- Zachodnie media społecznościowe zbierają informacje, by na nas zarabiać. Strona rosyjska i chińska bada nasze zachowania w sieci, by dobrać kampanie dezinformacyjne. Wysyła balony próbne, które mają doprowadzić do konkretnych zachowań społecznych. Powinniśmy mieć zapalone wszystkie lampki kontrolne. Fakt, że administracje Wielkiej Brytanii, czy Stanów Zjednoczonych coraz poważniej zastanawiają się, czy wręcz już zakazują prowadzenia oficjalnej komunikacji przez TikToka, powinno dawać do myślenia – mówi Salonowi 24 dr Piotr Łuczuk, medioznawca, autor pierwszej polskiej książki o cyberwojnie.
Podczas naszej poprzedniej rozmowy wspomniał Pan o zagrożeniu związanym z korzystaniem z TikToka. Temat był poboczny, ale wiele osób pytało potem, dlaczego popularna aplikacja miałaby być niebezpieczna. W dodatku kolejne państwa zabraniają urzędnikom korzystać z popularnego medium. No więc właśnie – co jest nie tak z tym TikTokiem?
Dr Piotr Łuczuk: Ten temat cały czas rezonuje, nawet miałem okazję uczestniczyć w panelu na ten temat podczas Kongresu Samorządowego. W dyskusji doszliśmy do wniosku, że w dużym stopniu TikTok i decyzje podejmowane przez władze TikToka są często odbierane pozytywnie, odczytywane przez społeczeństwo europejskie, czy zachodnie, jako chroniące użytkowników młodego pokolenia, osoby niepełnoletnie. TikTok zaprezentował bowiem szereg propozycji związanych z ograniczeniem czasu dostępu do treści, czy czasu spędzonego na koncie TikTokowym. To zostało przez wiele osób przyjęte wręcz z hurra optymizmem, jako coś nowego. Wiele osób odczytało to działania jako nowy trend, który TikTok wyznacza w kontekście mediów społecznościowych.
Polecamy: Groźna wiara w kosmitów, wielką Lechię, reptilian. "Wszystkie tropy prowadzą właśnie tam"
No tak, ale ochrona młodszych użytkowników, ograniczenia, są raczej działaniem ich chroniącym. Gdzie tu mamy zagrożenie?
No właśnie – od dawna zwracałem uwagę i to podkreślam z całą mocą, że bardzo łatwo jest od tego hurra optymizmu, który się pojawił, przejść do takiego wręcz uwielbienia i braku krytycznego myślenia. I właśnie ten krok TikToka, związany z pewną ochroną młodszych użytkowników, był zrobiony z premedytacją. Po to, żeby w pewnym sensie uspokoić sumienia rodziców.
Dużo się mówi w ostatnich latach o tak zwanej kontroli rodzicielskiej, o podnoszeniu świadomości tego, w jaki sposób dzieci czy niepełnoletnia młodzież korzysta z mediów społecznościowych. I TikTok proponuje: "ok, my zapewniamy, że wasze dzieci będą bezpieczne". Jednocześnie odwróci w ten sposób uwagę od rzeczywistego zagrożenia.
TikTok to dziś jedno z najważniejszych mediów społecznościowych. O największym wpływie na młodych ludzi – znacznie większym niż Instagram, nie mówiąc już o Facebooku. I tutaj mamy z jednej strony gigantyczne pole do popisu dla wszystkich influencerów, celebrytów, twórców tego contentu newsowego, czy dostarczycieli informacji, wydawców prasy. Ale też mamy gigantyczne pole do nadużyć i tego, żeby prowadzić szeroko zakrojone kampanie dezinformacyjne.
Zgoda, ale jednak to samo możemy powiedzieć o wszystkich mediach społecznościowych. Dlaczego akurat Tik Tok miałby być najbardziej niebezpieczny?
Musimy pamiętać, że o ile krytykowane tak na całym świecie modele mediów społecznościowych, takich jak Twitter, Facebook, Instagram, czyli skupione w ręku Muska czy Zuckerberga, reprezentują model zachodni, jeżeli chodzi o dostęp czy przechwytywanie, gromadzenie, wykorzystywanie w konkretnych celach danych użytkowników, to nie możemy zapomnieć, że TikTok reprezentuje w tej samej kategorii model wschodni. I o ile wiemy, jak wyglądają kwestie związane z inwigilacją użytkowników Facebooka, Twittera, Instagrama, na przestrzeni ostatnich lat ujawniono masę informacji na ten temat, to w modelu chińskim, czy w modelu rosyjskim, chociażby w kontekście Telegrama, nasze dane wykorzystywane są do celów nieco innych.
Nie jest tak, jak w przypadku zachodnich koncernów, gdzie nasze dane są po prostu monetyzowane, wykorzystywane do tworzenia modeli behawioralnych i np. sprzedawane różnego rodzaju podmiotom, dostarczającym nam później reklamy. Tu chodzi o kasę. W modelu wschodnim, co udowodniły badania, strona rosyjska bardzo intensywnie interesuje się, czy bada wręcz nasze zachowania w sieci, ale pod kątem tego, w jaki sposób dobrać kampanie dezinformacyjne, żeby one trafiły do podatnych grup. Wysyłane są różnego rodzaju balony próbne, które mają wywrzeć na nas odpowiednią presję i doprowadzić do konkretnych zachowań społecznych. Więc tu mówimy o socjotechnice, mówimy o przygotowywaniu właśnie szeroko zakrojonych kampanii dezinformacyjnych. W przypadku rynku chińskiego jest podobnie. Pamiętać też należy, że ostatnio mieliśmy zakrojone na szeroką skalę zbliżenie Moskwy z Pekinem.
W takim razie powinniśmy sami zrezygnować i zakazać dzieciom korzystania z TikToka?
Na pewno powinniśmy w jakiś sposób mieć zapalone wszystkie lampki kontrolne. Fakt, że administracje poszczególnych rządów, czy to Wielkiej Brytanii, czy Stanów Zjednoczonych coraz poważniej zastanawiają się, czy wręcz już zakazują prowadzenia oficjalnej komunikacji przez TikToka, powinno dawać do myślenia. Mamy do czynienia ze starciem różnych systemów, różnych, można powiedzieć, w kontekście ideologicznym. Pomimo tego, że dzieje się to w internecie, to jednak mimo wszystko wrogich wobec siebie systemów. Wielokrotnie przeprowadzane badania na temat tego, jak młodzi ludzie korzystają z internetu, skąd czerpią wiedzę na temat bieżących wydarzeń, dobitnie pokazują, że to media społecznościowe na przestrzeni lat stały się pierwszym kanałem informacyjnym. To już nie prasa, nie radio, nie telewizja, już nawet nie serwisy internetowe. To z Facebooka, Instagrama, no i właśnie ostatnio z TikToka czerpiemy najwięcej informacji o tym, co się dzieje w otaczającym nas świecie. Im wcześniej zrozumiemy, na czym to wszystko polega, i że każda informacja na nasz temat jest cenna, tym szybciej będziemy w stanie się przed tym bronić.
Tylko tu są dwie kwestie. Po pierwsze – trudno wyobrazić sobie, by młodzi ludzie pod wpływem narzekań „dziadersów” zrezygnowali z korzystania z TikToka. A po drugie, dziś prowadząc działalność dziennikarską trzeba istnieć w mediach społecznościowych, nie można zatem zrezygnować z posiadania Tik Toka?
Oczywiście, co więcej, to TikTok jest tym medium, gdzie można jeszcze biznesowo najszybciej wypłynąć. Ale rzecz w tym, by mieć świadomość zagrożenia. I umiejętnie znaleźć złoty środek. To w dużym stopniu od nas zależy, jakie dane podajemy. Czy chcemy podać swoją autentyczną datę urodzenia, czy też nie. Od nas zależy, czy chcemy wpisać imiona, nazwiska swoich członków rodziny i powiązać nasze konta z nimi, czy też nie. Czy chcemy codziennie wrzucać zdjęcia swojej kanapki, czy też nie. Wrzucać zdjęcia tego, jak wygląda akurat nasz dom.
Już dawno opisany został trend tzw. instaidiotów, którzy wrzucali wszystkie informacje o sobie na Instagram. Dziś moglibyśmy to samo powiedzieć o użytkownikach TikToka, gdzie pojawiały się już realne przykłady zagrożenia w realnym życiu z powodu wirtualnego ekshibicjonizmu. Gdzie ludzie wrzucali filmy i zdjęcia pokazujące to, jak mieszkają i na przykład dzięki temu złodzieje wiedzieli, jaka jest topografia pomieszczeń, widzieli na zdjęciach, gdzie są rozmieszczone czujki alarmowe. Wchodząc do tego mieszkania mieli cały rekonesans zrobiony. Przede wszystkim zachowajmy ostrożność.
Jeśli korzystamy z TikToka w celach służbowych, to nie musimy podawać tam zdjęć rodziny, informacji z wakacji. Jeśli z kolei korzystamy z mediów społecznościowych prywatnie, to nie wrzucajmy zdjęć z wyjazdu wtedy, gdy znajdujemy się kilka tysięcy kilometrów od domu. Jak już musimy pochwalić się, że gdzieś byliśmy, poczekajmy, aż wrócimy do domu. Wtedy poinformujmy, byliśmy na świetnych wakacjach, oto nasze wspomnienia. Osobna sprawa, czy w ogóle musimy się takimi informacjami ze światem dzielić. Jak chcemy mieć album z podróży, możemy go przecież zrobić tylko dla siebie. Jeżeli chcemy, żeby ktoś więcej poza nami go oglądał, no to właśnie zaczynamy wpadać w taką spiralę tego wirtualnego ekshibicjonizmu. Warto podkreślić, że są tylko dwie branże na świecie, które na swoich klientów mówią właśnie per użytkownicy, "users". To jest branża narkotykowa i branża internetowa. To powinno dawać do myślenia. Ostatnio pojawiło się pojęcie „lęku przed wylogowaniem”, przed tym, że gdy nie spoglądamy w ekran smartfona, nie spoglądamy w komputer, nie scrollujemy mediów społecznościowych, to coś nas omija.
Wróćmy do TikToka. Jakie jest jego znaczenie w świecie mediów, czy faktycznie osoby prowadzące działalność medialną są na niego skazane?
Na tym polega cały problem, że to jest kwestia znalezienia drogi środka. TikTok podjął rękawicę rzuconą przez giganta Metaversum Zuckerberga i później niejako też przez Elona Muska w kontekście Twittera. To zupełnie inny model medium społecznościowego, który trafił w dużym stopniu do młodszego pokolenia użytkowników. Do tego pokolenia, które jednak mimo wszystko nie do końca już się polubiło z Facebookiem i miało już trochę dość Instagrama. Cały problem polega na tym, że jeżeli ktoś bazuje na obecności w mediach społecznościowych, na prowadzeniu biznesu w oparciu o popularność płynącą z mediów społecznościowych, no to niestety tego TikToka nie może pominąć. Bo wykluczy dosyć dużą grupę docelową swoich potencjalnych użytkowników, którzy mogą być zainteresowani takim contentem. Co więcej, sposób promowania na TikToku w dużym stopniu pozwala na takie łatwiejsze wypromowanie się, stanie się znanym celebrytą internetowym. Na Instagramie przebić się do tej czołowej grupy jest już naprawdę coraz trudniej, nie mówiąc już o Facebooku. Natomiast na TikToku błyskawiczne kariery, sukcesy są jeszcze możliwe i dzieją się na naszych oczach. Więc jeżeli komuś zależy na tym, by taki sukces osiągnąć, no to faktycznie po tego TikToka będzie sięgał. No ale sam musi sobie odpowiedzieć na pytanie, jak wiele danych na swój temat jest w stanie udostępnić. Czy jest w stanie sprzedać trochę prywatności w zamian za popularność?
Załóżmy, że ktoś musi mieć z przyczyn zawodowych konto na TikToku. W takim razie powinien zakupić na przykład osobny sprzęt, by z niego korzystać?
To trochę utopijna wizja. Owszem, są rady ekspertów, by mieć osobny sprzęt do korzystania z bankowości elektronicznej, osobny do surfowania po internecie. Natomiast nie oszukujmy się, nie żyjemy w takim społeczeństwie, w którym każdy miałby do dyspozycji jeden telefon do Facebooka, drugi do Instagrama, a trzeci do TikToka...
Nie popadajmy w skrajności. Ale posiadanie dwóch laptopów – służbowego i osobno - prywatnego ma już chyba sens?
To zdecydowanie, i tu jest ogromne pole do popisu dla instytucji, dla firm, pod kątem różnego rodzaju szkoleń. Żeby właśnie przekonywać swoich pracowników, zwłaszcza tych wyższego szczebla, że jednak surfując po internecie zostawiamy po sobie tak zwany cyfrowy ślad. Więc im większy nacisk położymy na kwestie podnoszenia świadomości bezpieczeństwa w internecie, tym więcej zagrożeń ominiemy. I można będzie dojść do takiego właśnie złotego środka, czyli prowadzenia kanałów w mediach społecznościowych w taki sposób, żeby to nie naruszało zasad czy prywatności firmy bądź poszczególnych osób. Na ile będziemy tu skuteczni, zależy przede wszystkim od nas.
Rozmawiał Przemysław Harczuk
Inne tematy w dziale Społeczeństwo