Dla Francji to już jest kolejny rok niestabilności, wcześniej mieliśmy kilkuletnie protesty „Żółtych Kamizelek”. Ale jest jedna, istotna różnica. Tamte protesty miały podłoże czysto ekonomiczne. Te, które obserwujemy dziś, ocierają się już o kwestie ustrojowe – mówi Salonowi 24 Witold Waszczykowski, były minister spraw zagranicznych w rządzie PiS.
Docierają do nas niepokojące obrazy z Francji, gdzie trwają protesty w związku z propozycjami podniesienia wieku emerytalnego. Oceny wagi tych protestów są różne – bo z jednej strony są bardzo groźne hasła, z drugiej padają one w kraju, w którym protesty toczą się permanentnie i od lat. Na ile poważny jest obecny kryzys i czy różni się czymś od poprzednich?
Witold Waszczykowski: Dla Francji to już jest kolejny rok niestabilności, wcześniej mieliśmy kilkuletnie protesty „Żółtych Kamizelek”. Ale jest jedna, istotna różnica. Tamte protesty miały podłoże czysto ekonomiczne. Te, które obserwujemy dziś, ocierają się już o kwestie ustrojowe. Dlatego, że ostatnie decyzje prezydenta Macrona pomijają demokratyczny sposób podejmowania decyzji. On falandyzował, albo można powiedzieć „timmermansował” prawo wewnętrzne we Francji. Omijał proces podejmowania decyzji, powszechne konsultacje społeczne na temat bardzo ważnej kwestii w wieku emerytalnego.
W głosowaniu o wotum nieufności wygrał, ale z bardzo niewielką przewagą. Francja może wkroczyć teraz nie tylko w okres destabilizacji społecznej, ale również politycznej. Można się spodziewać dymisji pani premier, która zostanie poświęcona, aby oczyścić atmosferę polityczną z nadzieją, że nowy premier nie będzie obciążony niepopularnymi decyzjami w sprawach emerytalnych. Pytanie, czy to zatrzyma trwający kryzys. W moim odczuciu tak się nie stanie.
Francuzi przeciwni reformie emerytalnej. Żądają dymisji Macrona, ostre protesty uliczne
Protesty we Francji faktycznie nie są niczym nowym, podobnie bardzo ostre hasła. Ale tu są już głosy o nowej rewolucji francuskiej, wezwania do gilotynowania polityków. Czy faktycznie proces może eskalować w kierunku, może jeszcze nie wojny domowej, ale krwawych zajść, ofiar w ludziach?
Zaostrzenie konfliktu i jego pójście w niebezpiecznym kierunku jest niestety bardzo realne. Widzimy, że już dzisiaj płoną na ulicach samochody, podpalane są sterty śmieci. Protestujący budują barykady. Hasła są coraz ostrzejsze, a powszechna frustracja stanowi dopełnienie tego bardzo ponurego obrazu. Dlatego nie można wykluczyć, że jeśli Macron będzie kontynuował swoje reformy oszczędnościowe, ta radykalizacja będzie jeszcze narastać.
Co to oznacza dla Francji, Europy, w konsekwencji też Polski?
To wszystko może powodować, że rola międzynarodowa prezydenta Emmanuela Macrona w będzie słabła. On kiedyś był przedstawiany jako przywódca całej Europy, nowa polityczna jakość. Dziś już nikt tak o nim nie mówi. Nie traktuje się go jako lidera Unii, gdzie tandem francusko-niemiecki już został zastąpiony hegemonią Olafa Scholza. Z polskiego punktu widzenia oznacza to, że będziemy pod rosnącą presją niemieckiego dyktatu. Niemcy będą czuli się coraz silniejsi, aby forsować swoje rozwiązania federalistyczno-hegemonistyczne.
W tym kontekście bardzo dobrze, że kilka dni temu w Heidelbergu premier Mateusz Morawiecki w obszernym wykładzie przedstawił naszą wizję Europy. Skrytykował hegemonistyczną wizję Olafa Scholza. Dzięki temu nasza wizja zaczyna równolegle żyć na agendzie europejskiej. Musimy wokół tego budować sojusze w Europie, aby Europa nie stała się Europą karolińską, niemiecką.
Konferencja rządu w pierwszy dzień wiosny. Premier: Za nami jedna z "najtrudniejszych zim"
Panika w "Gazecie Wyborczej": Tylko jeden scenariusz nie da zwycięstwa PiS
Inne tematy w dziale Polityka