Tusk musiał obiecać program mieszkaniowy. Czy go zrealizuje, to inna sprawa. Ten, kto będzie w Polsce rządził po wyborach, będzie rządził zupełnie innym krajem niż w ostatnich kilku latach. Przy bardzo ograniczonych możliwościach budżetowych, słabej koniunkturze, być może w ogóle jej braku. Przy groźbie zapaści demograficznej, której towarzyszył będzie zwiększony eksodus młodych ludzi do zamożniejszych zachodnich krajów. I tak naprawdę ani politycy, ani ich wyborcy, o żadnych obietnicach nie będą pamiętać – mówi Salonowi 24 prof. Rafał Chwedoruk, politolog, Uniwersytet Warszawski.
Opozycja zawarła Pakt Senacki, zakładający powstanie jednego bloku w wyborach do Senatu. Czy faktycznie ograniczy się wyłącznie do Izby Wyższej, czy też jest to preludium jednak to jednej listy w wyborach do Sejmu?
Prof. Rafał Chwedoruk: Powołanie bloku do Senatu ma podwójne funkcje. Po pierwsze stanowi poparcie dawnego sojuszu z 2019 roku. Ale po drugie jest oczywiście jakimś elementem negocjacji, przetargów, a zarazem pewnym puszczeniem oka wobec opinii publicznej kwestii jednej listy do Sejmu. Ale w tym względzie to porozumienie nie ma charakteru ostatecznego i przesądzającego. Ostateczne decyzje w sprawie ewentualnej koalicji sejmowej, zapadną w ostatniej możliwej chwili. Wcześniej byłoby to absolutnie nieopłacalne dla wszystkich poza Platformą uczestników ewentualnego porozumienia. Z prostej przyczyny, mogłoby to zdemobilizować wyborców danego ugrupowania. Skoro i tak już wiadomo, że będzie sojusz z Platformą, to po co mają deklarować gotowość głosowania na przykład na Lewicę, PSL, czy Polskę 2050. Stąd pewna niejednoznaczność. Sprzeczne informacje będą pokazywać się jeszcze kilka tygodni. Koniec marca będzie pierwszym momentem, w którym będzie można zobaczyć, jaka jest tendencja. Natomiast najciekawsze będą tu przecieki dotyczące podziału miejsc na listach wyborczych. One pokażą właściwą pozycję Polski 2050. To ugrupowanie jest najsłabszym ogniwem opozycji.
Nie no, jednak chyba PSL w sondażach wypada gorzej, Polska 2050 wciąż wydaje się móc być trzecią siłą?
Nie chodzi o kwestie sondażowe, a pewną słabość strukturalną i organizacyjną. Zwraca też uwagę silniejsza niż wskazywałyby sondaże pozycja Polskiego Stronnictwa Ludowego. Ona zdaje się wskazywać na to, że dla Platformy sojusz z ludowcami byłby najbardziej oczywisty biorąc pod uwagę doświadczenie wspólnych koalicji, rządzenie w samorządach i wspólną przynależność do Europejskiej Partii Ludowej. Wygląda na to, że w tym pakcie senackim nie została specjalnie doceniona Lewica. Ale ona jakoś szczególnie Senatem nigdy się nie interesowała.
Sojsuz PO-PSL wydaje się naturalny w kontekście historii współpracy tych ugrupowań. Ale jest też kwestia samego odbioru opozycji. I w nim są dwa bieguny – na jednym Lewica, na drugim PSL, PO i Polska 2050 pośrodku. Skoro tak, to w razie powstania współnej listy ci lewicowi wyborcy nie zaakceptują PSL, a ci bardziej w prawo nie poprą Lewicy. Czy bardziej logiczny nie wydawałby się start trzech bloków, w którym Lewica idzie z jednej flanki, PSL stara się odbierać zniechęconych wyborców PiS, a PO z Polską 2050 idą po ten główny nurt antypisowskiej opozycji?
Nie do końca. W przypadku Lewicy można się rzeczywiście zgodzić, że znalazła ona te dwie nisze, w których Platforma nie czuje się dobrze. Jest to nisza antyklerykalna, gdzie PO musiała przesunąć się w lewo, ale i tak to lewica jest tu bardziej wyrazista. Jest też naturalnym, symbolicznym przeciwnikiem PiS-u w kwestiach historycznych, dotyczących IPN itd. Natomiast jeśli chodzi o Polskie Stronnictwo Ludowe, to próbowało się ono przesunąć w prawo w wymiarze ideologicznym, ale jeśli chodzi o wyborców, to warto zauważyć, że przetrwanie PSL-u w polskiej polityce dokonało się w olbrzymim stopniu kosztem wyborców Platformy i kosztem wyborców Lewicy, których w ludowcach pociągał styl uprawiania polityki, pewna centrowość, stabilność, przewidywalność. Niekoniecznie to, że obecny lider jest dużo bardziej konserwatywny od większości poprzednich liderów tej formacji. Również takie mocno wolnorynkowe zapędy PSL są niekoniecznie zgodne z tradycją tej partii. I myślę, że PSL w razie samodzielnego startu raczej ponownie próbowałoby zwrócić uwagę na pewien styl uprawiania polityki jako znacznik centrowości, aniżeli iść w kierunku jakiejś mitycznej części elektoratu konserwatywnego, który byłby gotów głosować na opozycję. Bo takiego elektoratu po prostu w skali makro nie ma.
Są jednak wyborcy bardziej prawicowi, którzy np. zawiedli się PiS-em. Pytanie, na kogo oddadzą swój głos?
Polska polityka od lat polega tak naprawdę na demobilizowaniu bardziej umiarkowanych wyborców drugiej strony. Z punktu widzenia PiS, sukces zależy od tego, jak wielu wyborców spoza swojego żelaznego elektoratu formacja rządząca zdoła zmobilizować. Chodzi o wyborców rzadziej głosujących, nieufnych, zachęconych konkretnymi programami, a nie kwestią ideologiczną. Wydaje się, że PiS w 2019 roku osiągnęło tu apogeum. Jest ono już niemożliwe do powtórzenia. Czynniki takie jak demografia, spór o aborcję, kryzys sprawiają, że wielu umiarkowanych wyborców najpewniej nie pójdzie do wyborów. Choć jeśli sytuacja uległaby jeszcze pogorszeniu można sobie wyobrazić, że część tych ludzi pójdzie zagłosować na Konfederację bądź kogoś z liberalnej opozycji. Żeby w swoim odczuciu „ukarać” PiS. Warto też pamiętać, o czym już u Państwa mówiłem, że wiele działań PiS-u od miesięcy zdaje się wskazywać na to, że ta partia szykuje się do takiego scenariusza pewnej hermetyzacji. Liderzy partii rządzącej są niejako pogodzeni z porażką. Oczywiście nie mogą o tym powiedzieć, ale liczą się z tym, że wkrótce staną przed wyzwaniem w postaci znalezienia się po długim czasie sprawowania rządów w opozycji. Co istotne – obecna siła partii opozycyjnych nie wynika z tego, że one nagle pozyskały wielu nowych wyborców, ale z tego, że te partie zdołały utrzymać swoje poziomy poparcia i mocne struktury organizacyjne. I kiedy obiektywne czynniki, często wykraczające poza możliwości polskich polityków, pozwalające PiS-owi utrzymywać poparcie powyżej 40 proc. zniknęły, perspektywa przejęcia rządów sama powoli zaczęła przechodzić na stronę partii opozycyjnych. I strategia zwykłego oczekiwania okazała się najskuteczniejsza.
Donald Tusk ogłosił program dotyczący tanich mieszkań. Czy Donald Tusk i PO, formacja jednoznacznie uważana za liberalną, mają szansę pozyskać takimi propozycjami wyborców, czy przeciwnie – będą w tym mało wiarygodni?
Utrzymujący się od dawna wysoki poziom poparcia Platformy Obywatelskiej przywrócił jej niejako status, jak to mówią Niemcy, Volkspartei. Czyli formacji, która ma wyborców we wszystkich grupach społecznych, we wszystkich regionach. W różnych proporcjach oczywiście, ale jest niejako wszędzie. I taka partia musi tak naprawdę dbać o jedno. O to, żeby być zawsze blisko centrum. Ona oczywiście ma jakieś tam swoje symbole, znaki rozpoznawcze, które odróżniają od wszystkich innych, ale jeśli następuje jakaś zasadnicza zmiana w polityce, taka partia musi w tę stronę dryfować. PiS, nie odrobił tej lekcji w obecnej kadencji Sejmu, robiąc ogromny błąd ruszając sprawę aborcji. W poprzednim Sejmie to rozumiał, tematów światopoglądowych unikał. A odrzucając kompromis aborcyjny wyprowadził ludzi na ulice i stracił bardzo w młodym pokoleniu.
Tak naprawdę politycy Zjednoczonej Prawicy liczyli na to, że wyrok Trybunału Konstytucyjnego spodoba twardemu elektoratowi, a tym, którzy są przeciw przedstawią to jako wyrok Trybunału, niezależnego od rządu. Nie przewidzieli, że TK jest przez ludzi uznawany za organ rządowy?
No więc właśnie to najdobitniej potwierdza moją tezę, że politycy PiS nie odrobili lekcji, na czym bardzo stracili. Lekcję odrobiła za to PO. Sam Donald Tusk jako polityk rzeczywiście zawsze był bliżej środowisk lewicowych w podejściu do kwestii aborcji, ale zarówno Platforma jako partia, ajk i jej poprzedniczka Unia Wolności były mocno wewnętrznie zróżnicowane. Natomiast sytuacji, w której bardzo wyraźnie nastąpił w społeczeństwie powrót do początku lat 90., Platforma wyraźnie poszła w tej sprawie w lewo. Nie chcąc tracić wyborców na rzecz Lewicy. I podobnie jest ze sprawą mieszkań. Kwestie te są powszechnie definiowane jako poważny problem. Dotyka on najmłodszych wyborców, których Platforma sporo pozyskała w ostatnich wyborach, ale których też bardzo dużo głosowało na Lewicę i Konfederację. Temat jest ważny także dla nieco starszych wyborców, w wieku 30-50 lat, którzy zawsze byli podstawą liberalnego elektoratu. Volkspartei nie może nie reagować na rosnące napięcia czy problemy, szczególnie w swoich grupach docelowych. Donald Tusk nie mógł więc w sprawie problemów mieszkaniowych milczeć. Musiał przedstawić taki program.
Tylko tu jest pytanie, na ile będzie on realny?
To, jakie są polityczne możliwości przeprowadzenia tego projektu, to już zupełnie inna sprawa. W kampanii wyborczej zawsze coś takiego się pojawia, z realizacją bywa różnie. Warto pamiętać o jednym. Ten, kto będzie w Polsce rządził po wyborach, a bardzo możliwe, że będzie to Donald Tusk, będzie rządził zupełnie innym krajem niż w ostatnich kilku latach. Bo nawet jeśli wojna za naszą wschodnią granicą się skończy, to po krótkiej euforii, ujawnią się bardo poważne problemy strukturalne. Tak, jak po wielu innych konfliktach zbrojnych, powojenne nadzieje zamieniały się w wielkie frustracje. A więc Donald Tusk, zakładając jego zwycięstwo, będzie rządził przy bardzo ograniczonych możliwościach budżetowych. Przy słabej koniunkturze, albo być może w ogóle jej braku. Przy groźbie zapaści demograficznej, której towarzyszył będzie zwiększony eksodus młodych ludzi do zamożniejszych zachodnich krajów. I tak naprawdę ani politycy, ani ich wyborcy, o żadnych obietnicach nie będą pamiętać.
Rozmawiał Przemysław Harczuk
Czytaj dalej:
Inne tematy w dziale Społeczeństwo