Krajowy Mechanizm Prewencji Tortur razem Naczelną Radą Adwokacką, Krajową Izbą Radców Prawnych, Radą Europy, OBWE, Stowarzyszeniem Zapobiegania Torturom oraz Kantar Millward Brown prowadzi kampanię społeczną „Państwo bez tortur”. Jednym z jej elementów były badania opinii publicznej „Tortury - opinie Polaków”, przeprowadzone w 2018 i 2020 r. Wynika z nich, że nadal 30 proc. badanych dopuszcza stosowanie tortur, a aż 13 proc. z nich zaakceptowałoby, gdyby takie metody zostały zastosowane wobec ich bliskich i znajomych. O tym, dlaczego ludzie akceptują okrucieństwo rozmawiamy z ekspertem Mają Suwalską-Wąsiewicz, psychoterapeutką.
Salon24: Jak to możliwe, że tyle osób akceptuje tortury jeśli stosowane są w „słusznej sprawie”?
Maja Suwalska-Wąsiewicz, psychoterapeutka: Dzieje się tak, gdy człowiek w jakimś zakresie zidentyfikuje się ze sprawcą. Ta identyfikacja jest najczęściej nieświadoma i pozostawia człowieka w iluzji, że on nic niewłaściwego nie czyni. Taki człowiek nie dostrzega sprawcy w sobie. Nie dostrzega go również w tym, który się znęca, a poszukuje sprawcy jedynie w tym człowieku, który odbiera „słuszną karę”. Jeśli odbierający „słuszną karę" popełnił czyn przestępczy, łatwo staje się „pojemnikiem” na wszelkie zło. Akceptujący tortury uważa, że to on jest wszystkiemu winien i kara, jaka by nie była, należy mu się. To on jest odpowiedzialny za pogardę dla życia, nienawiść, zawiść. Można odsunąć od siebie takie uczucia i przypisać je w pełni komu innemu. Człowiek, który otwarcie przyznaje się do akceptowania tortur nie widzi, że to on staje się wtedy sprawcą. To wymagałoby uznania, że można mieć w sobie te trudne uczucia, o jakich mówiłam i zgodę na to, by one przejmowały nad nim kontrolę.
Nie ma prostszego wytłumaczenia?
Może takie, że szybciej tortury zaakceptuje ten, komu trudno jest wyobrazić sobie, co przeżywa drugi człowiek.
A można sobie tego nie wyobrażać? Jak w ogóle można zadawać komuś ból?
Są ludzie, którzy nie nauczyli się kontrolować swoich destrukcyjnych impulsów. Nie rozumieją, że takie postępowanie krzywdzi i rani albo wręcz nauczyli się, że fajnie jest krzywdzić i zadawać ból, bo można mieć z tego profity, np. poczucie tryumfu, władzy nad poniżanym, a w sytuacji perwersji nawet przyjemność seksualną. To mogą to być ludzie, którzy przeżyli traumy, np. tzw. traumę rozwojową - relacyjną i nie uporali się należycie z wątkiem ofiara - sprawca. Nie przepracowali krzywd, lęku, poniżenia, wściekłości i nienawiści, których sami doświadczali. Teraz je odcinają od siebie albo im zaprzeczają i znajdują sobie osoby, które mają te uczucia i te stany dźwigać za nich. Stają się sprawcami. Dają upust swojemu pędowi do destrukcji i niszczenia. Chcą by osoby, którym zadawane jest cierpienie fizyczne lub psychiczne czuły lęk, poniżenie, bezradność, strach o własne życie. W dużym skrócie: tortury stosują ludzie, którzy prawdopodobnie byli ofiarami, ale nie chcą o tym myśleć, pamiętać i opracowywać. Szukają sposobu, by ktoś inny zamiast nich przyjął tą rolę i zwolnił z wysiłku radzenia sobie z niszczącymi uczuciami.
Może potrzebna jest prewencja, profilaktyka albo zmiana edukacji, by ludzie myśleli inaczej?
Wspomniałam o traumie relacyjnej. Pozytywny stosunek do tortur będą miały osoby, które nie potrafią kontrolować własnych destrukcyjnych impulsów, łączących się z agresją. Te impulsy to ludzka natura i trudno powiedzieć, że jest to coś po prostu złego. Zwierzętom agresja przydaje się do obrony. U ludzi jest podobnie - uaktywnia się wtedy, gdy spada nasze poczucie bezpieczeństwa. Tak samo jest u dzieci. Zaniedbywane lub krzywdzone, włączają w sobie potrzebę obrony. I może zdarzyć się, że impulsy destrukcyjne zaczną przeważać nad tymi związanymi z bliskością i radością z posiadanej więzi. U ludzi sprawa się komplikuje, bo zachowania destrukcyjne biorą się nie tylko z popędu związanego z agresją, ale także z nienawiści, wściekłości, zawiści.
Dobry opiekun pomaga dziecku doświadczającemu frustracji w radzeniu sobie z nią, nie reaguje odwetem, gdy dziecko w szale atakuje tego, który miał je wspierać, a zawodzi. W dbających o dziecko rodzinach przeważa troska, miłość i próby naprawiania ewentualnych szkód. W rodzinach traumatyzujących dziecko jest narażone na szkody nie tylko, te docierające z zewnątrz, ale również na pustoszące go trudne myśli, fantazje i uczucia.
Dlatego trzeba tworzyć dobre więzi i sytuacje, które sprzyjają temu, by dziecko czuło się widziane i słyszane oraz miało przestrzeń, która pomoże im mierzyć się z własnymi myślami i emocjami. Chodzi o taką przestrzeń, która umożliwi zauważenie problemów dziecka i dotarcie do niego z pomocą.
Ważne więc jest to, by budować relacje, rozmawiać, uczyć myślenia i uważności na drugiego człowieka, a także rozpoznawania konsekwencji swoich zachowań i brania za nie odpowiedzialności. Takim miejscem może być szkoła, nawet nie jako instytucja, ale zaangażowani nauczyciele, trenerzy, pedagodzy, psychologowie szkolni. Prawdziwie przejęta losem dziecka osoba z autorytetem nawet jeśli nie uleczy z traum, może stać się światełkiem w tunelu i pokazać, jak lepiej żyć. Podobnie powinno być u dorosłych: dbajmy o więzi, uczmy się troski o siebie nawzajem i refleksyjności, a jest szansa, że zjawisko, o którym tu rozmawiamy nie będzie utrzymywało się w tak olbrzymiej skali.
Rozmawiał Tomasz Wypych
Czytaj dalej:
Inne tematy w dziale Społeczeństwo