Dziennikarze "Interwencji" telewizji Polsat otrzymali list od ofiar wybuchu na plebanii w Katowicach. Treść listu wskazuje, że było to rozszerzone samobójstwo, a zapalnikiem do takiej decyzji był konflikt lokatorski z parafią.
W poniedziałek do redakcji Polsatu trafił list od trzech ofiar w katowickich Szopienicach. Podpisały się pod nim dwie kobiety, które zginęły, oraz mężczyzna, który został ranny. Pismo wysłano w środę, dwa dni przed wybuchem kamienicy.
"Nie pozostało nam nic innego jak rozszerzone samobójstwo"
Ofiary w liście napisały, że przyczyną ich decyzji była trudna sytuacja życiowa oraz brak pomocy ze strony księdza. Ich zdaniem duchowny ich oszukiwał, a także w żaden sposób nie doceniał pracy, jaką wykonują.
"Nie pozostało nam nic innego jak rozszerzone samobójstwo, a tabletki nasenne pozwolą nam odejść skutecznie i po cichu" – napisano w liście, który możemy w całości przeczytać na stronie serwisu Polsat News.
"Z Cmentarza Komunalnego nawet ksiądz nas nie wyrzuci. Jedynym naszym życzeniem jest to, żeby podczas naszego pochówku nie było żadnego klechy. Żaden klecha już na nas nie zarobi, czy to na naszym życiu czy śmierci" – dodano w liście.
Ksiądz działał przeciwko ofiarom wybuchu
Kobiety oraz mężczyzna piszą, że próbowali znaleźć mieszkanie na własną rękę, ale ksiądz skutecznie im to utrudniał. Z listu wynika, że ofiary próbowały szukać pomocy u prezydenta miasta, ale działania duchownego uniemożliwiły im to spotkanie.
Dodatkowo z listu wynika, że ksiądz zażądał od nich opłaty za media, którą już wcześniej mieli uregulować. "Jednocześnie zdaje sobie sprawę, że jedno z nas jest ciężko chore (nowotwór płuc z przerzutami), ale znieczulica działa i nic go nie obchodzi, zresztą czemu miałoby to go obchodzić, skoro nie ma sumienia i każe nam opuścić mieszkanie, nie interesuje go czy trafimy pod most" – napisano w liście do dziennikarzy "Interwencji".
Wybuch na parafii w Katowicach
Do wybuchu - najprawdopodobniej gazu - doszło w piątek około 8.30 rano. Początkowo wydawało się, że wszystkie osoby przebywające w budynku w chwili eksplozji wyszły z katastrofy cało. Niektóre z nich miały obrażenia niezagrażające życiu.
Potem ustalono, że na probostwie parafii ewangelicko-augsburskiej mieszkały jeszcze dwie osoby: matka i córka. Rozpoczęto poszukiwania. Na ciało pierwszej z kobiet ratownicy natrafili w gruzowisku około 12.30, ciało drugiej odnaleźli ponad dwie godziny później. Ofiary miały rocznikowo 69 i 41 lat.
W szpitalach są obecnie cztery osoby: to mężczyzna w stabilnym stanie przebywający w Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich, dwie dziewczynki - siostry w wieku 3 i 5 lat - leczone w Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach, a także ich mama. Dzieci mają obrażenia kończyn, głowy i lekkie poparzenia. Również obrażenia ich mamy nie są bardzo poważne.
Trzy inne osoby, które były w budynku w momencie eksplozji, nie wymagały hospitalizacji.
MP
Czytaj dalej:
Inne tematy w dziale Rozmaitości