Czym jest inflacja bazowa
Inflacja bazowa to jeden ze sposobów mierzenia tempa wzrostu cen. Polega on na wyjęciu niektórych produktów z inflacyjnego koszyka. Pierwszy takie ujęcie sprawy zaproponował amerykański ekonomista Otto Eckstein. Był rok 1981 i świat był właśnie w trakcie szoku cenowego wywołanego dwoma kryzysami paliwowymi lat 70. Ceny szalały. Eckstein mówił, że to szaleństwo nie pozwala na solidny pomiar długofalowych trendów. Proponował, by usunąć z koszyka ceny energii oraz żywności (najbardzej wtedy zmienne). Tak powstała miara znana w zachodniej ekonomii jako „core inflation”. A u nas jako inflacja bazowa.
"Moda" na inflację bazową w Polsce
O tej „inflacji bazowej” jest u nas ostatnio głośno. Można nawet powiedzieć, że w niektórych dyskusjach zastępuje ona inflację CPI - czyli tę uzyskaną po uwzględnieniu pełnego koszyka. Dlaczego tak się dzieje? To proste - akurat obecnie jednej ze stron politycznego sporu bardzo pasuje do narracji. Pozornie inflacja bazowa obala dwa argumenty podnoszone przez rządzących.

Po drugie inflacja bazowa ma rozbijać w proch i pył korzystną dla rządu interpretację kryzysu inflacyjnego z lat 2021-2023. W myśli tego tłumaczenia za wzrost cen odpowiedzialne są kilkusetprocentowe skoki cenowe na rynkach surowców - najpierw żywnościowych a potem energetycznym - wywołane pandemią i wojną. No dobrze - powiadają krytycy takiej argumentacji - no to wyłączmy z inflacji ceny żywności i energii. I co? Widzicie, że nadal rośnie.
Manipulacja inflacją bazową
Nie jestem czteroletnim dzieckiem. Nie łudzę się, że siła argumentu może przekonać nagrzanych uczestników naszego politycznego sporu. Pozwolę sobie jednak wskazać zwolennikom fetyszyzowania (nadawania przesadzonego znaczenia) inflacji bazowej na słabość i chciejstwo w ich rozumowaniu.
Po pierwsze: trudno zgodzić się z używaniem tej miary jako magicznego środka na odwirowanie wpływu skoku cen surowców na ceny. To, że w koszyku pozwalającym określić poziom inflacji bazowej nie ma żywności i energii, nie znaczy jeszcze, że ten koszyk pozostaje niezależny od trendów na rynkach ropy czy gazu, które wydarzyły się rok czy dwa lata temu. Przecież do wytworzenia mebli, ubrań albo nawet dowolnych usług użyte zostały surowce energetyczne kupowane właśnie wtedy w czasie „górki”. Tym samym producent musiał ponieść koszt horrendalnego wzrostu cen surowców sprzed kilku czy kilkunastu miesięcy. I w pewnym momencie odbił to sobie w cenie oferowanego towaru. Tyle widać w inflacji bazowej. Ona mówi nam więc zaledwie tyle, że szoki surowcowe weszły już do środka gospodarki. Ale absolutnie nie dowodzi tego, że szoki surowcowe nigdy nie miały wpływu na obecne problemy z inflacją.
Rafał Woś
(Fot. Pxhere.com)
Czytaj dalej:
- Za te owoce zapłacisz dużo więcej niż rok temu. Rekordowe ceny na rynkach
- Miller: Miłość do Platformy? To flirt z wyrachowaniem
- Przełomowa zmiana w Kościele. Papież Franciszek zadecydował
Komentarze
Pokaż komentarze (50)