Mówi się, że przez pandemię koronawirusa wielu artystów zweryfikowało swoje stawki, przestało być wybrednymi i chętniej biorą udział w reklamach. Byleby jakoś zarabiać. Wielu, ale nie on. Marcin Miller z discopolowego zespołu Boys od początku się ceni.
Marcin Miller nie gra za drobne
- Nie będę schodził ze stawek. 30 tys. to kwota wyjściowa. Nie będę grał za 5 tysięcy – jasno postawił sprawę wokalista. I tego się trzyma.
Przed pandemią wyciągał ponad 150 tys. zł miesięcznie. Po niej na pewno przekracza 100 tys. zł więc o byt nie musi się martwić. Ma willę na Mazurach, apartament w Warszawie, który ostatnio wynajmował, bo żona lepiej czuje się bliżej natury, niż w stolicy. Ludzie go kochają, co jakiś czas da się namówić na reklamę lub jakieś show. I się kręci.
Gra disco polo, ale nie bierze wszystkiego co popadnie
Sam Marcin przyznał, że zdarzało mu się odmówić zagrania w reklamach. Wszak nie bierze wszystkiego, co popadnie. Nawet jak ma w sobie coś interesującego.
- Zwrócono się do mnie z propozycją, bym reklamował środek na wątrobę. Ostatecznie się nie dogadaliśmy, ale propozycja sama w sobie wywołała na mojej twarzy uśmiech... Pomyślałem sobie: „Wiedzieli, do kogo zadzwonić”. No bo wiecie: imprezy, wino, śpiew... to się tak kojarzy – opowiadał w książce „Jestem szalony”.
Marcin Miller ma 52 lata, piosenkarz, kompozytor i autor tekstów, lider i wokalista zespołu Boys. Choć pochodzi ze wsi na Mazurach chciał być górnikiem. W 1990 rozpoczął przygodę z disco polo i do dziś jest w ścisłej czołówce wykonawców z tego gatunku. Wylansował m.in. taki przebój jak „Jesteś szalona”.
Salonik
Czytaj dalej:
Inne tematy w dziale Kultura