Twierdzenie, że Amerykanie w ramach moralnego wzburzenia zrezygnują z planów oparcia bezpieczeństwa Europy na Niemcach jest nieco naiwne. Republika Federalna nawet w kryzysie ma gospodarkę wiele razy silniejszą niż nie tylko Polska czy Czechy, ale Trójmorze razem wzięte – mówi Salonowi 24 Grzegorz Długi, prawniki dyplomata, były konsul RP w Chicago i Waszyngtonie.
Wybory prezydenckie w Czechach wygrał emerytowany generał Petr Pavel. Co ten wybór oznacza z punktu widzenia Polski?
Grzegorz Długi: Wybór ten należy rozpatrywać w trzech aspektach. Po pierwsze – trzeba pamiętać, że prezydent Czech nie ma takiej pozycji jak prezydent Francji, czy tym bardziej Stanów Zjednoczonych. Choć oczywiście to, kto jest głową państwa u naszych południowych sąsiadów ma dla nas znaczenie, głównie w kontekście polityki zagranicznej, wschodniej. Po drugie – w kontekście Polski bardzo pozytywny jest fakt, że generał Pavel ma poglądy jednoznacznie prozachodnie, atlantyckie, nie ma żadnych złudzeń wobec Putina i Federacji Rosyjskiej. Po trzecie jednak nowy czeski prezydent jest reprezentantem europejskiego mainstreamu, bliskiego środowiskom lewicowym i tzw. liberalnym. To z kolei może stanowić pewne wyzwanie dla obecnego rządu w Warszawie. Dlatego można spodziewać się pełnej jedności Warszawy i Pragi w kontekście wschodnim, gdyż mamy tu zbieżność poglądów i interesów. Natomiast nie ma raczej szans na wypracowanie jakiejś nowej współpracy wewnątrz Unii Europejskiej.
Niedawno „Gazeta Wyborcza” zamieściła artykuł o relacjach polsko-czeskich. Wynika z niego, że inicjatywy takie jak Trójmorze w Czechach są przyjmowane z rezerwą, ponieważ mniejsze kraje niekoniecznie muszą chcieć zaakceptować sojusz, w którym Polacy są liderami. I już abstrahując od artykułu – czy nie jest tak, że faktycznie Polacy lekceważą Czechów, Estończyków, czy Łotyszy, tymczasem sojusze w rodzaju Trójmorza mają sens tylko wtedy, gdy opierają się na jedności i solidarnej współpracy, a nie na przywództwie kogokolwiek?
Tu są dwie kwestie. Bo oczywiście pełna zgoda – takie sojusze jak Trójmorze nie mogą opierać się na tym, że jakiekolwiek państwo narzuca swą wolę innym. Ale też wydaje mi się, że takiego nastawienia, że Polska jest liderem a inni mają się jej słuchać, wśród naszych elit nie ma. Ono oczywiście się pojawia, ale wśród komentatorów, publicystów. Przywódcy państwowi są zdecydowanie bardziej w tej kwestii realistyczni. I mają świadomość, że filarem takiego sojuszu musi być między innymi solidarność państw do niego przystępujących. Ale to nie wystarczy. Konieczne jest też oparcie się o jakieś bardzo silne państwo, które poza wielkością cieszy się respektem, a prawdę mówiąc, Polska z wielu przyczyn nie pozyskała go jeszcze - na to trzeba 100 lat i potęgi gospodarczej i kulturowej.
W jakimś sensie – wielu ekspertów uważa, że Amerykanie są zawiedzeni prorosyjską polityką Niemiec, w związku z czym to właśnie Trójmorze, oczywiście rozumiane jako sojusz państw, może stanowić sensowną alternatywę?
Na pewno Trójmorze może być ważnym punktem polityki zagranicznej państw Europy Środkowej. Budowa sojuszu z Czechami, Słowacją, krajami bałtyckimi powinna być jednym z priorytetów naszej dyplomacji. Ale twierdzenie, że Amerykanie w ramach moralnego wzburzenia zrezygnują z planów oparcia bezpieczeństwa Europy na Niemcach jest nieco naiwne. Republika Federalna nawet w kryzysie ma gospodarkę wiele razy silniejszą niż nie tylko Polska, czy Czechy, ale Trójmorze razem wzięte. Sojusz Europy Środkowej jeżeli ma przetrwać musi oprzeć się o współpracę i sojusz z jakimś mocnym graczem Europy Zachodniej. Choć sojusznikiem tym może być też Ameryka – pod warunkiem, że sama będzie chciała.
Czytaj dalej:
Inne tematy w dziale Gospodarka