Prof. Marcin Matczak, znany dotąd z poglądów bliskich opozycji, wywołał niemałe zdziwienie wśród sympatyków lewicy, gdy opublikował esej, w którym odniósł się do obchodzenia świąt przez ateistów, a potem jeszcze bronił swoich tez, zarzucając liderom ateistycznego środowiska hipokryzję. Pojawiły się zarzuty, że Matczak po prostu "sPiSiał".
Marcin Matczak uderza w ateistów
— Jesteście gotowi przytulić znajomego, który wyzna, że jest gejem, ale znajomemu, który powie, że wierzy w Boga, każecie wyp...ać z domu, jak zacofany Janusz synowi gejowi — napisał m.in. prawnik. — Że jak ci pogardzani przez was katole, macie swoje dogmaty i swoje inkwizycje — dodaje. — I że instrumentalizujecie człowieka – oto Matczak wam się popsuł: kiedy śpiewał na melodię, którą znacie, był super. Był jak wasza ręka, która bije, kogo trzeba, i jak wasze usta, które wydzierają się na tego, na kogo powinny. A tu ręka wam się zbuntowała, więc trzeba ją amputować, i usta się znarowiły, więc trzeba kazać im się zamknąć — dodał Marcin Matczak.
Marcin Matczak - "katecheta z mieczem"
Dziennikarz i publicysta "Gazety Wyborczej" Marek Beylin nazwał prawnika „katechetą z mieczem”. "Prof. Marcin Matczak postanowił ukazać w Wigilię duchową nędzę osób bez Boga, niezdolnych według niego do przeżyć wykraczających poza wsobną konsumpcję. Tyle że w swych wywodach, ślizgając się po myślach i diagnozach, wylądował w rowie" — ocenił Beylin.
Publicysta zaznacza, że profesor zauważył, iż również część katolików obchodzi święta w sposób „ateistyczny”, „konsumpcyjny”, nie pochylając się nad sacrum. Przy czym Marek Beylin tworzy nową kategorię sacrum - „świeckie sacrum”, „metafizykę obywatelską”. W to wszystko publicysta wplata odniesienia do… sytuacji na granicy polsko-białoruskiej, kiedy spędził święta wielkanocne w towarzystwie osób niosących pomoc uchodźcom. W jego odczuciu były to święta wyzbyte treści religijnych, ale poczuł tam "metafizykę obywatelską".
"Jak zresztą zachować związki z religią katolicką, skoro Kościół jest dziś potężną, agresywną i wsobną siłą konsumpcyjną? Wszak niczym wielki drapieżnik niepohamowanie konsumuje władzę i wpływy. A nierzadko również młode ciała" — dodaje Beylin.
Dalej publicysta „GW” oskarża prawnika o „wrogie przejęcie” pisarstwa Byung-Chul Hana, niemieckiego filozofa koreańskiego pochodzenia, który postuluje powrót do religijnych rytuałów, bez których – według niego – nie ma świętowania. "Nie piekliłbym się tak w sprawie tekstu Matczaka, gdyby nie to, że dziś w Polsce rozważania o nędzy niewierzących czy źle wierzących nie są retorycznym ćwiczeniem. Ich kontekst stanowi bowiem polityka państwa, coraz bardziej narodowo-katolickiego, w którym religijna niewiara staje się występkiem przeciw polskości i ustrojowi"— podkreśla dziennikarz. "Matczak, występując jako katecheta z mieczem, który woli uderzyć, niż zrozumieć, stanął, niestety, bliżej dyskryminatorów niż przyjaznego ludziom myślenia o religii" - konkluduje Beylin.
Matczak atakowany na Twitterze
Na profilu Matczaka pojawiło się mnóstwo komentarzy zarówno od osób deklarujących się jako ateiści, jak i katolików. Pojawiły się zarzuty, że prawnik, dotychczas sympatyzujący z opozycją, chce się stać ulubieńcem prawicy, a deklarując przywiązanie do wiary katolickiej, po prostu "sPiSiał".
"Prawica spod znaku PiS ma Krystynę Pawłowicz, prawica spod znaku PO będzie miała Marcina Matczaka" - napisał przedstawiciel Lewicy Tomasz Piasecki.
Marek Migalski skomentował, że artykuł na pewno spodobałby się arcybiskupowi Markowi Jędraszewskiemu.
W obronie Matczaka stanął natomiast Tomasz Lis.
Ksiądz polemizuje z tezami Matczaka
Do tekstu Matczaka z "Gazety Wyborczej" odniósł się w portalu wiez.pl ks Andrzej Draguła. "Kluczowymi słowami do opisania ateistycznego świętowania stały się dla autora tekstu trzy pokrewne wyrazy: konsumować, konsumowanie i konsumpcja, które występują w tekście dwadzieścia razy. „Biedne, wypalone maszyny do pracowania w dni robocze i do konsumowania w Święta” – tak konkluduje swój tekst Matczak. Na miejscu ateisty poczułbym się obrażony" - napisał duchowny.
Dalej pisze, że Matczak ma rację, pisząc, że „chrześcijańskie symbole tych świąt nie są łatwe i przyjemne”. "Co więcej, ich sens i siła tkwi w ich religijnym znaczeniu. I tylko w tej perspektywie są do zniesienia. W odniesieniu do Bożego Narodzenia nie jest to jeszcze takie trudne, ale cóż powiedzieć o męce, śmierci krzyżowej i zmartwychwstaniu Jezusa?" - pyta ks. Draguła.
Jego zdaniem, gdy z teologicznych prawd amputujemy to, co religijne, to przekształcają się one wtedy w „nowe, świeckie tradycje”, które "przejmują świąteczną scenografię, dowolnie ją przerabiają, reinterpretują, nadają nową treść, a w końcu – niestety – popadają w banał". Tak jak choinka, która jest jedynie drzewkiem, pod które podkłada się prezenty i ma czynić "magię świąt".
"Być może z czasem zostanie odrzuconych większość bożonarodzeniowych symboli, które mają religijne pochodzenie, i zostaną nam jedynie swetry w renifery i chorobliwie otyły Santa Claus z reklamy coca-coli" - zastanawia się duchowny z "Więzi".
Dalej ksiądz pisze, że "odpoczynek i konsumpcja nie są sekularnymi wynalazkami, jakby chciał to sugerować autor. Kulig, ognisko i wspólne patrzenie w ogień były tak samo obecne kiedyś, jak i dzisiaj. Konsumpcja nie jest niczym nowym. Można jedynie postawić pytanie, czy nie wypełniła sobą całego świętowania". Zdaniem ks. Draguły "postępująca karnawalizacja kultury bierze się z faktu, że nie ma już tak ostrego jak kiedyś podziału roku na okresy smutne i wesołe. Nie ma postu, nie ma więc i karnawału".
Duchowny tłumaczy także fascynację Matczaka nową gwiazdą współczesnej humanistyki Byung-Chul Hanem. "Jeremiady Hana i Matczaka w dużej mierze są – oczywiście moim zdaniem – jedynie modnym narzekaniem na współczesność, krytyką nieodwracalnych technologicznie procesów. Owszem, stopień pornograficzności życia jest dzisiaj dużo wyższy niż przed wynalezieniem ruchomych obrazów, ale czy znaczy to, że jesteśmy na nią skazani, podobnie jak na ludyczność współczesnych mediów?" - zastanawia się ks. Draguła.
Matczak pisze, że „ateistyczne święta to samooszukiwanie się człowieka zagubionego w sekularnym do cna świecie. To nędzna proteza prawdziwego świętowania, które prawdopodobnie nie jest już możliwe”. Czym miałoby być owo prawdziwe świętowanie?
Według księdza, aby świętowanie odróżniało się od dnia wolnego od pracy, potrzebna jest jakaś „święta idea”, coś, co by to świętowanie nie tylko uzasadniało, ale i nadawało mu treść. "Nie ulega wątpliwości, że Boże Narodzenie bez Bożego Narodzenia jest czymś przynajmniej niepełnym – jeśli nie fałszywym. Nie świętujemy przecież choinki, ale narodzenie Boga" - tłumaczy.
Autor 'Więzi" uważa, że silny zwrot antykościelny, który przeżywamy w ostatnim czasie, nie musi być tożsamy ze zwrotem antyreligijnym. - Przykładanie własnego, religijnego paradygmatu do odmiennego – świeckiego – doświadczenia może prowadzić do widzenia w niewierzącym „biednego ateisty”, godnego politowania, bo niepotrafiącego świętować „po Bożemu”, choć wcale nie musi to być prawda - pisze duchowny pod adresem Matczaka.
ja
Czytaj także:
Inne tematy w dziale Społeczeństwo