Beata Pawlikowska doradza ludziom w depresji. Bez szczegółowej wiedzy. Fot. Instagram
Beata Pawlikowska doradza ludziom w depresji. Bez szczegółowej wiedzy. Fot. Instagram

Beata Pawlikowska o depresji, lekach i toksynach. Weryfikujemy jej wiedzę

Redakcja Redakcja Zdrowie Obserwuj temat Obserwuj notkę 44
Wolność słowa to nie tylko prawo do głoszenia własnych poglądów, ale również odpowiedzialność za to, co i do kogo się mówi. Beata Pawlikowska, wypowiadając się o leczeniu depresji, najwyraźniej o tym zapomniała. Nie pierwszy raz.

Beata Pawlikowska, dziennikarka i podróżniczka, powoli słynna jest z tego, że zna się praktycznie na „wszystkim”, od podróżowania, przez gotowanie, uzdrawianiu międzyludzkich relacji na medycynie kończąc. Kilka lat temu wygłosiła teorię na temat genetyki, której nie powstydziłby się Trofim Łysenko, stalinowski agronom, odrzucający prawa dziedziczności, a przypisując nieograniczone możliwości przekształcania organizmów metodą zmian środowiskowych, w tym przemianę odmian jarych w ozime pod wpływem warunków środowiska. 

Zobacz: Katastrofa śmigłowca na Ukrainie. Sprawdzane są te hipotezy

Pawlikowska: DNA, RNA, geny i toksyny 

Idąc jego śladem, Beata Pawlikowska powiedziała tak: „Toksyny z jedzenia, powietrza, wody, stres, strach mogą spowodować uszkodzenia DNA i nieprawidłowe odczytywanie genów. Ruch na świeżym powietrzu, zdrowe pożywienie, sen, medytacja, modlitwa mają pozytywny wpływ na cały organizm, wspierają prawidłowe funkcje wszystkich komórek i prawidłową transkrypcję genów. Potwierdzają to badania naukowe".

Do dzisiaj jednak nie udało się udowodnić prezentowanych przez Beatę Pawlikowską zależności, a transkrypcja, czyli proces syntezy RNA na matrycy DNA albo inaczej przepisywanie informacji zawartej w DNA na RNA, odbywa się dzięki polimerazie RNA. To enzym, jak dotąd wydający się nie mieć związków ze snem, modlitwą i medytacją.

Tym razem Beata Pawlikowska opublikowała film, w którym rozprawia się z lekami antydepresyjnymi. Na początku nagrania asekuracyjnie zaznacza: „Nie jestem lekarzem, nie zalecam niczego. Zadaniem dziennikarza jest przekazywanie informacji, które mogą być niedostępne opinii publicznej i mogą nawet naruszać istniejący sposób myślenia i postępowania w danej sprawie. Przedstawiam fakty. Sami zdecydujecie, co z tymi faktami zrobić".

Problem w tym, że autorka wypowiadając się w tak ważnej sprawie, jak zdrowie i życie ludzi, wybiórczo dobrała i zinterpretowała badania, a w wielu przypadkach omawiając je przytacza dane, których nie zawierają. Nieszczęście polega również na tym, że film ma przypominać materiał naukowy, a wiele w nim nieprawd, przekłamań i manipulacyjnego przedstawiania dawno stwierdzonych faktów.

Celebrytka groźnie o lekach 

Beata Pawlikowska mówi: „Leki przeciwdepresyjne mogą wywołać długotrwałe objawy odstawienia (73,5% osób), dysfunkcje seksualne (71,8%), przyrost masy ciała (65,3%), zobojętnienie emocjonalne (64,5%) i uzależnienie (43%)”. To dane znane od lat, lekarz przepisujący leki uprzedza o tym pacjenta, a o wszystkim można też przeczytać w ulotce. dołączanej do opakowania.

Kolejna śmiała tez brzmi: „Leki przeciwdepresyjne to substancje psychoaktywne, które zmieniają działanie mózgu”.

 – I oczywiście, że leki stosowane w leczeniu depresji zmieniają działanie mózgu i w potocznym tego słowa rozumieniu muszą wpływać na emocje, bo taka jest ich rola, ale nie w taki sposób jak opisuje to autorka - wyjaśnia Salonowi24 dr hab. Jarosław Woroń, jeden z najwybitniejszych europejskich farmakologów, autor ponad 500 prac naukowych m.in. z zakresu farmakologii klinicznej, farmakoterapii i psychofarmakologii, członek Rady Naukowej Polskiego Towarzystwa Bezpiecznej Farmakoterapii oraz Europejskiego Towarzystwa Farmakologii Klinicznej.

- Mają zmieniać funkcjonowanie po to by pomóc choremu. Tylko trzeba je dobrać do fenotypu, w dużym skrócie, do charakteru depresji. I farmakoterapii nie można oczywiście ordynować w oderwaniu od całokształtu życia pacjenta i przyczyn depresji. 

Pawlikowska z radami "medycznymi" 

Kolejna „odkrywcza” teza Beaty Pawlikowskiej to: „Nie wiadomo, jaka jest przyczyna depresji (ani schizofrenii ani innych chorób umysłowych)”. Wystarczy wpisać do przeglądarki hasło „przyczyny depresji” by z prac popularnych, ale też naukowych dowiedzieć się, że nie udało się jednoznacznie ustalić przyczyn tej choroby.

Dr Piotr Gałecki Klinika Psychiatrii Dorosłych Uniwersytetu Medycznego w Łodzi pisze, że liczne badania nad przyczynami depresji doprowadzają do rozwijania nowych i badania już znanych hipotez depresji. „Należy tutaj wymienić między innymi monoaminergiczną teorię depresji, u której podłoża leży niedobór amin biogennych noradrenaliny i serotoniny, a po modyfikacji także dopaminy, hipotezę zaburzeń plastyczności neuronalnej, hipotezę depresji jako syndromu niskiego stężenia melatoniny, cynku, teorię mówiącą o istotnym znaczeniu w rozwoju depresji dysfunkcji tarczycy”. Jest jeszcze depresja spowodowana wydarzeniami losowymi, chorobami układu krążenia i endogenna, czyli „wrodzona”. Działanie leku nie zawsze polega na chemicznym usunięciu objawów, ale czasami na wywołaniu takiego stanu chorego, który umożliwi szybsze ich ustępowanie. Wszystko zależy od tego, czy pacjent znajduje się w sytuacji rokującej poprawę, bo często jest to niemożliwe nawet przy właściwym doborze leku. Lekarze muszą odpowiedzieć na trzy pytania jaki to stan, jaka zmiana stanu pacjenta zachodzi pod wpływem leczenia i czego zmiana dotyczy? CZYTAJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

„Dzień rozwodów”. Styczeń niełaskawy dla małżeństw  

Leki przeciwdepresyjne - oto prawda 

Beata Pawlikowska cytuje wyrwane z kontekstu zdanie: „Leki przeciwdepresyjne nie naprawiają braku równowagi chemicznej w mózgu, a raczej powodują zmiany w mózgu, które mają wpływ na emocje, osobowość i funkcjonowanie całego organizmu. W rzeczywistości ten akapit z badania Joanny Moncrieff „Antidepressants: misnamed and misrepresented. World Psychiatry, 2015” brzmi : „Od dziesięcioleci mówi się ludziom, że depresja jest brakiem równowagi chemicznej i że leki przeciwdepresyjne działają poprzez korygowanie tej nierównowagi. Ten pogląd nie jest poparty dowodami i wprowadza w błąd co do charakteru i skutków leków przeciwdepresyjnych. Musimy uznać, że leki przeciwdepresyjne są substancjami psychoaktywnymi, potrzebujemy więcej danych na temat natury różnych efektów psychoaktywnych, które wywołują, i musimy zbadać, czy podawanie leków, które wywołują sztucznie zmieniony stan emocjonalny, jest użyteczną i akceptowalną interwencją dla osób z depresją.

Prof. Joanna Moncrieff, wybitna brytyjska psychiatra znana z krytycznej oceny bezrefleksyjnego stosowania leków, postuluje więc dalsze badania nad substancjami. Ponadto wbrew twierdzeniom Beaty Pawlikowskiej Pani profesor w cytowanym artykule nigdzie nie mówi o tym, że „to nie jest prawda, że leki przeciwdepresyjne naprawiają nienormalny stan mózgu, ale że naprawiają nienormalny stan mózgu.” Słowo mózg w tekście występuje dwa razy. „Pomysł, że depresja jest wynikiem nieprawidłowości w substancjach chemicznych mózgu, szczególnie serotoniny, ma wpływ od dziesięcioleci i stanowi ważne uzasadnienie stosowania leków przeciwdepresyjnych” oraz „Często zakłada się, że działanie leków przeciwdepresyjnych pokazuje, że depresja musi być przynajmniej częściowo spowodowana nieprawidłowościami chemicznymi w mózgu, a widoczna skuteczność SSRI pokazuje, że serotonina ma w tym udział”.

Zaproponowano jednak inne wyjaśnienia działania leków przeciwdepresyjnych, w tym ideę, że działają one poprzez wzmocniony efekt placebo lub poprzez ich zdolność do ograniczania lub stępiania emocji w ogóle”. A samo badanie zostało opublikowane w „Nature”, a nie w „Science”, jak podaje Beata Pawlikowska.

Są nawet takie wpadki jak stwierdzenie autorki, że „Lobotomia polega wywiercaniu na chybił trafił otworu w mózgu”. Lobotomia była okrutną, ale dokładnie opisaną procedurą i polegała na tym, że lekarz przebijał się przez oczodół, a nie na chybił trafiał do mózgu. 

Porady czy marketing? 

Dwuznaczny kontekst całej sprawie nadaje fakt, że Beata Pawlikowska napisała książkę „Wyszłam z niemocy i depresji, ty też możesz”, w której stwierdza m.in.:  „Z mojego doświadczenia wynika, że depresję można wyleczyć w trzech krokach: odzyskać wewnętrzną równowagę, stanąć na nogach, dokonać świadomego wysiłku, żeby zmienić nawyki myślowe zapisane w podświadomości. Potrzebne do tego będą dobra wola, cierpliwość, wytrwałość". Nagranie filmu może być nie tylko chęcią pomocy chorym, ale również marketingowym zabiegiem, by książka nadal się sprzedawała.

Na świecie z depresją zmaga się 350 mln ludzi. W Polsce problem może dotyczyć nawet 10% społeczeństwa.  

Oświadczenie Pawlikowskiej

Beata Pawlikowska postanowiła przeprosić w mediach społecznościowych za wywołanie zamieszania swoją publikacją. Jak dodała, nie będzie już zabierać w sprawie depresji głosu. 

- Gdybym wiedziała, że mój film wywoła tak gwałtowną reakcję, nigdy bym go nie opublikowała. Żałuję, że to zrobiłam. Sądziłam, że informacje o nowych badaniach naukowych mogą być ciekawe lub pomocne. Rozumiem, że wiele osób nie życzy sobie, żebym się wypowiadała na ten temat. Szanuję to. Nie zamierzam więcej podejmować tego tematu. Przepraszam osoby, które poczuły się urażone - napisała podróżniczka na Facebooku. 


Tomasz Wypych

Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj44 Obserwuj notkę

Komentarze

Pokaż komentarze (44)

Inne tematy w dziale Rozmaitości