Nikt na świecie nie pamięta drużyn, które wyszły z grupy. Zapamiętuje się triumfatora, wicemistrza, półfinalistę. Czasami drużyny, które po wybitnej grze weszli do ćwierćfinału. Czas zmienić cele, stawiane piłkarzom. Nie może być nim tylko awans na Euro, czy samo wyjście z grupy. Celem postawionym przed następcą Czesława Michniewicza powinno być dojście do strefy medalowej, czyli najlepszej czwórki mistrzostw Europy – mówi Salonowi 24 Michał Listkiewicz, były sędzia międzynarodowy, były prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej.
Już wszystko jasne – Polski Związek Piłki Nożnej podjął decyzję o rozstaniu z selekcjonerem Czesławem Michniewiczem. Spodziewał się Pan tej decyzji?
Michał Listkiewicz: Wielkiego zaskoczenia tu nie ma. Myślę, że zadecydowała sprawa premii od rządu dla piłkarzy. Negocjowanie jej, bez wiedzy kierownictwa Polskiego Związku Piłki Nożnej i prezesa Cezarego Kuleszy, było przejawem dużej nielojalności. Jeśli chodzi o stronę sportową, można się oczywiście zastanawiać. Ale również selekcjoner Jerzy Brzęczek osiągnął sukces, wypełnił wszystkie zadania, jakie przed nim postawiono, awansował na mistrzostwa Europy, ale styl się nie podobał ówczesnemu kierownictwu PZPN, więc zapadła decyzja o zwolnieniu selekcjonera. Teraz było podobnie.
Cele, czyli awans na Mistrzostwa Świata, wyjście z grupy na mundialu i utrzymanie w Dywizji A Ligi Narodów Czesław Michniewicz osiągnął. Ale styl pozostawiał bardzo wiele do życzenia. Nie widać też było perspektywy na lepszą grę. A zaważyła tu opinia kibiców. Ludzie pragną widowiska, czegoś więcej niż tylko wynik.
Selekcjonerzy pod choinkę. W krainie piłkarskiego absurdu
Ale pierwsze wyjście z grupy od 36 lat jest faktem. Cel został osiągnięty. Były głosy, że styl to sprawa drugorzędna?
Chyba należy zweryfikować cele, jakie stawiamy reprezentacji. Nie można jechać na Mistrzostwa Świata, licząc jedynie na wyjście z grupy. To trochę tak, jakby ktoś jechał na Igrzyska Olimpijskie, zakładając, że zajmie miejsce w drugiej dwudziestce. Tak być nie powinno.
Przypomnę, że Kazimierz Górski, którego reprezentacja na MŚ 1974 roku w RFN wygrała grupę, pokonując Argentyńczyków 3:2, Haiti aż 7:0 oraz Włochów 2:1 i... studził nastroje. Mówił: „zaraz, zaraz, nic na razie jeszcze nie osiągnęliśmy. Dopiero awansowaliśmy do drugiej rundy. Teraz zacznie się prawdziwa gra”.
A przecież Górski awansował nie do najlepszej szesnastki, ale najlepszej ósemki Mistrzostw Świata. I mówiąc te słowa miał rację. Na świecie nikt nie zapamiętuje drużyn, które grały w 1/8 finału imprezy. Zapamiętuje się triumfatora, wicemistrza, medalistów, uczestników półfinału. Czasami, jeśli jest to wynik po porywającej grze, ćwierćfinalistów. Dlatego należy stawiać sobie najwyższe cele. Nie zawsze się udaje, ale celować trzeba wysoko.
Kto powinien być następcą Czesława Michniewicza i jakie cele PZPN powinien mu stawiać?
O tym, kto zostanie selekcjonerem zadecyduje kierownictwo PZPN. Ale na pewno celem, nie może być tylko awans na Euro, czy samo wyjście z grupy. Celem postawionym przed następcą Czesława Michniewicza powinno być dojście do strefy medalowej, czyli najlepszej czwórki mistrzostw Europy.
W ostatnich latach co rok w okresie świątecznym zmienia się w Polsce selekcjoner. Nie niepokoi Pana ta sytuacja i brak jakiegokolwiek systemu w zarządzaniu kadrą?
Bardzo mnie niepokoi. Jesteśmy chyba rekordzistami Europy jeśli chodzi o krótki czas pracy selekcjonerów. To niedobra sytuacja, bo reprezentacja to nie jest klub, gdzie może dochodzić do rotacji zawodników, którzy przychodzą, odchodzą. Trzon reprezentacji na wiele lat tworzy określona grupa ludzi. To z nimi trzeba pewne mechanizmy wypracowywać. Podam przykład Anglii. Trener Gareth Southgate nie miał przed mundialem najlepszych wyników. A jednak jego przełożeni wykazali się cierpliwością. Zostawili selekcjonera na stanowisku. I na mundialu Anglia nie osiągnęła jeszcze sukcesu, ale gra coraz lepiej. I jest nadzieja, że za dwa, może cztery lata wreszcie ten sukces osiągnie. Polska powinna iść tą samą drogą.
Ostatnio rozmawialiśmy przed finałem Mistrzostw Świata, który sędziowała polska ekipa sędziowska – Szymon Marciniak jako sędzia główny, a Pana syn Tomasz oraz Paweł Sokolnicki jako asystenci, plus Tomasz Kwiatkowski jako sędzia VAR. Po meczu polscy arbitrzy są chwaleni, choć nie wszędzie, bo Francuzi oceniają ich bardzo krytycznie.
Występ polskich sędziów był doskonały. Francuzi po prostu się ośmieszają. Jeszcze śmieszniejsze jest to, że dołączyli do nich Rosjanie. To pokazuje, że wielka przyjaźń francusko-rosyjska nie jest mitem wyssanym z palca. Ona sięga nawet piłki nożnej.
Rosjanie posunęli się do tego, że zażądali zawieszenia Szymona Marciniaka. W takim razie przypomnę, że to oni są zawieszeni i zapewne jeszcze długo się to nie zmieni. Liczą się głosy fachowców – Pierluigiego Colliny, Howarda Webba. Ich ocena jest jednoznacznie pozytywna. Niemiecki "Kicker", który uchodzi za najbardziej prestiżowe pismo piłkarskie na świecie, dał ocenę „1”, czyli najwyższą, oznaczającą klasę światową.
Nie ma co się przejmować ocenami Francuzów. One wynikają trochę też z frustracji po przegranym finale. Choć nie mają do tej frustracji powodów, bo zdobyli srebrny medal, po udanym turnieju i niezwykle emocjonującym finale. Jak widać, nie umieją pogodzić się z porażką.
Przeczytaj też:
PZPN podjął decyzję. Michniewicz kończy swoją przygodę z reprezentacją Polski
"W kadrze powinno grać się dla chwały, ale nie każdy piłkarz jest milionerem"
Inne tematy w dziale Sport