Przedsiębiorca ostatecznie uniewinniony
Absurdalność zarzutów zwalała z nóg
Marek Karp to twórca i wieloletni dyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich. Wybitny ekspert w dziedzinie wschodniej, który doradzał i polskim prezydentom oraz rządom, i Komisji Europejskiej i prezydentowi USA. Według prokuratury z Podlasia kompetencje Karpia były niewystarczające dla doradzania niewielkiej firmie w sprawach wschodnich.Marek Karp zmarł w 2004 roku. Okoliczności śmierci do dziś budzą emocje. 13 sierpnia 2004 roku wybitny ekspert uległ wypadkowi w drodze do Urzędu Celnego w Białej Podlaskiej. Jadący prawym pasem szosy tir z białoruską rejestracją nagle zjechał na lewy pas i uderzył w stojącego na poboczu opla dyrektora OSW. Ten wpadł pod maszynę rolniczą. Auto zostało zmiażdżone, ale Karp wypadek przeżył. Zdaniem świadków graniczyło to cudem. Ku zaskoczeniu wszystkich zaczął szybko dochodzić do zdrowia. A jednak miesiąc po wypadku, tuż przed wypisem, zmarł. W akcie zgonu jako przyczynę podano zator tętnicy płucnej. To oczywiście się zdarza, są jednak kwestie, które do dziś budzą wątpliwości i spekulacji medialnych. Media przypominały nie tylko śmierć przed samym wypisem, ale też fakt, że kilka tygodni czekano z sekcją zwłok. Wreszcie to, że sprawcy wypadku, białoruskiego kierowcy tira, Sierhija Z. nigdy w tej sprawie nawet nie przesłuchano.
Ośrodek Studiów Wschodnich, który powołał Marek Karp, wciąż jest kluczowym polskim think tankiem. I od kilkunastu lat nosi jego imię. Ale w sądach absurdalny proces toczył się wiele lat po jego śmierci. Ciełuszecki kilka miesięcy spędził w areszcie. Stracił dobrze prosperującą firmę i majątek. Do kuriozalnych sytuacji dochodziło w trakcie samego procesu.
Pełna świadomość straconego czasu
Inna biegła wprost przyznała, że jej opinia, gdyby była na potrzeby rynkowe, to byłaby inna (korzystna dla oskarżonego). Ale ponieważ jest przed sądem, to jest niekorzystna.
Sąd wziął w depozyt komputer stacjonarny (wielki, taki sprzed dwudziestu lat) i program do obsługi księgowej wart prawie sto tysięcy złotych. Sprzęt zaginął. Teraz Ciełuszecki musi płacić sądowi za przechowanie w trakcie procesu sprzętu jego firm – komputera stacjonarnego i oprogramowania. Dokładnie tego, które sąd (ewentualnie prokurator, lub biegły) zgubił. Ciełuszecki musi więc zapłacić prawie 20 tysięcy złotych.
Po środowej decyzji Sądu Najwyższego powiedział, że z jednej strony odczuwa ulgę, gdyż kończy się trwający dwie dekady absurdalny maraton. Jest pełne uniewinnienie. Z drugiej, ma świadomość straconego czasu, upadku firmy. Tego, że staranie o odszkodowanie w sprawie będzie trwać długo. Wreszcie, że spłaca raty za własny sprzęt, który sąd zgubił. Do sprawy będziemy jeszcze wracać.
PH
Czytaj także:
- Tajemnicza akcja nurków na Bałtyku. Podejrzewa się ich o dywersję
- Bosak: W Polsce nie ma polityków prorosyjskich. Takie zarzuty to element gry
- Mobbing zamieciony pod dywan. Resort Ziobry wyciszył aferę z udziałem zaufanego sędziego
- Kontrole ruszają pełną parą. Uwaga, nie masz obowiązku ich wpuszczać do domu
Komentarze
Pokaż komentarze (124)