Dla PiS liczy się to, by powiedzieć, że te środki z KPO do Polski wpłyną, co jest istotne w kontekście utrzymanie elektoratu. Z kolei Zbigniew Ziobro powinien uzyskać ze strony PiS jasną i mocną deklarację zadowalającego dla jego środowiska miejsca w koalicji Zjednoczonej Prawicy, czyli dobrych miejsc na listach wyborczych do Sejmu. Choć na pewno nie będzie to tak mocna pozycja jak w ostatnich wyborach parlamentarnych – mówi Salonowi 24 prof. Rafał Chwedoruk, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego.
Przedświąteczne spotkania premiera Mateusza Morawieckiego i Zbigniewa Ziobry to już podzwonne dla koalicji, czy wymuszone rozmowy, które doprowadzą w końcu do porozumienia?
Prof. Rafał Chwedoruk: W polityce kapitulacja musi być przedstawiana tak, by na nią nie wyglądała. Granice kompromisu są bardzo od siebie nieodległe. Dla PiS liczy się to, by powiedzieć, że te środki z KPO do Polski wpłyną, co jest istotne w kontekście utrzymanie elektoratu. Z kolei Zbigniew Ziobro powinien uzyskać ze strony PiS jasną i mocną deklarację zadowalającego dla jego środowiska miejsca w koalicji Zjednoczonej Prawicy, czyli dobrych miejsc na listach wyborczych do Sejmu. Choć na pewno nie będzie to tak mocna pozycja jak w ostatnich wyborach parlamentarnych. KPO oprócz przyznania środków ma też wymiar polityczny. Stanowi kolejny, bardzo ważny krok w pogłębianiu integracji europejskiej. Zgoda w tej kwestii jest kapitulacją z punktu widzenia środowisk do niedawna mocno eurosceptycznych.
Spotkanie ostatniej szansy Morawieckiego z Ziobro. Ważą się losy kompromisu z Brukselą
Zjednoczona Prawica wprowadziła rozwiązania mające zwiększyć frekwencję wyborczą w mniejszych ośrodkach. Wszyscy komentatorzy są zgodni, że chodzi o zwiększenie poparcia dla partii rządzącej. Ułatwienie głosowania elektoratowi PiS. Na ile okaże się to skuteczne?
Tak naprawdę z dzisiejszej perspektywy jest to nieweryfikowalne. Wymagałoby pogłębionych badań. Wydaje się, że jak ktoś nie chodzi na wybory, to raczej jest ogólnie niechętnie nastawiony do klasy politycznej. Poza tym te wszystkie rozwiązania polegające na podwożeniu z wykorzystywaniem samorządów ludzi starszych i chorych do lokali wyborczych mogą owszem wpłynąć na frekwencję, ale też na mobilizację drugiej strony. Opozycja może bowiem pokazując działania PiS zachęcać do szerszego udziału w wyborach swoich wyborców – ludzi młodszego i średniego pokolenia. A pamiętajmy, że to właśnie młodsi do wyborów idą częściej. Więc być może wprowadzone działania zwiększą frekwencję, ale wcale nie wpłyną na poparcie dla partii rządzącej.
Z kolei na głębsze zmiany w prawie wyborczym, które faktycznie wpłynęłyby na wybory, PiS się nie zdecydował. A nie zrobił tego z prostej przyczyny – formacja rządząca musiałaby zapłacić bardzo wiele prezydentowi za to, by takiej ustawy nie zawetował. Poza tym wprowadzając ordynację zwiększającą bipolarność, czyli wzmacniającą duże partie kosztem średnich rządzący daliby mocny argument w ręce Donalda Tuska, proponującego koalicję mniejszym ugrupowaniom. Dziś one nie muszą zawierać koalicji.
W przypadku zmiany ordynacji czułyby się zagrożone, współpraca w ramach jednej listy byłaby dla nich koniecznością. Natomiast fakt, że dziś PiS proponuje jedynie działania zwiększające frekwencję, świadczy o wyczerpaniu pomysłów. Kampania z 2019 roku była perfekcyjna w wykonaniu Zjednoczonej Prawicy. Dziś widzimy, że jest inaczej.
Z czego wynika ten brak pomysłów na poszerzanie elektoratu?
Pomijając ewidentne błędy, które formacja rządząca popełniła, jest jeszcze jedna kwestia, kluczowa. Od apogeum poparcia w wyborach sejmowych widzimy kurczenie się elektoratu PiS z uwagi na czynnik demograficzny.
Liczba ludzi starszych, którzy stanowią trzon elektoratu prawicy się zmniejsza. A głosować będą mogły kolejne, młode roczniki. Wśród nich poparcie la formacji rządzącej jest iluzoryczne. Jeśli wiek wyborców danej formacji przypomina odwróconą piramidę, to jedynym wyjściem jest zmiana struktury elektoratu. Z tym, że PiS tej możliwości nie ma. Szanse na zdobycie poparcia wśród młodych ludzi stracił najpierw po sporze o orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji, a potem z uwagi na kwestie ekonomiczne.
Dziś jedynym, o co walczy formacja rządząca to utrzymanie stanu posiadania, a nie ekspansja. Trudno powiedzieć, na ile niestandardowe działania, jak ustawa mająca zwiększyć frekwencję wyborczą w tym pomogą. Na pewno są jakimś novum. Ale ich podjęcie jest też przyznaniem się do problemu wyczerpywania się zasobu wyborców.
Rozmawiał Przemysław Harczuk
Selekcjonerzy pod choinkę. W krainie piłkarskiego absurdu
Ziobro publicznie poprosił o to Morawieckiego. Mówił o "haraczu"
Inne tematy w dziale Polityka