Rząd SLD swoimi idiotycznymi decyzjami spowodował, że dzisiaj pijemy prawie 10 litrów licząc wszystkich, od oseska do starca. A 12 litrów czystego alkoholu na osobę 15+. W czasach Millera umierało z powodu alkoholu około 2 – 2,5 tysiąca osób rocznie. Dziś umierają 22,5 tysiące osób rocznie. Więc opowieści o tym, że wzrosły dochody z podatku akcyzowego świadczą tylko o małym rozumku człowieka, który nie liczy się z konsekwencjami swoich decyzji – mówi Salonowi 24 Krzysztof Brzózka, wieloletni dyrektor Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych.
W ostatnim czasie zrobiło się bardzo głośno o doniesieniach do prokuratury w sprawie celebrytów i różnych znanych ludzi reklamujących alkohol, przede wszystkim mocne alkohole. Jak Pan to ocenia?
Krzysztof Brzózka: No wreszcie prokuratura wzięła się do roboty. Dlatego, że, co by nie powiedzieć, reklama, czy kryptoreklama w internecie dociera do tych, do których zgodnie z ustawą dotrzeć nie powinna. Często jest tak, że w ogóle łamana jest ustawa o wychowaniu w trzeźwości. W związku z tym cieszę się, że wreszcie prokuratura stwierdziła, że jeśli w jakiejś ustawie zapisano, że coś jest przestępstwem, za które grozi duża grzywna, to należy to ścigać. Że nie jest tak, jak w czasie kiedy byłem szefem agencji. Wówczas ze strony śledczych padały argumenty o niskiej szkodliwości społecznej czynu. Albo, że śledztwa nie ma, bo nie stwierdzono, przestępstwa. A przecież jeśli ktoś reklamuje wódkę, której reklama jest jednoznacznie prawnie zabroniona, to chyba jednak nie stwierdzając przestępstwa prokuratura się myliła. Więc jak najbardziej cieszę się, że ta sytuacja się zmieniła, tym bardziej, że często ludzie reklamujący alkohol czuli się bezkarni. I zarabiali krocie. Niedawno jeden z celebrytów sam przyznał, że, przychody miał na poziomie kilkuset tysięcy złotych. Warto pamiętać, że i legalna reklama alkoholu, obłożona jest daniną na fundusz szkolnych zajęć sportowych, którą zbiera Izba Skarbowa.
Kwestia wódki jest zero jedynkowa, bo reklama mocnych alkoholi jest zabroniona. Z piwem jest inaczej. Oczywiście można rozmawiać o zmianie prawa, jednak czy osoby, które składają donosy na reklamowanie piwa w internecie jednak nie przesadzają?
Na pewno nie przesadzają ci, którzy donoszą. Dlatego, że reklama piwa także obwarowana jest pewnymi zasadami, wykluczeniami. Nie jest tak, że reklama piwa jest absolutnie wolna od ograniczeń. Reklama piwa może być w takich mediach emitowana w określonych godzinach. Nie powinna być widoczna dla dzieci, co szczerze mówiąc jest trochę pozornym zakazem, skoro ustawodawca nie tak dawno poluzował i można reklamować piwo po godzinie 20.00. Ale poza wszystkim musi być stosowny napis ostrzegawczy umieszczony w trakcie emisji tej reklamy i poza wszystkim, przypomnę raz jeszcze, 10 proc. wartości reklamy ma iść na pewien listek figowy, czyli wspomniany fundusz rozwoju sportu szkolnego.
Jak ktoś jedzie na wczasy poza miastem, ma możliwość kupić piwo najpóźniej o 20.00, a do miasta jest duża odległość, poprzestanie na ilości, której spożycie zaplanował wcześniej. W niektórych dzielnicach Warszawy ma sklepik nocny z alkoholem na każdym rogu ulicy. Czy nie jest tak, że to kwestia dostępności, a nie reklamy, przyczynia się do zwiększenia spożycia?
Tutaj nie można stopniować co jest istotne, a co nie. Z mojego punktu widzenia sprawa jest dość oczywista, jeżeli nie ma spójnej polityki wobec alkoholu, to pojedyncze działanie nie przyniesie skutku. Należy ograniczyć zarówno reklamę, jak i dostępność. Owszem, dostępność alkoholu w sposób oczywisty jest wyzwalaczem dla osoby, która ma problemy, i dla takiej osoby, która będzie miała problemy. Wszystko jest na wyciągnięcie ręki, jak niektórzy mówią, towar w godzinach wieczornych czy nocnych bardziej popularny niż pieczywo. Ten towar nie jest potrzebny nikomu do przeżycia do rana, poza osobami ciężko uzależnionymi.
Ale jeśli chodzi o ograniczanie dostępności można mieć obawy, że zamknięcie sklepów spowoduje powrót znanych z okresu PRL melin?
Oczywiście, zaraz lobbyści będą krzyczeć, że powstaną meliny, co jest oczywistym naciąganiem sprawy. Bo ta osoba, która kupuje w sklepie legalny alkohol, co by nie powiedzieć truciznę, ale jednak z jakimś certyfikatem władz dbających o jakość tej trucizny. Na melinie może się nadziać na coś, co było z bazaru i mówiąc krótko mieć później problem z czytaniem czy z widzeniem, czy nie daj Bóg z zejściem, bo przecież to się też zdarza. Dostępność zdecydowanie jest w Polsce za duża. Koniecznie jest więc jej ograniczenie. Nie likwidacja sklepów, tylko ograniczenie godzin sprzedaży, tak żeby podejmować decyzję na trzeźwo. By każdy podejmował decyzję ile kupić, ale na trzeźwo, a nie wtedy, gdy rozum siądzie pod wpływem alkoholu i szuka się więcej. Kolejnym problemem jest też dostępność ekonomiczna, alkohol jest zdecydowanie za tani. O tym nie wolno zapominać. Ale reklamy są w moim przekonaniu kluczowe. Dlatego, że wychowują przyszłych użytkowników alkoholu. Skierowane są do dzieci, młodzieży. Jeśli chodzi o dostępność, rzeczywiście powinien być alkohol wymieciony ze stacji paliw, bo to jest skandaliczna sytuacja. Przecież tam może Pan kupić alkohol gotowy do spożycia, na prosto z lodóweczki, bez specjalnych kłopotów.
Patrząc w dane policyjne, spada liczba wypadków, spada liczba ofiar, a rośnie liczba zatrzymanych nietrzeźwych kierowców. Przecież wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, że na 12 milionów kontroli, 105 tysięcy zatrzymanych nietrzeźwych kierujących, to jest tylko wierzchołek góry lodowej, mimo że liczba kontroli jest rzeczywiście imponująca. Cena również ma znaczenie dla młodych ludzi. I tutaj warto się zastanowić nie nad wielkością podatku akcyzowego, tylko nad strukturą cen. Doprowadzić w dość prosty sposób do sytuacji, w której piwo o niskiej zawartości alkoholu będzie dużo tańsze od piwa o dużej zawartości alkoholu. I wtedy mam w ręku butelkę piwa czy puszkę z piwem, ale nie muszę mieć jednocześnie tam wewnątrz dużej zawartości C2H5H.
Zdania co do reklam alkoholu są podzielone, ale w jednym przeciwnicy i zwolennicy są zgodnni – uderza potężna niekonsekwencja. Z jednej strony nie można reklamować wódki, wina, można reklamować piwo, ale nie można reklamować słabszego od piwa cydru. Zdecydowanie bardziej logiczne byłoby albo umożliwienie każdej reklamy, albo całkowity zakaz, albo zakaz reklamy alkoholi mocnych, a legalna reklama tych słabszych?
Co do niekonsekwencji zgadzam się całkowicie. Była długa dyskusja wtedy, gdy polscy producenci cydru chcieli wprowadzić reklamę cydru. Ja oczywiście byłem przeciwny rozszerzaniu reklamy, mówiąc jednocześnie, że część napojów, które u nas uważane są za piwa, czy sprzedawane pod nazwą piwo, są reklamowane jako piwo, a w innych krajach ten sam płyn, za przeproszeniem, sprzedawany jest jako cydr. Więc to jest oczywiście niedbałość, niekonsekwencja. Natomiast chcę też jasno podkreślić, że z reklamy piwa przemysł spirytusowy jest bardzo zadowolony. Bo piwo to jest wyzwalacz, od którego się zaczyna. Reklama służy głównie przygotowaniu przyszłych pokoleń klientów dla przemysłu alkoholowego. Zaczyna się oczywiście od piwa, część przy piwie zostanie, ale znaczna część wejdzie w alkohole mocniejsze, bo tak działa narkotyk. Początek jest nawet taki, powiedziałbym przyjazny, ale koniec jest dramatyczny, często tragiczny. Proszę spojrzeć, że od 2002 roku, od kiedy dozwolona jest reklama piwa, my zaczęliśmy pić gwałtownie coraz więcej. Ostatnie 5 lat, mimo, że nie wolno reklamować alkoholi mocnych, sprzedaż wódki wzrosła o 17 proc. Wyobraża pan sobie? W związku z tym, z punktu widzenia zdrowia publicznego, alkohol jest alkoholem. Zgadzam się, że powinno być absolutnie równo, czyli zero reklamy jakiegokolwiek alkoholu. Tu mam ogromne pretensje do Leszka Millera, który jako były premier do dzisiaj chwali się, że jak obniżył podatek akcyzowy na wódkę, to wzrosły mu przychody do budżetu. I, że po to, aby wzrosły te przychody uruchomił reklamę. Wtedy rządzący tłumaczyli, że chodzi o to, żeby dofinansować, dowartościować przemysł alkoholowy, żeby dobrze sprywatyzować, dobrze sprzedać, żeby to nie stało na krawędzi przepaści. Ale wtedy piliśmy jako naród powiedzmy 7 litrów czystego alkoholu na głowę. Rząd SLD swoimi idiotycznymi decyzjami spowodował, że dzisiaj pijemy prawie 10 licząc wszystkich, od oseska do starca. A 12 litrów czystego alkoholu na osobę 15+. W czasach Millera umierało z powodu alkoholu około 2 – 2,5 tysiąca osób rocznie. Dziś umierają 22,5 tysiące osób rocznie. Więc opowieści o tym, że wzrosły dochody z podatku akcyzowego świadczą tylko o małym rozumku człowieka, który nie liczy się z konsekwencjami swoich decyzji.
Czytaj dalej:
Inne tematy w dziale Społeczeństwo