W czwartek odbyła się konferencja prasowa prezesa Narodowego Banku Polskiego Adama Glapińskiego. Odniósł się m. in. do inflacji i stóp procentowych, a także skrytykował niebezpośrednio lidera PO Donalda Tuska, którego nazwał "najbogatszym emerytem w Polsce".
— Pamiętam, jak w połowie lipca mówił, że na koniec roku bochenek chleba będzie kosztował 30 zł. U mnie w pobliżu kosztuje 2,99 zł — mówił Glapiński.
Glapiński o danych na temat inflacji
Glapiński podczas konferencji skomentował najnowsze dane o inflacji, która, jak podaje Główny Urząd Statystyczny, w grudniu wyniosła 16,6 proc. Ocenił, że czwartkowe dane GUS o poziomie inflacji w grudniu to dobra wiadomość, ponieważ odczyt był niższy niż spodziewali się niemal wszyscy analitycy rynkowi. Szef NBP zastrzegł jednak, że w styczniu i lutym wskaźnik ten znów wzrośnie.
— Spodziewamy się, że w styczniu i w lutym ta inflacja znów wzrośnie, bo są nowe ceny, podatkowe regulacje są zmienione, ale się cieszymy z tego, co jest — stwierdził prezes banku centralnego.
Szef NBP uderza w Donalda Tuska
W pewnym momencie prezes NBP skrytykował polityków opozycji, w tym przede wszystkim Donalda Tuska (mimo, że nie wypowiedział wprost jego nazwiska).
— Jest taki polityk, jakiś miłośnik moich wystąpień, chyba sobie notuje to, potem publicznie cytuje wyrwane z kontekstu zdania. Pamiętam, jak w połowie lipca mówił, że na koniec roku bochenek chleba będzie kosztował 30 zł. Nikt go nie odpytuje teraz, jak to jest. Wiedzą państwo, o kogo chodzi - podobno najbogatszy emeryt w Polsce, w każdym razie najwyższą emeryturę otrzymujący (wg. obliczeń "Super Expressu" szef PO otrzymuje miesięcznie około 30 tys. zł – przyp. red.) — mówił Glapiński.
"Chleb u mnie w pobliżu kosztuje 2,99 zł"
Dalej prezes Narodowego Banku Polskiego opowiedział, że poszedł na zakupy, aby sprawdzić, czy chleb faktycznie kosztuje kilkadziesiąt złotych.
— Poszedłem do sklepu w pobliżu, bo normalnie żona robi zakupy, dlatego wziąłem paragon i go mam. Chleb u mnie w pobliżu kosztuje 2,99 zł. Po tej konferencji wiceprezes NBP też poszła do sklepu u siebie pod Warszawą i tam ma nawet chleb za 2,64 zł. Tak to wygląda, ja mówiłem o chlebie baltonowskim — tłumaczył Glapiński. Dodał, że "teraz być może zdrożeje ten chleb, bo gaz zdrożeje".
— Ja rozumiem, że w Polsce są ludzie, co kupują bochenek chleba za 30 zł, z jakimiś tam orzechami, pestkami, bezglutenowy, ciągle się wymyśla jakieś inne rodzaje. Mają pieniądze, to kupują, smacznego. Ale zwykły chleb kosztuje tyle, ile kosztuje — powiedział prezes NBP.
Prezes NBP o spowolnieniu polskiej gospodarki
Podczas konferencji prasowej Adam Glapiński podkreślił, że "w Polsce odczujemy hamowanie gospodarki bardzo mocno".
— Zarówno w postaci spowalniającego wzrostu gospodarczego, jak i obniżającej się presji inflacji — mówił szef NBP. Zaznaczył również, że obecny poziom stóp procentowych jest adekwatny do obecnej sytuacji.
W odniesieniu do kwestii stóp procentowych prezes NBP podkreślił, że "karygodną nieprawdą" jest to, że RPP zaczęła podwyższać stopy za późno. Wykazała to też misja MFW w Polsce – dodał. — Stwierdzono, że było to we właściwym momencie w świetle ówczesnej wiedzy — powiedział Glapiński.
Kiedy obniżone zostaną stopy procentowe?
Glapiński podkreślił, że nie ma jeszcze w planach zakończenia cyklu podwyżek stóp procentowych. Zastrzegł, że w pierwszej kolejności trzeba zapoznać się z danymi za styczeń i luty.
— Nie zamykamy cały czas, nie kończymy cyklu podwyżek. Czekamy na ten styczeń i luty. Jest trudno dokładnie przewidzieć, co się będzie wtedy działo. Czy będzie 20 proc., czy wyższy wzrost cen, czy też będzie znowu bardzo dobra wiadomość — powiedział.
Szef NBP powiedział, że stopy procentowe będzie można obniżyć, kiedy Polska będzie trwale w sytuacji, kiedy to zwiększony popyt nie spowoduje wzrostu inflacji.
— Natychmiast kiedy to będzie możliwe stopy procentowe zostaną obniżone, czy to będzie możliwe w końcu tego roku zobaczymy, ja cały czas taką nadzieję mam. Mniejszą niż poprzednio, ale mam — powiedział prezes NBP.
— Co to jest obniżenie stóp? To jest jakby dopuszczenie więcej krwi organizmu, więcej pokarmu, gospodarka wchodzi na wyższy bieg, zaczyna pracować, co może oznaczać, jeśli są przepełnione jakieś kanały podaży, że ten popyt uderzy i spowoduje tylko wzrost cen, a nie większą ilość towaru — wyjaśnił Glapiński.
RB
Czytaj dalej:
Inne tematy w dziale Gospodarka