Wspieranie Ukrainy jest ewidentnie w interesie USA. Po pierwsze chodzi o budowanie silnego ośrodka ich polityki w oparciu o wschodnią flankę NATO i Ukrainę. Po drugie o pozbawienie Chin liczącego się sojusznika jakim jest Rosja. Chodzi nie o jej przekupywanie, a o jej pokonanie. Jeśli chodzi o Europę widzimy, że Francja zdała już sobie sprawę, że Ukraina wygra tę wojnę. Wydaje się, że podobny kurs przyjęły Niemcy. To logiczne, bo wejście do obozu zwycięzców pozwoli uczestniczyć w odbudowie Ukrainy po wojnie. I tak, będzie powrót do biznesów. Ale z Ukrainą, nie Rosją – mówi Salonowi 24 prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski, politolog z Uniwersytetu Łódzkiego.
Informacje dotyczące wojny ukraińsko-rosyjskiej są sprzeczne. Z jednej strony mamy różne doniesienia o samych walkach, o możliwej eskalacji, z drugiej o bliskich rozmowach pokojowych. Czy zawarcie rozejmu jest realne i przede wszystkim – czy miałoby sens, czy może byłoby jedynie zgniłym kompromisem, w gruncie rzeczy służącym jedynie Rosji?
Prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski: Żaden rząd ukraiński nie podpisze porozumienia, na mocy którego zgodziłby się na oddanie Rosji jakiegokolwiek terytorium znajdującego się w granicach Ukrainy uznawanych przez prawo międzynarodowe. Taki gabinet po prostu natychmiast straciłby zaufanie społeczne i został obalony. Poza tym wiarygodność Rosji jest równa zeru. Co z tego, że Rosjanie podpisaliby porozumienie o zawieszeniu broni, skoro i tak natychmiast by je złamali. Ukraińcy mają w dodatku przewagę na polu bitwy, naprawdę nie mają powodu, by kapitulować. A układ z Rosją byłby kapitulacją.
Zełenski dziękuje Polsce za przyjęcie uchodźców. Podpisano ważny dokument z Ukrainą
Chyba, że to Rosja wystąpi sama z propozycją rozejmu?
Jeśli sami Rosjanie wystąpiliby z propozycją pokoju, to warunek drugiej strony byłby tylko jeden – całkowite wycofanie się wojsk rosyjskich z terenu Ukrainy. Tak więc politycznie w Ukrainie sprawa jest jasna. Dużo bardziej skomplikowana jest za to sytuacja operacyjna. Mamy bowiem do czynienia z „mgłą wojny”, każda ze stron prowadzi działania, w których chce jednak odwrócić uwagę od swoich głównych celów. Nie wiemy więc, w którym miejscu nastąpi dokładnie atak, gdzie rozegrają się decydujące starcia. Czy ofensywa pójdzie w okolicy Bachmutu, czy na Mariupol, Donieck, czy jeszcze gdzieś indziej. Pewne jest tylko to, że zimowa aura sprzyja ofensywie, bo zmarznięty grunt jest lepszy dla ciężkiego sprzętu.
Są sprzeczne informacje co do tego, czy dojdzie, czy nie dojdzie do ataku z terytorium Białorusi. Pan sam mówił niedawno w Salonie 24, że strategicznie taki atak byłby w interesie Moskwy, bo odcinałby Ukrainę od pomocy z Zachodu. Z tym, że Białoruś to nie Rosja – już sfałszowanie wyborów w 2020 roku wywołało ogromne protesty. Czy ewentualny atak mógłby doprowadzić do buntu społecznego i próby obalenia reżimu?
Jest to bardzo prawdopodobne, dlatego Łukaszenka bronił się przed atakiem z terytorium Białorusi. Mam nadzieję, że nadal będzie chciał tego scenariusza uniknąć. Ma pełną świadomość, że społeczeństwo często stoi za dyktatorem gdy ma alternatywę – popierać go albo narażać życie. Jeśli musi i tak narażać życie i walczyć, to alternatywą jest to, w czyim walczyć imieniu. W takiej sytuacji prawdopodobieństwo gwałtownego wybuchu wzrasta. Wśród oficerów i dowódców armii białoruskiej też panuje świadomość, że atak nie byłby zwycięskim marszem na Kijów, czy Lwów. Ale krwawą wojną, z olbrzymimi stratami. Udział Białorusi w walkach jest skrajnie niepopularny we wszystkich kręgach.
Kilka dni temu znany brytyjski analityk Edward Lucas udzielił wywiadu Tomaszowi Walczakowi w „Super Expressie”. Dziennikarz pytał, czy nie należy się cieszyć, że dziś to nie Donald Trump, a Joe Biden zasiada w Białym Domu, bo w innej sytuacji Rosjanom byłoby łatwiej. Brytyjski rozmówca przypomniał, że jednak to obecny prezydent USA popełnił w polityce wobec Rosji szereg błędów, że gdyby wcześniej Ukraina dostała choć część wsparcia, które dostaje teraz, to wojny dałoby się uniknąć. Czy nie obawia się Pan, że gdy tylko na horyzoncie pojawi się zgniły kompromis, to Amerykanie i państwa Europy Zachodniej natychmiast wrócą do dawnych interesów z Moskwą, a za kilkanaście lat staniemy w obliczu jeszcze większego zagrożenia?
Jeśli chodzi o Amerykanów nie mam najmniejszych obaw. Wspieranie Ukrainy jest ewidentnie w ich interesie. Po pierwsze chodzi o budowanie silnego ośrodka ich polityki w oparciu o wschodnią flankę NATO i Ukrainę. Po drugie w interesie USA jest pozbawienie Chin liczącego się sojusznika jakim jest Rosja. Chodzi nie o jej przekupywanie, a o jej pokonanie. Znaczenie Moskwy spada, a jednocześnie jest ona wciąż źródłem problemów na wszystkich kierunkach. Oczywiście to prawda, że prezydent Joe Biden jest jednym ze współodpowiedzialnych za wybuch tej wojny, z uwagi na politykę prowadzoną w 2021 roku. Polegała ona na próbie resetu z Rosją, czego wyrazem było spotkanie Putin-Biden.
Ale dziś Amerykanie udzielają bardzo mocnego wsparcia Ukrainie. Nie ma ryzyka by administracja Bidena się z tego wycofała. Zdecydowanie bardziej niepokoją wypowiedzi byłego prezydenta Donalda Trumpa, ale pamiętać należy, że często co innego mówi się w opozycji, a zupełnie co innego po przejęciu władzy. Jeśli chodzi o Europę widzimy, że Francja zdała już sobie sprawę, że Ukraina wygra tę wojnę. Francuzi na pewno wolą być po stronie tego, kto wygrał. Wydaje się, że podobny kurs przyjęły Niemcy. To logiczne, bo wejście do obozu zwycięzców jest rozsądne. Pozwoli uczestniczyć w odbudowie Ukrainy po wojnie. I tak, będzie powrót do biznesów. Ale z Ukrainą, nie Rosją.
Rozmawiał Przemysław Harczuk
Czytaj dalej:
Rosja rzuciła tam wszystkie siły. Ukraińcy są w potrzasku
Kaczyński chwali USA i Niemcy za decyzję ws. Ukrainy. I ostro gani opozycję
Inne tematy w dziale Polityka