Najbardziej znaczące są te zasługi św. Jana Pawła II, które kładł poprzez swoje zjednoczenie z Bogiem w codziennej modlitwie, przemierzając swoistą geografię modlitwy, ogarniającą cały świat w mistycznym zjednoczeniu z Bogiem. Ta mistyka była namacalna dla każdego, kto wpatrywał się w jego twarz w czasie sprawowania mszy świętej. To był nauczyciel myślenia, to był prorok. Ostatecznie to był i jest święty – mówi Salonowi 24 ks. prof. Paweł Bortkiewicz.
Mija 18 lat od śmierci świętego Jana Pawła II. Wtedy było to bez wątpienia wydarzenie, które zjednoczyło Polaków, zarówno wierzących, jak i niewierzących. Jak wspomina ksiądz tamten czas, jakie jest jego znaczenie?
Ks. Prof. Paweł Bortkiewicz: Pamiętam najpierw chwile agonii, „odchodzenia do domu Ojca”, gigantyczne zbiorowe czuwanie, które w pewnym sensie próbowało uniknąć tego, co nieuniknione. Pamiętam, jak ktoś z osób bardzo mi bliskich i zarazem osób, które bardzo cenię powiedział w pewnym momencie słowa: „nie przeszkadzajmy mu. On pisze najpiękniejszą encyklikę swojego życia -encyklikę miłości”. Ta śmierć angażowała nas wszystkich.
Była z jednej strony wydarzeniem niezwykle osobistym, w pewnym sensie rodzinnym. Czuwaliśmy przy łóżku umierającego papieża, śledziliśmy jego ostatnie gesty, słowa, wpatrywaliśmy się w jego otoczenie. W ten sposób zarazem ta śmierć, to umieranie przełamywało istniejący i obowiązujący model antropologii kulturowej - model „śmierci zdziczałej”, model, w którym człowiek umiera odcięty od swojego najbliższego otoczenia, uzależniony od aparatury medycznej, skazany na izolację.
Ojciec Święty umierał trzymany za rękę, wsłuchany w słowa dziś już nieżyjącego księdza profesora Tadeusza Stycznia, swojego ucznia, który odczytywał mu Ewangelię wg św. Jana, przyjął wiatyk z rąk kard. Jaworskiego. Umierał jak patriarcha, jak bohaterowie średniowiecznych eposów rycerskich, jak biblijni bohaterowie wiary. Z chwilą niezapomnianych słów, że „nasz umiłowany Ojciec Święty odszedł do domu Ojca” na Placu świętego Piotra rozległy się gromkie brawa. Tak Włosi żegnają człowieka, który przeżył pięknie swoje życie. Czas żałoby był dla nas czasem zjednoczenia między sobą, ale także zjednoczenia z Bogiem. W otwartych przez całe doby kościołach przychodzili ludzie, by się pomodlić, wpisać do ksiąg kondolencyjny, ale także wrócić do Boga po wielu latach, poprzez sakrament pokuty. To był czas historyczny i czas odrodzenia.
Jaka była rola papieża-Polaka?
Proszę wybaczyć, ale nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Jak ująć tę biografię, choćby przez pryzmat 27 lat pontyfikatu? Włoski filozof i historyk Giannino Reale napisał, że papież był „pielgrzymem Absolutu”, który drogą sztuki, mądrości filozoficznej i wiary religijnej, czyli tymi drogami, którymi cała kultura europejska przez wieki zmierzała w stronę poznania Absolutu, on sam nocą swoich zdolności i talentu otrzymanego od Boga, zdążał w stronę największej tajemnicy. Dla nas, Polaków, pozostaje tym, który wyzwolił nas z komunizmu i wprowadził do rodziny europejskiej. Ale przecież jego zasługi są nieporównywalnie większe. Podobne odczucia do naszych, co do roli Jana Pawła II w promowaniu wielu narodów mieli ich przedstawiciele wtedy, gdy przepisywali w sposób nieformalny „honorowe obywatelstwo” poszczególnych państw Janowi Pawłowi II, traktując go jako Brazylijczyka, Hiszpana, Meksykanina czy członka wspólnot narodowych kontynentu afrykańskiego.
Papież zmieniał świat swoim nauczaniem– jasnym, klarownym. To on przecież sprzeciwił się dyktaturze relatywizmu poprzez swoją encyklikę Veritatis splendor. To on wytoczył wojnę „kulturze śmierci” dominującej we współczesnym świecie. To on wskazywał zagrożenia i szanse współczesnej demokracji. To on był papieżem praw człowieka. Ale może najbardziej znaczące są te zasługi św. Jana Pawła II, które kładł poprzez swoje zjednoczenie z Bogiem w codziennej modlitwie, przemierzając swoistą geografię modlitwy, ogarniającą cały świat w mistycznym zjednoczeniu z Bogiem. Ta mistyka była namacalna dla każdego, kto wpatrywał się w jego twarz w czasie sprawowania Mszy świętej. To był nauczyciel myślenia, to był prorok. Ostatecznie to był i jest Święty.
W dorosłość wchodzi pokolenie, które nie przeżyło ani jednego dnia z papieżem-Polakiem. Młodzi ludzie podchodzą do ojca świętego czasem prześmiewczo, czasem wrogo. Dlaczego tak się dzieje?
To oczywiście bardzo bolesny temat. Mija 18 lat od śmierci Jana Pawła II i wchodzi w życie dorosłe pokolenie, które zupełnie go nie znało. Dziś poznaje go poprzez memy, poprzez narracje, pełne kłamstwa, poprzez sensację zawarte w brukowcach medialnych. Ale trzeba przyznać że w zamian nie otrzymuje z naszej strony nic. Nie otrzymuje przekazu świadków, nie otrzymuje wykładu jego nauczania, nie poznaje jego biografii. Wciąż wiele jest zaskakujących tajemnic.
To w tych dniach pojawiła się przecież na przykład informacja o młodym kleryku Karolu Wojtyle, który w 1945 roku niósł na swoich rękach wycieńczoną Żydówkę uwolnioną z obozu. Niósł ją do pociągu 3 km. Na bazie takiego epizodu w innych krajach powstałyby wstrząsające dzieła filmowe, powstałaby literatura. To jest nasz polski straszliwy grzech zaniedbania, z którego zapewne będziemy kiedyś rozliczeni.
Ataki przeciwników Kościoła to jedno. Ale czy nie jest tak, że wizerunek ojca świętego został zbyt przesłodzony, sprowadzony jedynie do kremówek, ciepłych wspomnień, a nie do rzeczywistej nauki Jana Pawła II?
Oczywiście tak, ten wizerunek został znacząco spłycony. Pytanie: dlaczego? Może między innymi dlatego, że my sami łatwiej byliśmy w stanie z przemówienia wadowickiego wydobyć temat kremówek, a nie na przykład wspomni osiemdziesięcioletniego papieża, który potrafił cytować potężny fragment Antygony Sofoklesa. Przemówienia, każdy epizod z udziałem Ojca Świętego, nawet te najbardziej anegdotyczne, zawierały w sobie ogromny ładunek treści. Można spojrzeć na Wadowice poprzez pryzmat kremówek, ale można spojrzeć poprzez pryzmat wspomnień papieża, które budzą respekt u każdego, dla którego korzenie kultury europejskiej pozostają nieobojętne. Można oczywiście wspominać z Wrocławia papieskie kichnięcie, zinterpretowane przez samego papieża, jako gest ekumeniczny, ale można i należałoby zauważyć realny i piękny ekumenizm, który prowadził św. Jan Paweł II, nie rezygnując z niepowtarzalności i wyjątkowości Kościoła katolickiego.
Można oglądać tysiące zdjęć wykonanych przez Arturo Mari, ale można zatrzymać się przy tym, które on sam traktował jako najważniejsze w swojej pracy - zdjęciu z Wielkiego Piątku, tuż przed śmiercią Jana Pawła II, to niezapomniane zdjęcie z krzyżem. I można przeczytać słowa komentarza papieskiego fotografa, które śmiem twierdzić, są lepszą katechezą, niż niejedna napisana przez profesjonalnych specjalistów katechetyki. Chodzi mi o to, że winę za ten stan rzeczy ponosimy my sami. Jest to wina, która powoduje zagubienie młodego pokolenia, oderwanie go od człowieka, który wprowadził pokolenie ich rodziców w nowe tysiąclecie. No właśnie, wprowadził pokolenie ich rodziców… Czy to pokolenie o tym zapomniało?
Fot. Jan Paweł II
Inne tematy w dziale Społeczeństwo