Jakby ktoś powiedział, że z tej racji, że Karol Wojtyła, tak jak inni biskupi, przenosił pedofilów na inne parafie, nie powinniśmy dostrzegać jego wpływu na odrodzenie duchowe, moralne i polityczne narodu polskiego w latach 70 i 80, to byłoby to stwierdzenie bardzo ryzykowne. A wręcz nieuprawnione na gruncie faktów – mówi Salonowi 24 Roman Graczyk, dziennikarz i publicysta.
Film Marcina Gutowskiego w TVN wywołał spore poruszenie. Wyraźnie sugeruje, że święty Jan Paweł II jeszcze jako Karol Wojtyła, kardynał krakowski wiedział o przypadkach pedofilii. Jak pan ocenia w ogóle ten materiał?
Roman Graczyk: Ogólnie oceniam dobrze. Główna część tego materiału dotyczy papieża Jana Pawła II, jeszcze jako Karola Wojtyły. Według filmu abp. Karol Wojtyła spotykał się z przypadkami pedofilii u siebie w diecezji i reagował generalnie według niepisanej normy obowiązującej wówczas w Kościele. Czyli przenosząc podejrzanych duchownych na inne parafie, inne stanowiska. I ta część filmu wydaje się dobrze udokumentowana. Ja wprawdzie nie widziałem tych materiałów, na które się powołują twórcy reportażu, ale sądząc po tym, jak to jest zrobione, można te obszerne fragmenty dokumentu ocenić pozytywnie. Gorzej z końcową częścią, która opisuje historię kardynała Sapiehy. Tam podano dwa źródła. Jedno jest dość wątpliwe ze względu na osobę, donosiciela, księdza Boczka, który był człowiekiem bardzo złej reputacji. Natomiast ks. Mistat, drugi świadek, powiedział słowa przytaczane w filmie podczas śledztwa.
W okresie stalinowskim, podczas ubeckiego przesłuchania.
Jeśli w śledztwie, to z mojej ogólnej wiedzy o tamtej epoce i ze znajomości materiałów tamtej epoki, również materiałów sądowych i śledczych, wynika, że zeznania często były wymuszane, fabrykowane. Więc również i to drugie źródło jest niekoniecznie wiarygodne, niezależnie od tego, jaką chwalebną postacią byłby ksiądz Mistat. Bo wiemy, że różne rzeczy mogli mówić ludzie poddani tak brutalnemu śledztwu. Takie były czasy i takie były standardy postępowań karnych.
Czy oznacza to, że oskarżenie kard. Sapiehy jest nieprawdziwe?
Oba przytoczone w filmie źródła są obarczone poważnymi wątpliwościami, co nie znaczy, że samo oskarżenie jest fałszywe. Trzeba tu przeprowadzić zupełnie inne rozumowanie. Wspomnieć o wątpliwościach co do tych źródeł i poszukać innych. A te wątpliwości w filmie niestety nie wybrzmiały. Z kolei najsłabszym elementem filmu jest odwołanie się do młodzieńczego, doświadczenia Karola Wojtyły jako seminarzysty i później bardzo młodego kapłana. I wyciągnięcie wniosku, że jego wiedza o postępkach arcybiskupa Sapiehy wpłynęła na jego późniejszy stosunek do spraw pedofilskich. To jest takie psychologizowanie, słabo uzasadnione. Bo można byłoby powiedzieć, że ktoś, kto się zetknął z taką postawą w Kościele, mógłby mieć całkiem inne stanowisko, a nie takie, jakie miał Wojtyła. Zatem to wnioskowanie jest dość słabo ugruntowane. W rzeczywistości może było tak, a może całkiem inaczej.
Film wywołał, co jest zrozumiałe, szeroką dyskusję. Część środowisk głównie tych lewicowych, postkomunistycznych, triumfuje. Tygodnik „NIE” podnosi na przykład, że przecież od lat pisał, że Jan Paweł II nie był świętym, ani żadnym autorytetem. Od razu w dyskusjach dyskredytuje się cały dorobek papieża Polaka. Czy faktycznie zmienia to obraz świętego i wielkiego autorytetu?
Co do świętości, to trudno mi się wypowiadać, bo nie czuję się kompetentny. Niech w tej sprawie wypowiada się Kościół instytucjonalny. Natomiast jeśli chodzi o obraz Karola Wojtyły i Jana Pawła II, jaki mamy, to każdy ma swój sposób oceniania tych nowych informacji. Mój sposób byłby taki, jaki wczoraj zaprezentował w dyskusji po tym reportażu ksiądz Andrzej Szostek. Mianowicie to by polegało na tym, że postrzegamy każdego człowieka, jako byt bardzo zróżnicowany, raz moralnie lepszy, raz gorszy. Dla mnie oczywiście to są wiadomości zasmucające. Jestem katolikiem i to jest dla mnie dodatkowy problem. Ujawnione informacje smucą mnie także jako Polaka, bo papież był dumą Polaków. Natomiast pytanie, na ile ten autorytet upadł, jest kwestią indywidualnej oceny. Mnie się zdaje, że takie przechodzenie od stanu całkowitej euforii, stawiania pomników, gdzie trzeba i gdzie nie trzeba, do stwierdzenia w rodzaju „Wojtyła to człowiek fałszywy, hipokryta, zakłamany”, byłoby świadectwem jakiejś nierozwagi i jakiegoś nie trzymania emocji. Ja uważam, że jakkolwiek jest skaza na tym pomniku, rysa na tej biografii, to i tak Jan Paweł II pozostaje wybitną osobistością w historii Polski i historii świata. Skaza jest, nie mała, to coś zmienia, ale wielkość pozostaje. Można, wcale nie relatywizując i nie usprawiedliwiając, spróbować zobaczyć to w szerszym tle. Na przykład ja uważam, że choć skaza na życiorysie Lecha Wałęsy też jest nie mała - agentura udowodniona ponad wszelką wątpliwość, nie taka błaha agentura, to nie było jakieś tam podpisanie jakichś tam papierów bez konsekwencji, to było twarde donosicielstwo – to można uznać, że Wałęsa dalej pozostaje wybitnym przywódcą polskim, wybitnym związkowcem, wybitną postacią w historii Polski XX wieku. Więc tu proponowałbym myśleć podobnie.
Teraz wielu ludzi przeżywa szok. Ostatnio Stefan Niesiołowski, niegdyś polityk ZChN oznajmił, że trzeba po cichu usunąć wszystkie pomniki Jana Pawła II. I wiele osób, które niedawno prezentowały kult papieża-Polaka dziś agresywnie reagują na tę postać. Czy Pana zdaniem to będzie trend, który się utrzyma, czy też po prostu po chwilowym szoku emocje opadną i za jakiś czas spojrzymy jako społeczeństwo na to z takim pewnym dystansem i już bardziej na chłodno?
Przewidywanie przyszłości jest zawsze bardzo ryzykowne. Ja też bym się tego nie podjął. Ale myślę, że można powiedzieć tyle, że po jakimś czasie emocje z pewnością trochę opadną. To nie oznacza, że powinniśmy o tych rewelacjach, które są dobrze udowodnione, nie są już plotkami, ale twardymi faktami, zapomnieć. Powinniśmy jednak umieć widzieć obraz całości. Owszem, jest poważna skaza, plama na obrazie tego człowieka. Ale w żadnym razie to nie anihiluje jego zasług.
Jakby ktoś powiedział, że z tej racji, że Karol Wojtyła, tak jak inni biskupi, przenosił pedofilów na inne parafie, nie powinniśmy dostrzegać jego wpływu na odrodzenie duchowe, moralne i polityczne narodu polskiego w latach 70 i 80, to byłoby to stwierdzenie bardzo ryzykowne. A wręcz nieuprawnione na gruncie faktów.
Czytaj dalej:
Inne tematy w dziale Społeczeństwo