Zamknięcie przejścia przez polską granicę może być dla białoruskiego prezydenta pewnym argumentem w rozgrywkach wewnętrznych, że palenie mostów i ładowanie się w konflikt nie doprowadzi do niczego dobrego – mówi Salonowi 24 Jan Parys, minister obrony narodowej w rządzie Jana Olszewskiego.
Minister Spraw Wewnętrznych i Administracji Mariusz Kamiński podjął decyzję o zawieszeniu ruchu na polsko-białoruskim przejściu granicznym w Bobrownikach. Minister tłumaczy to względami bezpieczeństwa państwa. Czy może mieć to związek z ewentualnym, planowanym atakiem z terenu Białorusi na Ukrainę, chodzi o kwestie migrantów, czy jeszcze o coś innego?
Jan Parys: Wstrzymanie ruchu na przejściu przez granicę z Białorusią w Bobrownikach jest to przede wszystkim istotny sygnał polityczny. Wiemy bowiem, że są jeszcze inne przejścia, więc nie zablokowaliśmy ruchu na całej granicy. Dlatego uważam, że nie chodzi o rzeczywiste zagrożenie kraju. Gdybyśmy mieli z czymś takim do czynienia, wtedy trzeba by zamknąć całą granicę. I w ogóle zwiększyć obsadę Straży Granicznej w tamtej okolicy. Z tego, co wiemy, nic takiego się nie dzieje.
Ale jeśli jest tak, jak Pan mówi, zasadne staje się pytanie w ogóle o sens takich działań. Wiele osób narzeka, że będzie bardzo utrudniony ruch graniczny, tłok, lub konieczność podróżowania przez Litwę. Dla tych podmiotów, które prowadzą handel z Białorusią, czy ludzi mających tam rodziny, blokada granicy będzie dużym utrudnieniem. A skoro nie ma wielkiego zagrożenia, po co ją wprowadzać?
Przede wszystkim nie wiemy jeszcze, jak długo potrwa blokada tego przejścia. Inne funkcjonują jak dotychczas normalnie. Więc oczywiście będzie to utrudnienie dla handlu, dla obywateli, którzy mają jakieś sprawy po drugiej stronie granicy. Natomiast ja bym w tym widział przede wszystkim pewien sygnał polityczny, który ma wpłynąć na władze w sąsiednim kraju.
Pytanie jednak, na ile ten sygnał wpłynie. Przez lata mówiło się (osobna sprawa, czy robiło coś w tym kierunku) o konieczności ułożenia relacji z Białorusią tak, żeby przynajmniej zachowała neutralność wobec Rosji. Jakoś do tej pory się nie udało. Nawet w czasie, kiedy nie było tak trudnej sytuacji międzynarodowej. Wierzy Pan w to, że teraz Łukaszenka pod wpływem zamknięcia granicy z Polską nagle zerwie z Putinem i pójdzie na jakieś ustępstwa, współpracę z Zachodem?
Nie sądzę, żeby w tej chwili Łukaszenka mógł iść na jakiekolwiek ustępstwa wobec Zachodu. Prezydent Białorusi po represjach, które zastosował w roku ubiegłym, znajduje się w sytuacji trochę przymusowej. Jego władza zależy od poparcia Moskwy. I on sobie nie może pozwolić na to, żeby wrócić do polityki balansowania między Wschodem a Zachodem. Jest i na stałe zostanie w roli sojusznika Moskwy. Nie zmienia to jednak faktu, że może być uzależniony, ale ocalić siebie i kraj, a może też wpaść w potężne kłopoty. Chodzi oczywiście o uwikłanie bądź nie w agresję wobec Ukrainy. I Łukaszenka stara się jednak do wojny nie przystępować. Co prawda na terenie Białorusi wojska rosyjskie działają, ale żołnierze białoruscy nie biorą w tej inwazji na Ukrainę udziału. Dzięki temu Łukaszenka chroni swój kraj przed wielkimi kłopotami, jakie by wywołało zaangażowanie w wojnę. Zamknięcie przejścia przez polską granicę może być dla białoruskiego prezydenta pewnym argumentem w rozgrywkach wewnętrznych, że palenie mostów i ładowanie się w konflikt nie doprowadzi do niczego dobrego.
Czytaj dalej:
Inne tematy w dziale Polityka