Oprawcy z Buczy, a kilka dekad temu Sowieci nie pytali o poglądy swoich ofiar. I, jak nie daj Boże, Ruscy nas napadną, nie będą pytać czy bliżej nam do Koalicji Obywatelskiej, PiS, czy PSL. W kwestii bezpieczeństwa i wyposażenia armii powinien być consensus i kierowanie się polską racją stanu. Ostatni tydzień udowodnił jednak, że polska polityka jest na poziomie piaskownicy. A wybrańcy narodu kłócą się, ośmieszając i najważniejsze sprawy - pisze Przemysław Harczuk.
Wydarzeniem mijającego tygodnia była wizyta prezydenta Stanów Zjednoczonych Joe Bidena w Kijowie i potem w Warszawie. Polscy politycy, publicyści i internauci przestali (zapewne tylko na chwilę) kłócić się o robaki, jedzenie mięsa bądź nabiału, ale poświęcili uwagę wizycie amerykańskiego przywódcy i przypadającej w piątek rocznicy bestialskiej inwazji Rosji. Ale bynajmniej nie zakopali wojennego topora. Wciąż darli koty, ale tym razem skupili się na kwestiach bezpieczeństwa narodowego. Zaiste wielką naiwnością grzeszył ten, kto miałby nadzieję na ucywilizowanie sporu. Wprawdzie sytuacja, w której politycy powiedzieliby „ok, różnimy się w zasadzie we wszystkim, ale w sprawie Rosji i bezpieczeństwa Polski mówimy jednym głosem i za pewne rzeczy swoich rywali szanujemy” od początku była równie realna, jak wygranie Ligi Mistrzów przez drużynę Miedzi Legnica, ale przynajmniej można było oczekiwać odrobiny myślenia w kategorii racji stanu. Jak widać i to dla naszych „wybrańców narodu” stanowi zbyt wielkie wyzwanie.
Kuriozalna nawalanka
Z jednej strony politycy niemal wszystkich opcji deklarowali, że Ukrainę należy wspierać. A jednocześnie skupili się na wzajemnych pretensjach, atakach personalnych i oskarżeniach. I tak – politycy formacji rządzącej rechotali, jak to mało uwagi poświęcił Biden Tuskowi i Trzaskowskiemu. „On nas lubi, a was nie” – podkreślali ochoczo komentatorzy związani z władzą. Przedstawiciele opozycji nie zostali dłużni. Były prezydent Bronisław Komorowski udzielił kuriozalnego wywiadu Bogdanowi Rymanowskiemu w Radiu Zet. Oznajmił w nim, że Polska była dopiero siódmym krajem, który wsparł Ukrainę. A przyjazd Bidena do Polski stanowił jedynie kamuflaż dla wizyty w Kijowie. Faktu, że nasz kraj należy dziś do czołówki wsparcia dla Ukrainy były prezydent nie raczył dostrzec. Jakby tego było mało, w ślad za politykami poszły media. Jedna redakcja (nazwę pominę, by nie robić reklamy) napisała o krzywdach, jakich doznają w Polsce Ukraińcy. W sieci nie brak też historii i opowieści w drugą stronę.
Polska pokazała Solidarność
Dla przypomnienia – to do Polski przyjechały miliony uchodźców wojennych. Przez samą Warszawę przejechał ich przeszło milion. Dziś na terenie stolicy mieszka ponad sto tysięcy Ukraińców. I jak to w relacjach międzyludzkich – bywa różnie. Po obu stronach są ludzie dobrzy i źli, mądrzy i głupi. Ale ogólnie, pomimo problemów zarówno stosunek Polaków do uchodźców, jak i Ukraińców do Polaków jest w większości pozytywny. A to, jak Polska zachowała się w sprawie Ukrainy zasługuje na wielki szacunek i jest doceniane na świecie. Pomoc szła zarówno ze strony organizacji pozarządowych, jak i rządu oraz samorządu. W stolicy współpracowały i instytucje państwowe zarządzane przez PiS i samorząd związany z Koalicją Obywatelską. Przede wszystkim szacunek należy się zwykłym ludziom, którzy spontanicznie jeździli pod ukraińską granicę, zawozili dary, przywozili te rodziny do miast. Przyjmowali pod swój dach. Jednak politycy i wspierający ich komentatorzy zamiast to docenić, wolą żenujące spory na poziomie piaskownicy.
Byłoby śmieszne, ale może być groźne
Stanowisko polityków przypomina trochę kłótnie dzieciaków, a zasadzie „ej, ale mnie mama lubi bardziej, a ciebie w ogóle”. I mogłyby śmieszyć. Gdyby nie fakt, że mają też bardzo praktyczny wymiar. I tak – PO bardzo ostro krytykowała rezygnację z Caracali. Francuskie śmigłowce, których zakup wynegocjował rząd PO-PSL nie trafiły do armii na skutek decyzji rządu PiS. Ale i obecna władza robi szereg wojskowych zakupów. I oto najpierw generał Stanisław Różański (doradca partii Polska 2050) zakupy skrytykował. Twierdził, że być może trzeba będzie je unieważniać. A teraz krytycznie na temat uzbrojenia wypowiedział się Bronisław Komorowski. Były prezydent stwierdził wprawdzie, że polska armia powinna być wyposażona w nowoczesny sprzęt, ale zakupy PiS budzą wątpliwości. „Zweryfikowałbym to. Przede wszystkim od strony możliwości finansowych państwa polskiego. 500 wyrzutni rakietowych tego typu? Nikt na świecie nie ma tylu. To wymaga wyjaśnienia. Wybieramy się już na wojnę?” – ironizował Bronisław Komorowski.
Oprawcy nie zapytają, na kogo głosujesz
Żeby było jasne – nie wiem, czy wątpliwości wobec rodzaju kupowanego sprzętu są zasadne, czy nie. Czy należy kupować więcej wyrzutni, czołgów, czy śmigłowców bojowych. Ale nie ulega wątpliwości, że akurat kwestie obronności i wyposażenia armii nie powinny być przedmiotem sporu. Natomiast jest w tych awanturach jedna rzecz pozytywna – politycy zarzucają sobie prorosyjskość, ponieważ nie ma dla niej społecznego przyzwolenia. Ale lepiej by było, gdyby kłócili się o inne rzeczy (tematów nie zabraknie), a w tej jednej umieli zakopać topór wojenny. Szczególnie, że gdyby – nie daj Boże! – weszli tu ruscy żołnierze, strzelając w tył głowy nie pytaliby o sympatie partyjne. Tak samo, jak oprawcy z Buczy nie pytali swych ofiar, czy popierały Zełenskiego czy Poroszenkę. Hitlerowscy Niemcy, czy sowieci z NKWD nie przejmowali się tym, czy mordowani przez nich ludzie są z obozu endecji, Piłsudskiego, czy PSL. Historia jest ponoć nauczycielką życia. Ale nasza klasa polityczna jest bardzo opornym uczniem.
Przemysław Harczuk
Czytaj dalej:
Inne tematy w dziale Społeczeństwo