W roku 2007 wskaźniki ekonomiczne były wyśmienite. Mimo to PiS straciło władzę, bo nastawienie społeczeństwa było przeciwne partii rządzącej. Tak więc ekonomia jest istotnym, ale tylko jednym z bardzo wielu czynników, które będą decydować o wyniku wyborczym i zachowaniu wahających się wyborców – mówi Salonowi 24 prof. Antoni Dudek, politolog i historyk, UKSW.
„Węgiel jest, katastrofy z ogrzewaniem, z brakiem prądu nie ma. Polska nie zmierza ku recesji” przyznał to w radiu RMF sam były premier z SLD, były prezes NBP, a dziś eurodeputowany Koalicji Obywatelskiej, Marek Belka. Podkreślił, że „Polsce grozi horror w postaci trzeciej kadencji PiS”. Czy faktycznie dzięki lepszym niż się wydawało wskaźnikom gospodarczym, Prawo i Sprawiedliwość może jeszcze odwrócić tendencję, czy wszystko jest przesądzone, a słowa byłego szefa rządu mają służyć jedynie mobilizacji elektoratu opozycji?
Prof. Antoni Dudek: Oj, na pewno nic nie jest jeszcze przesądzone. Nie chcę wypowiadać się na temat szczegółowych wskaźników ekonomicznych. Po pierwsze nie jestem ekonomistą. Po drugie, coraz mniej ufam danym, podawanym przez rozmaite instytucje. Natomiast w kwestiach politycznych gospodarka ma duże znaczenie. W odbiorze społecznym liczy się przede wszystkim uciążliwość inflacji. Jeśli ona faktycznie zaczęłaby się zmniejszać – na razie nie widzę, by tak się działo – na przykład latem nastąpiłaby poprawa sytuacji, to oczywiście dla rządzącego PiS byłaby to doskonała wiadomość, mogąca wpłynąć na zachowanie wahających się wyborców. Ale też nie można tu mówić, że na pewno wpłynęłaby na wygraną w wyborach.
W 2007 r. wskaźniki ekonomiczne były wyśmienite. Mimo to PiS straciło władzę, bo nastawienie społeczeństwa było przeciwne partii rządzącej. Tak więc ekonomia jest istotnym, ale jedynie jednym z bardzo wielu czynników, które będą decydować o wyniku wyborczym i zachowaniu wahających się wyborców.
Morawiecki nie może tego Tuskowi darować. Będziemy zbroić się szybciej i za duże pieniądze
Co w takim razie oprócz kwestii ekonomicznych zdecyduje o zachowaniach wyborców?
Jako historyk mogę odpowiedzieć, że czasami takie czynniki poznajemy dopiero w dłuższej perspektywie czasowej. Ba, czasami dyskusje o przyczynach takiego, a nie innego zachowania wyborców trwają długo po wyborach. Mało tego, uważam, że Platforma Obywatelska do dziś nie doszła do tego, co było powodem jej podwójnej klęski w 2015 roku. I nie dziwię się też obawom Marka Belki.
Dla polityków i sympatyków opozycji trzecia kadencja PiS byłaby ogromnym ciosem. Ale nic nie jest przesądzone. A moja ocena jest taka, że nawet w razie trzeciego zwycięstwa PiS, to nie będzie taka kadencja jak w latach 2015 – 2019 i 2019 – 2023. Nie liczyłbym na to, że będą ogłoszone wyniki wyborów, a jedno z ugrupowań przejmie władzę na cztery lata. Nie. Wchodzimy w czas niestabilności politycznej. W Sejmie nikt nie będzie miał wyraźnej większości. A w trakcie kadencji odbędą się choćby wybory prezydenckie, które będą mogły zarówno rząd umocnić, jak i zupełnie go wywrócić.
Wyborcy opozycji dziś zastanawiają się czy pójdzie ona do wyborów jako jedna, czy kilka list, ale też nad tym, co w razie wygranej. Przedsiębiorcy nie wiedzą, czy popierając opozycję wesprą program liberalny, dla nich korzystny, czy socjalistyczny, bezpośrednio w drobne firmy uderzający. Czy problemem opozycji nie jest dziś brak określenia tego, jak ma wyglądać Polska po PiS-ie?
Tego nie wiemy i wydaje mi się, że dowiadywać się będziemy stopniowo, gdy obecna opozycja zacznie przejmować władzę. W pełni zgadzam się z opinią, że dziś antypis, grupujący formację na lewo od formacji rządzącej (a więc bez Konfederacji – red.) jest skrajnie zróżnicowany. Z jednej strony Adrian Zandberg, socjalista pełną gębą. Z drugiej Władysław Kosiniak-Kamysz, konserwatysta, ale nierewolucyjny. Jedno jest istotne – szanse na jedną listę opozycji chyba ostatecznie umarły. Zresztą, zawsze uważałem, że to mało realny pomysł.
Mało realny i też chyba właśnie mało sensowny w kontekście wspomnianego zróżnicowania partii. Lewicowcy nie będą musieli denerwować się na obecność ludowców i na odwrót. Nie brak głosów, że jedna lista to najlepszy prezent dla PiS. A kilka list największe dla partii rządzącej zagrożenie.
To zależy jaka będzie ostateczna konfiguracja. Bo start dwóch list dałby wynik porównywalny, a nawet lepszy niż jedna lista. I byłoby to rozwiązanie optymalne. Jednak start list trzech, czy czterech, już by sytuację opozycji pogarszał. Szczególnie ostatni scenariusz byłby przez PiS wymarzony. Dlatego, że istnieje duże prawdopodobieństwo, że jedna z formacji opozycyjnych (patrząc na sondaże najpewniej PSL – Koalicja Polska) nie przekroczy progu. A wtedy jej głosy przy obecnym systemie ich liczenia będą promować PiS. Dziś można jedynie zaryzykować stwierdzenie, że jednej listy nie będzie. Dwie są wciąż prawdopodobne, ale równie dobrze tych bloków może być więcej. Wszystko rozstrzygnie się późną wiosną.
Po stronie opozycyjnej trwa ostry spór między PO i Szymonem Hołownią. Lider Polski 2050 jest ostro krytykowany jako ten, który uniemożliwia jedność ugrupowań opozycyjnych. Padły głosy, że partia byłego dziennikarza TVN nie jest już nikomu potrzebna. Z drugiej strony padają opinie, że fakt, że Hołownia próbuje zachować odrębność jest logiczny – nie chce być „pożarty” przez PO?
Szymon Hołownia zmarnował swój czas, który miał rok temu. To wtedy mógł rzucić wyzwanie Tuskowi i zawalczyć o rolę lidera całej opozycji. Gdyby wtedy wspólnie Polska 2050 i PSL powołali wspólny blok, byłaby to silna alternatywa dla ugrupowania byłego premiera. Ale liderzy PSL i Polski 2050 postawili na przeczekanie. W tym czasie Donald Tusk przejął sporą część elektoratu Szymona Hołowni. Bardzo się umocnił. Szans na wyprzedzenie Koalicji Obywatelskiej przez którąkolwiek z partii opozycyjnych nie ma.
Oczywiście może się zdarzyć, że Polska 2050 i Ludowcy porozumieją się w kwestii wspólnego startu. To wydawało się niemal pewne pod koniec ubiegłego roku, teraz jakby entuzjazm do zawarcia takiego porozumienia osłabł. To kolejny błąd – bo oczywiście dziś wspólny start Hołowni z Kosiniakiem-Kamyszem nie dałby szans na wyprzedzenie KO. Ale tworzyłby dużo silniejszy blok, z którym pozostali gracze musieliby się liczyć. Osobno ruch Hołowni będzie tracić poparcie, choć nie spadnie poniżej progu wyborczego. Jednak zarówno Polska 2050, jak i PSL będą dla Tuska jedynie ubogimi krewnymi.
Oprócz podziałów i braku wizji problemem opozycji wydaje się też zacietrzewienie części jej wyznawców. Widoczne jest ono zresztą po wszystkich stronach debaty politycznej w Polsce. Ale czy nie obawia się Pan, że tak, jak rząd PiS zrezygnował z Caracali, tak przyszły rząd antypisu, tylko przez zacietrzewienie i niechęć do rządzących, wycofa się na przykład z umów na dostawy broni zawartych przez PiS? Takie słowa już w debacie publicznej padały…
Szczerze mówiąc ja słyszałem tylko jedną taką wypowiedź, generała Mirosława Różańskiego, doradcy Szymona Hołowni. On rzeczywiście powiedział, że decyzje rządu PiS muszą być zbadane i zweryfikowane. I to stanowisko szkodliwe. Rozumiem słowa krytyki – wolałbym, żeby te zakupy odbywały się transparentnie, w porozumieniu z opozycją. Ale zrywanie kontraktów byłoby bardzo niekorzystne i stanowiło nawiązanie do jednej z najbardziej szkodliwych decyzji rządu PiS, zerwania umowy na Caracale.
Dziś Polska potencjalnie potrzebuje śmigłowców. Cóż z tego, że rząd PiS je zamówił, skoro wciąż tych maszyn nie ma. A gdyby Macierewicz nie zdecydował o rezygnacji z umowy z Francuzami, to dziś byśmy mieli na wyposażeniu armii kilkadziesiąt nowoczesnych śmigłowców. Nawiązywanie do tej polityki byłoby szaleństwem, działaniem na niekorzyść państwa polskiego i jego obronności. Na szczęście, na razie nie słyszałem innych wypowiedzi polityków opozycji, raczej były to wystąpienia pokazujące skalę wyzwania, jakim jest modernizacja armii, niż zapowiedzi wycofania się z czegokolwiek.
Hołownia znów zakpił z największego marzenia Tuska
Oddala się widmo gospodarczej zapaści. Opozycyjny polityk: „Powiało horrorem”
Inne tematy w dziale Polityka