Początek roku jest zawsze nadzieją na zmiany. Wtedy robimy postanowienia noworoczne, których najczęściej nie udaje nam się dotrzymać. Czy jest zatem sens składania takich obietnic i do czego ludziom są potrzebne postanowienia noworoczne? - mówi Dominika Mastalerz, psycholog i psychoterapeuta.
Salon24: Początek roku jest czasem robienia postanowień. Czy to ma jakiś sens?
Dominika Mastalerz: A, wie pan skąd wziął się ten zwyczaj?
Salon24: Z lenistwa i wygodnictwa, bo postanowienia noworoczne są wyrzutem sumienia. Chcemy nadrobić wszystko to, czego nie udało nam się zrobić w zakończonym roku.
Dominika Mastalerz: Gdyby to było takie proste, pewnie byśmy o tym w ogóle nie rozmawiali. Rzecz w tym, że obietnice składane na początku roku są silnie zakorzenione w naszych duszach i zwyczajach. Mają tak bardzo długą tradycję, że to prawie atawizm. Stąd niejako odruchowo je składamy, a niektórzy z nas czują się wręcz w obowiązku żeby coś sobie postanowić.
Salon24: Jak stary jest zwyczaj składania 1 stycznia każdego roku niedotrzymanych obietnic?
Dominika Mastalerz: Wszystko nieopacznie zaczęli ponad cztery tysiące lat temu Babilończycy, którzy nowy rok zaczynali w marcu. Święto trwało przez 12 dni, składano ofiary bogom, ale przede wszystkim obiecywano spłatę długów. I to była właśnie pierwsza obietnica, od której się zaczęło. Jeśli ktoś jej dotrzymał, to w zaczynającym się roku miało go spotkać wyłącznie szczęście, ale jeśli nie wypełnił zobowiązania, to czekało go pasmo nieszczęść. Święto przejęli Rzymianie, tylko przesunęli datę na 1 stycznia, bo właśnie wtedy po wprowadzeniu przez Juliusza Cezara nowego kalendarza, zaczynał się nowy rok. Styczeń był poświęcony bogu Janusowi, który ma dwie twarze. Jedną patrzy na odchodzący, a drugą na nadchodzący rok. A kiedy Rzym przyjął chrześcijaństwo, to postanowienia zastąpiono modlitwami. Pewnie jednak i w nich składano obietnice. Taki zwyczaj obiecywania i dokonywania zmian na przełomie roku jest obecny praktycznie w każdej kulturze, religii i pod każdą szerokością geograficzną.
Salon24: Do czego to ludziom potrzebne?
Dominika Mastalerz: Na przykład do tego, by poczuć się, a może i być lepszym, silniejszym, gotowym do działania, żeby zagłuszyć wyrzuty sumienia albo pokazać bliskim, że już teraz na pewno się zmienię. Zawsze koniec roku, podobnie jak urodziny, śmierć bliskich, narodziny dziecka i każda inna data, którą uznamy w jakimś sensie za przełomową, jest okazją, ale również szansą do refleksji nad swoim życiem, przemyślenia tego, co się wydarzyło i nie wydarzyło w poprzednich miesiącach, do przyznania się - najczęściej przed samym sobą - do błędów, także porażek. Żeby jednak ten smutny, minorowy nastrój przełamać, uruchamiamy w sobie pokłady entuzjazmu, chęci do działania, poprawy i naprawy, a stąd tylko krok do składania obietnic.
Salon24: Jest jakiś psychologiczny przepis na taką obietnicę, której da się dotrzymać?
Dominika Mastalerz: Każdą obietnicę można zrealizować i każdą zmarnować. Jakkolwiek by to egzaltowanie nie zabrzmiało, postanowienia noworoczne będą trwałe, jeśli będziemy w nas podsycać ogień do ich realizacji. To nie muszą być jakieś specjalne zabiegi. Wystarczy napisać sobie na kartce, co obiecaliśmy i od razu obok, co nam to w życiu zrobi dobrego. Można taką kartkę powiesić na lodówce albo zapisać na smartfonie razem z alertami. Takie przypominajki są ważne i pomagają się zmobilizować, bo najważniejsza jest samodyscyplina.
Dalsza część przepisu na obietnicę prawie doskonałą, to uświadomienie sobie tego, co tak naprawdę chcę zmienić, zrobić, osiągnąć i czy to mi w życiu pomoże? Oczywiście, można się zmieniać dla kogoś, ale jeśli nie zmienimy najpierw samych siebie i nie pogodzimy ze sobą, to dla nich nic nie zrobimy. Zwłaszcza dzisiaj jest to trudne. Większość ludzi mówi, że ten rok był krótszy, minął szybko, był trudny i bolesny. Najpierw pandemia Covid, a potem wojna, które nadal trwają i bardzo nas zmieniły. Wprawdzie po czasie kwarantanny wyszliśmy do ludzi, ale trochę się od siebie odzwyczailiśmy. To, co było wyjątkiem stało się prawie regułą, jak praca zdalna, zdalne kontakty. Przecież były nawet zdalne święta, kiedy nie mogliśmy spotkać się z bliskimi. I dzisiaj część ludzi pod błahym pretekstem nie jedzie, żeby się spotkać, tylko odfajkowuje świąteczną sesję w laptopie. A przecież najważniejsza jest relacja, bez tego się nie da. Tak jesteśmy już stworzeni, że czasami musimy się przytulić, dotknąć, pocałować, popatrzeć w oczy, ale nie za pomocą kamery, ale też pokłócić, bo często spór oznacza to, że o coś nam w tym życiu chodzi, żeby się pogodzić.
Salon24: To może właśnie taką obietnicę warto sobie złożyć?
Dominika Mastalerz: Obiecajmy sobie, że nie będziemy bać się z powrotem być z ludźmi, Bądźmy odważni, bądźmy ze sobą i w zgodzie ze sobą. Zawsze też możemy sobie postanowić, że nic nie będziemy obiecywać. Wtedy pewnie takiej deklaracji uda się dotrzymać. Dobrego roku dla Czytelników Salon24 i dla Wszystkich.
rozmawiał Tomasz Wypych
Czytaj także:
Inne tematy w dziale Rozmaitości