Portal Onet ujawnił ciemną stronę Centrum Praw Kobiet. Pracownice skarżą się na działania prezeski tej feministycznej organizacji. Po zarzutach o mobbing, brak umów i wynagrodzeń, padły oskarżenia o złe zarządzanie finansami fundacji. Zdaniem kobiet pracujących w CPK prezeska blokuje wydawanie pieniędzy z konta.
Prezeska ukrywa, że fundacja ma pieniądze
Ze źródeł Onetu wynika, że w 2021 r. znacznie wzrósł przychód Centrum Praw Kobiet i wysokość środków pozyskana z fundraisingu. Nie wzrosła jednak znacząco liczba kobiet, którym CPK pomaga. Pracowniczki Centrum Praw Kobiet bardzo często słyszą od prezeski, że "fundacja nie ma pieniędzy" i że "trzeba oszczędzać", tymczasem według sprawozdania finansowego za 2021 r. na koncie fundacji było ponad 4,5 mln zł, z czego ponad 2 mln zł przeznaczone na projekty na kolejne lata.
- Nie otrzymywałyśmy żadnych środków z Warszawy ani z 1 proc., ani z innych wpływów. Pomimo że sponsorzy pomagali CPK jako organizacji działającej w całej Polsce, a nie lokalnej — mówi była dyrektorka oddziału poznańskiego.
Środki 1 proc. trafiają na konto centrali w Warszawie, a oddziały tych pieniędzy nie widzą, mimo że klientki lokalnych centrum pomocy chcąc odwdzięczyć się za uzyskaną pomoc, chciały wesprzeć konkretną filię kobiecej fundacji. Prezeska CPK pytana o rozliczenie kwoty z 1 proc. i rozdzielenie jej na poszczególne oddziały wyjaśnia, że "kwota 1 proc. jest przeznaczana na działalność statutową całej fundacji. W pierwszej kolejności oddziały finansują się z realizowanych przez siebie projektów. Koszty niekwalifikowane w projektach lub wychodzące poza nie są finansowane z 1 proc., a także z darowizn i pozostałych wpływów do fundacji".
Z informacji, do których dotarł Onet, wynika, że wpływ z 1 proc. dla Centrum Praw Kobiet w 2019 r. to ok. 307 tys. zł, a w 2022 r. był ponad dwukrotnie wyższy i wyniósł ok. 635 tys. zł.
Pracownice mówią, że musiały działać bez budżetów, prosić o pieniądze na każdą kampanię, przy czym, gdy pieniądze szły na centralne konto, nie mogły potem poinformować darczyńców na co konkretnie poszły ich pieniądze, bo nie miały wglądu w wydatki. Jak twierdzą w rozmowie z Onetem, szefowa CPK Urszula Nowakowska skrzętnie ukrywała, że środki w ogóle wpłynęły na konto i przekazywała podwładnym, żeby wszystko organizować jak najtaniej i że fundacja nie ma pieniędzy.
Okazuje się, że zbiórki publiczne prowadzone przez Centrum Praw Kobiet nie zostały rozliczne przez ponad 1500 dni, czyli pięć lat, co poskutkowało, że kolejne zbiórki publiczne przez CPK i jego oddziały nie mogą być realizowane ze względów formalnych. Od ponad 20 lat w organizacji nie był przeprowadzany audyt.
Kontrola przede wszystkim
Pracownice Centrum Praw Kobiet zarzucają również prezesce, że dąży do absolutnej centralizacji oddziałów, próbując wyrugować choćby minimalną niezależność. – Bardzo jej było nie po drodze, że niektóre oddziały mają konta bankowe, a w niektórych dyrektorki mogą nawet robić niewielkie przelewy. Chce likwidacji tych "przywilejów" – mówi jedna z rozmówczyń Onetu.
Według nich Nowakowska bardzo często blokuje inicjatywy, w których oddziały próbują same zawnioskować dotacje. Najczęściej mówi, że nie ma czasu się tym zająć, nie podpisuje dokumentów na czas, wysyła niepełne komplety papierów. - Chore jest to, że z jednej strony prezeska dążyła i cały czas dąży do centralizacji, ale z drugiej strony uważa, że oddziały powinny się samodzielnie utrzymywać, co robił poznański oddział – mówi była pracownica CPK.
Urszula Nowakowska podkreśla, że: "Oddziały dysponują samodzielnie swoimi środkami w ramach pozyskanych i realizowanych przez siebie projektów i wpłat lokalnych, oraz przyznaną im częścią budżetu z projektów centralnych. Zarząd lub ustanowione przez nas osoby, dbając o właściwe wydatkowanie środków, podejmował w miarę możliwości działania kontrolne, co nie było łatwe, gdyż zazwyczaj dokumentacja spływała bardzo późno. Niestety zdarzało się, że rozliczenia i prowadzona przez nasze współpracowniczki dokumentacja dalece odbiegała od powszechnie przyjętych zasad i byłyśmy zmuszone prosić o wyjaśnienia i dodatkową dokumentację potwierdzającą wykonanie pracy" — podaje prezeska.
Dyrektorka oddziału w Poznaniu podaje, że nigdy do końca nie dysponowała pozyskanymi dla oddziału środkami, bo o tym, na co powinny być przeznaczone, decydowała prezeska, czasami nawet w najdrobniejszych kwestiach jak naprawa zamka w drzwiach. W oddziale poznańskim przelewy z rachunków mogła wykonywać tylko Urszula Nowakowska. W pozostałych dyrektorki mogą jednorazowo wykonać przelew do wysokości 4 tys. zł.
Chaos w Centrum Praw Kobiet
Dyrektorki z Łodzi, Poznania, Krakowa, Żyrardowa twierdzą, że nie otrzymały wsparcia, jakiego oczekiwały od zarządu fundacji i jaki w obowiązkach zarządu zapisany jest w statucie. Nikt nie przeszkolił ich z procedur, zasad sporządzania dokumentacji ani jak pozyskiwać środki na działalność statutową. Do wszystkiego dochodziły na własną rękę.
Kiedy pracowniczki CPK zorganizowały warsztaty z ekspertką w zarządzaniu NGO-sami, która miała być mentorką Urszuli Nowakowskiej, prezeska uznała to za "spisek" przeciwko niej i wyrzuciła przekazane jej dokumenty z propozycjami zmian organizacyjnych, twierdząc, że zaproponuje własne. - Do dziś żadnej propozycji nie usłyszałyśmy, w związku z czym fundacja nadal tkwi w chaosie – mówi jedna z pracownic.
1 lutego wszyscy pracownicy z oddziału w Poznaniu złożyli wypowiedzenia. – Stworzyliśmy stowarzyszenie "Czas Praw Kobiet", tam przekujemy nasze zaangażowanie i chęć niesienia pomocy z dala od prezeski Centrum Praw Kobiet – mówią. Na działalność potrzebne są pieniądze, chociażby na pensje dla jednej osoby – koordynatorki stowarzyszenia. W związku z tym wolontariusze założyli zrzutkę i zbierają pieniądze.
ja
Czytaj dalej:
Inne tematy w dziale Społeczeństwo