W ciągu miesiąca wojny do Himarsów potrzeba 2 miliony pocisków. Nikt nam nie sprzeda takiej ilości amunicji. Przyznam, że jestem bardzo zdenerwowany. Nie widzę bowiem starań o to, żeby powiązać zakup broni z uzyskaniem licencji do amunicji. Bez tego będziemy mieli armię pozorną, nie wojsko z prawdziwego zdarzenia – mówi Salonowi 24 Jan Parys, minister obrony narodowej w rządzie Jana Olszewskiego, dyrektor gabinetu szefa MSZ Witolda Waszczykowskiego w latach 2015-2018.
Prezydent Andrzej Duda spotkał się w Brukseli z sekretarzem generalnym NATO Jensem Stoltenbergiem. Wezwał do zwiększenia obecności wojskowej NATO w naszym regionie świata. Na czym ta większa obecność miałaby polegać?
Jan Parys: Myślę, że wizyta prezydenta w siedzibie głównej NATO jest związana z tym, że za parę dni odbędzie się konferencja monachijska poświęcona sprawom bezpieczeństwa. Jak i z faktem, że w najbliższych dniach Polskę odwiedzi prezydent Stanów Zjednoczonych Joe Biden. Nasze władze chcą przedstawić szereg postulatów, które by wzmacniały nie tylko Polskę, ale całą flankę wschodnią sojuszu wobec zagrożenia rosyjskim imperializmem. Widzimy na przykładzie Ukrainy, że ów imperializm jest cały czas bardzo żywotny.
Ale w jaki sposób konkretnie to większe wsparcie dla państw naszego regionu miałoby polegać?
Ono może polegać z jednej strony na dyslokacji wojsk do Polski, na przerzuceniu tutaj żołnierzy, jak i najlepszej jakości broni, najwyższych technologii. Z drugiej strony mogłyby zostać zbudowane magazyny przeznaczone dla sił zbrojnych, na przykład Stanów Zjednoczonych. W sytuacji rosnącego zagrożenia wojska te mogłyby szybciej trafić do Polski. Łatwiej jest bowiem przerzucić kilkanaście tysięcy ludzi niż sprzęt, którym ludzie ci muszą się posługiwać. Magazyny w Polsce rozwiązywałyby ten problem. Myślę też, że przed Polską stoi dylemat, czy uda się to zrobić w ramach Sojuszu Północnoatlantyckiego. Bo oczywiście najlepiej cele te byłoby osiągnąć w ramach NATO, wzmacniając flankę wschodnią. Możemy tu jednak napotkać opór ze strony Francji i Niemiec. Państwa te nie są zainteresowane zwiększaniem obecności amerykańskiej w Polsce. Jeśli nie uda się zrealizować tych celów w ramach NATO, trzeba to będzie zrobić w ramach rozmów bilateralnych ze Stanami Zjednoczonymi. W ten sposób uda się zignorować głosy destrukcyjne, prorosyjskie, które ze strony niektórych partnerów mogą się pojawić.
Wśród części publicystów pojawiają się postulaty budowy w Polsce amerykańskich baz wojskowych. Powstanie „polskiego Ramstein” to jedynie tezy publicystyczne, które nie mają szans powodzenia, czy realny postulat?
Baza w niemieckim Ramstein istnieje wiele lat. I budowano ją bardzo długo. Dziś jest główną bazą amerykańską w Europie. To się wiązało z tym, że Republika Federalna Niemiec była krajem frontowym w czasach zimnej wojny. Dzisiaj tym krajem frontowym nie są Niemcy, jest nim Polska. Więc na pewno docelowo tego typu baza powinna znaleźć się u nas. Oczywiście nie stanie się to z dnia na dzień. Trudno w tej chwili decydować się na tak wielkie wydatki, bo zbudowanie takiej bazy naprawdę kosztuje bardzo dużo. Stopniowo trzeba jednak myśleć o tym, żeby siły amerykańskie w większym stopniu stacjonowały u nas. Stacjonowanie ich na terenie Republiki Federalnej Niemiec po prostu nie ma żadnego sensu z punktu widzenia obronnego. To jest rzecz jasna wygodne logistycznie, ale militarnie nie pełni swojej funkcji. Natomiast wrócę jeszcze do poprzedniego wątku – sposobu wzmocnienia flanki wschodniej. Nasz kraj kupuje dużo broni. Myślę jednak, że Polska dokonując tych dużych zakupów broni, musi również starać się o to, żeby ta broń częściowo była produkowana w Polsce. Trzeba zabiegać o udział polskiego przemysłu, o offset. Trzeba o tym rozmawiać z partnerami, od których sprzęt ten kupujemy. Trzeba sobie zagwarantować, że sprzedadzą nam nie tylko broń, ale że powstaną u nas fabryki amunicji.
To daje wsparcie dla przemysłu, jednak padają też głosy, że w sytuacji, w której jesteśmy, najważniejszy jest zakup sprzętu nie to, czy nasze przedsiębiorstwa zarobią?
To nie jest tylko kwestia wsparcia naszego przemysłu, ale rzecz bardzo ważna z punktu widzenia bezpieczeństwa. Zakup kilkuset wyrzutni jest doskonałą wiadomością. Ale chcę wyraźnie podkreślić, że posiadanie 700 Himarsów oznacza, że my potrzebujemy ogromnej ilości pocisków. Zakładając, że tych wyrzutni jest 700, w razie wojny każda zużyje 100 pocisków dziennie, to oznacza, że w ciągu 10 dni potrzeba 700 tysięcy pocisków. W ciągu miesiąca wojny potrzeba ich 2 miliony. Nikt nam nie sprzeda takiej ilości amunicji. To oznacza, że my musimy położyć przede wszystkim nacisk na to, żeby oprócz tego, że nam sprzedadzą Himarsy, sprzedali nam licencje na pociski do nich. Bez tego te nowoczesne wyrzutnie staną się po prostu bezużyteczne, będą stały puste. Przyznam, że jestem bardzo zdenerwowany. Nie widzę bowiem starań o to, żeby powiązać zakup broni z zakupem fabryki amunicji. A bez tego tak naprawdę będziemy mieli armię pozorną, a nie wojsko z prawdziwego zdarzenia.
A kto z polskiej strony odpowiedzialny jest za to, czy dostaniemy wraz ze sprzętem licencje na produkowanie pocisków?
Myślę, że inicjatywa powinna należeć do Ministerstwa Obrony Narodowej. Zabiegać o to powinni prezydent i premier. Kupowanie broni bez zapewnienia produkcji amunicji we własnym państwie jest bardzo lekkomyślne. Moim zdaniem jest tutaj duża luka do nadrobienia.
Za kilka dni przybędzie do Polski Prezydent Stanów Zjednoczonych Joe Biden. Czego spodziewa się Pan po tej wizycie?
Moim zdaniem to jest wyraz uznania dla Polski, która pełni ważną rolę w regionie. Państwa, bez którego po prostu nie ma obrony flanki wschodniej NATO. Myślę, że jest to również uznanie dla polskiego rządu za to, że po 24 lutego ubiegłego roku, gdy nastąpiła rosyjska agresja, w sposób błyskawiczny podjął decyzję o tym, że udziela pomocy militarnej Ukrainie. I błyskawicznie, w ciągu paru dni, zdecydował, że uruchamia bazę amerykańską pod Rzeszowem. To nie tylko umożliwiło udzielanie pomocy Ukrainie, ale wręcz ją ocaliło. To dowód skuteczności polskich władz w trudnych sytuacjach. Pokazało, że są u nas ludzie, którzy potrafią rozumować w kategoriach strategicznych. Rozumieją czym jest bezpieczeństwo i wyżej cenią kwestie bezpieczeństwa niż np. interesy gospodarcze, z czym niestety bywa różnie w przypadku polityków francuskich czy niemieckich.
Czytaj także:
Inne tematy w dziale Polityka