W dalszym ciągu nie milkną echa na temat sprawy Iwony Wieczorek. Teraz media zastanawiają się nad wątkiem nagrań z monitoringu w Dream Clubie. W tym lokalu 19-latka bawiła się ostatni raz przed zaginięciem. "Dziennik Bałtycki" wskazuje, że materiały te mogły zostać uszkodzone.
Według oficjalnej wersji, nagrania z monitoringu w "Dream Clubie" były niewyraźne i nie dało się zobaczyć na nich czegokolwiek, co mogłoby przybliżyć śledczych do wyjaśnień w sprawie zaginięcia Iwony Wieczorek.
Monitoring w "Dream Clubie"
Na ten temat wypowiedział się w rozmowie z portalem i.pl ówczesny właściciel lokalu, Marcin T. Mężczyzna obecnie oskarżony jest w aferze dotyczącej wykorzystywania seksualnego małoletnich kobiet.
— W „Dream Clubie” był dobry monitoring. Kiedy imprezowicz wracał następnego dnia obejrzeć nagrania, bo na przykład zostawił tu portfel czy kurtkę, odtwarzano mu je w obecności menadżera i wszystko było na nich widać. Podobnie było z policją, która czasami sprawdzała, czy ktoś nie rozprowadza narkotyków i korzystała przy tym z naszych nagrań. W całym klubie było tych kamer kilkanaście i każdy zakamarek klubu był „okamerowany” — mówił mężczyzna. Podkreślił jednocześnie, że monitoring nie był tak zaawansowany technicznie, jak urządzenia, którymi dysponują kluby w dzisiejszych czasach. Przyznał jednak, że kamery były "w zupełności wystarczające" oraz, że "dziwi się pogłoskom o słabej jakości nagrań".
Jak wskazuje "Dziennik Bałtycki", policja oraz prokuratura nie wypowiadają się na ten temat, argumentując do dbaniem o dobro śledztwa.
Paweł P. oglądał nagrania z monitoringu klubu
"Dziennik Bałtycki" przypomina, że jeden z kolegów Iwony Wieczorek, Paweł P., który bawił się z nią oraz z innymi znajomymi w noc zaginięcia 19-latki. Następnego dnia miał wybrać się do selekcjonera "Dream Clubu" Wojciecha Sz., by wspólnie z nim przejrzeć nagrania z monitoringu. Portal zastanawia się, czy skoro na nagraniach z klubu nic nie widać, to czy jest możliwe, że doszło do ich uszkodzenia lub celowego pogorszenia jakości.
Jeden z funkcjonariuszy policji, który na co dzień zajmuje się obróbką cyfrową nagrań, w rozmowie z "Dziennikiem Bałtyckim" stwierdził, że – pomijając działania celowe – dojść mogło do trzech wariantów zdarzeń.
— Kopia z kopii już może nie być tak dobra. Może też ktoś to zgrywanie monitoringu zrobił na „odczep się”. Inna kwestia dotyczy przechowywanie tych nagrań. Może ktoś położył je w polu magnetycznym, oddziałującym na jakość — powiedział policjant. — Trudno mi sobie wyobrazić, że kolega zaginionej gdańszczanki przeglądał i manipulował przy tych nagraniach. Musiałby mieć w tym zakresie umiejętności — podkreślił.
Nagrania nie były zabezpieczane?
O kwestie monitoringu w sprawie Iwony Wieczorek "Dziennik Bałtycki" zapytał administrację spółdzielni mieszkaniowej. Jej pracownik przyznał, że "niemal na pewno" nagrania związane ze sprawą Iwony Wieczorek nie były zabezpieczane. Chodzi o nagrania, które "stały się pewnego rodzaju alibi" dla Pawła P. - monitoring na bloku dziadków, gdzie po imprezie miał nocować Paweł P. Mężczyzna w odpowiedzi na pytania o to, czy nie wyszedł z tego mieszkania przez okno, przekonywał, że istnieje nagranie, na którym takie zachowanie zostałoby utrwalone
— Wiem, bo się tą sprawą interesowałem i jakiegoś większego zabezpieczenia policyjnego sobie nie przypominam, a policja musiałaby zabezpieczyć więcej niż jedną kamerę. Było ich przecież kilka — powiedział pracownik spółdzielni. Dodał, że nagrania z monitoringu nadpisywały się po dwóch tygodniach, zatem funkcjonariusze mieli 14 dni na to, aby zabezpieczyć materiał i stwierdzić, czy Paweł P. po powrocie do domu z imprezy w noc zaginięcia Iwony Wieczorek nie wychodził z mieszkania dziadków.
RB
Czytaj dalej:
Inne tematy w dziale Społeczeństwo