Nie ma dowodów na to, że do wybuchów w gazociągach Nord Stream 1 i 2 doszło za sprawą Rosji — podało w sobotę Deutsche Welle.
Brak dowodów na działania Rosji
Na temat sprawy wybuchów w gazociągach wypowiedział się w rozmowie z gazetą "Welt am Sonntag" federalny prokurator generalny Peter Frank.
— Nie można tego w danym momencie udowodnić, ale śledztwa są kontynuowane — powiedział. Wyjaśnił, że pobrane zostały próbki wody, podłoża i pozostałości rurociągów. Miejsce przestępstwa zostało również szczegółowo udokumentowanae.
— Obecnie analizujemy to wszystko pod kątem dowodowym — podkreślił prokurator Peter Frank.
Za wybuchami stało państwo zachodnie?
W czwartek The Times, powołując się na anonimowe źródła, poinformował, że za wybuchami w gazociągach Nord Stream 1 i 2 mogło stać jedno z państw zachodnich. Gazeta podkreśliła, że w śledztwie poczyniono "niewielkie postępy".
W publikacji podkreślono także, że niemieccy śledczy są "otwarci także na wersję, według której państwo zachodnie dokonało wysadzenia gazociągów, by obwinić za to Rosję". Jeden z rozmówców The Times zauważa również, że "dziwnym jest", że niemieckie władze jak dotąd przekazały „tak mało informacji o tak poważnym ataku na infrastrukturę”.
Wycieki gazu z gazociągów Nord Stream
Pod koniec września wykryto cztery wycieki z gazociągów Nord Stream 1 i 2, po eksplozjach w rejonie duńskiej wyspy Bornholm. W listopadzie szwedzkie służby oceniły, że doszło do poważnego sabotażu. Nie wskazano jednak sprawcy. Jak podkreślono, oba rurociągi były nieczynne w momencie wybuchów, jednak zawierały gaz.
Miejsca wybuchów znajdują się w obrębie wyłącznych stref ekonomicznych Danii i Szwecji. Kraje te samodzielnie prowadzą śledztwo w tej sprawie, jednak prokurator generalny Peter Frank przekazał, że niemieccy śledczy są z nimi w stałym kontakcie.
RB
Czytaj dalej:
Inne tematy w dziale Gospodarka