z Solidarnej Polski na Suwerenną Polskę notowania partii pana Ziobry przekroczyły próg 5 procent. Zwłaszcza, że dotąd samodzielnie Solidarna Polska uzyskiwała od 1 do 2proc. A były i takie badania, które dawały tej formacji poparcie poniżej 1 proc. Co w praktyce oznacza, że albo Zbigniew Ziobro się dogada z prezesem Kaczyńskim, na co dziś wydaje mi się są pewne szanse, nawet spore, albo po prostu nastąpi anihilacja tego środowiska politycznego.
Jeśli ziobryści pójdą sami zapewne tak. Czy jest jednak możliwy scenariusze startu z Konfederacją?
Nie sądzę, żeby Konfederacja chciała brać pana Zbigniewa Ziobrę na swój pokład, bo niby dlaczego, co w ten sposób by skorzystała? Ja tej korzyści nie widzę. Mówiąc krótko, moim zdaniem pan Ziobro jest chyba w najbardziej dramatycznym momencie swojej politycznej kariery od jej początku.
Lewica nie zadbała wystarczająco o 1 maja w Polsce? Fot. PAP
Inne tematy w dziale Społeczeństwo