Od kilku miesięcy w środowisku dziennikarskim szepcze się o tym, że przewodniczący Donald Tusk spotyka się potajemnie z wybranymi dziennikarzami. To sprawia, że wokół tych spotkań powstają teorie spiskowe, jakoby za zamkniętymi drzwiami siedziby PO dochodziło do knucia przeciwko PiS.
Po raz pierwszy o tym, że przewodniczący Platformy Obywatelskiej spotkał się z gronem dziennikarzy, napisał w mediach społecznościowych jeden ze znanych publicystów. To było jego prywatne konto na Twitterze, dostępne tylko dla znajomych. Użył wtedy określenia "zaprzyjaźnieni dziennikarze".
"Seans spirytystyczny"
Zacznijmy od tego, że takie nieoficjalne spotkania polityków z gronem dziennikarzy to nic nadzwyczajnego. Zwykle problem z tym mają ci przedstawiciele mediów, których akurat nie zaproszono. Częściowo słusznie. Nie wiadomo, co decyduje o tym, że akurat dany dziennikarz dostał zaproszenie, a inny nie. To daje duże pole do domysłów.
"Taka ciekawostka ;) wygląda na pokłosie niedawnego spotkania PDT z dziennikarzami" - napisał ostatnio Klaudiusz Slezak, dziennikarz Radia Nowy Świat, potwierdzając, że odbywają się spotkania z Donaldem Tuskiem.
Slezak skomentował tak informację o tym, że na spotkaniu z liderem PSL Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem gościem specjalnym będzie Szymon Hołownia, lider Polski 2050. Zasięgając języka wśród uczestników spotkań z Tuskiem usłyszeliśmy tajemnicze zdanie, które ma opisywać kulisy tych rozmów:
- Próba przymuszenia Władysława Kosiniaka-Kamysza do wspólnej listy. Padło sformułowanie seans spirytystyczny - relacjonuje nam jeden z dziennikarzy.
Nie od dziś wiadomo, że Tusk namawia bezskutecznie wspomnianych liderów innych ugrupowań do startu w wyborach parlamentarnych z jednej listy wyborczej. Oni mają inne plany. Tusk miał o tym wspominać za zamkniętymi drzwiami, więc działanie przewodniczącego PSL można interpretować jako zagranie na nosie liderowi PO.
Nie ma knucia
- Na spotkaniach z Tuskiem nie ma żadnego knucia przeciwko rządowi, nikt nie planuje ani nie omawia nadchodzących tekstów. Byłoby to nierozsądne przy tak szerokim gronie uczestników - mówi Salon24.pl dziennikarz, który brał udział w spotkaniu. - Jest to normalna nieoficjalna dyskusja, jakich wiele z politykami, ale jest z Tuskiem, dlatego tak wszystkich elektryzuje.
Kto jest więc zapraszany do siedziby PO na spotkania z przewodniczącym Tuskiem? Nasi rozmówcy twierdzą, że są to dziennikarze z różnych dużych redakcji, m.in. Andrzej Stankiewicz z "Onetu", Karolina Lewicka z TOK FM, Michał Kolanko z "Rzeczpospolitej", Michał Wróblewski z "Wirtualnej Polski", Grzegorz Osiecki z "Dziennika Gazety Prawnej", Piotr Witwicki z "Interii", Dominika Długosz z "Newsweeka", Malwina Dziedzic z tygodnika Polityka i - tu nie ma stuprocentowej pewności - Jakub Sobieniowski z "Faktów TVN". Nie są to więc dziennikarze, których wszystkich można uznać za bliskich sercu Tuska.
Nasi rozmówcy nie chcą mówić o szczegółach tych nieoficjalnych spotkań, ponieważ nikt nie wie ile ich dokładnie było, a detale mogą rzucić światło na naszych informatorów. Na pewno kilka, ale nie każdy dziennikarz musiał być zaproszony na wszystkie spotkania.
Nie tylko Tusk
Nie tylko Tusk preferuje takie spotkania off the record. Od wielu miesięcy organizuje je również europoseł Andrzej Halicki. Zawsze podczas takiego śniadania jest jakiś gość. Byli już m.in. prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski, były premier Jerzy Buzek czy Radosław Sikorski. Luźne rozmowy dotyczą bieżących tematów, a z uwagi na regularną obecność europosłów, często poruszany był temat pieniędzy z Krajowego Planu Odbudowy.
Dziennikarzy gościł też przy śniadaniu Michał Kołodziejczak, który jako lider AgroUnii zaprosił przedstawicieli mediów do siedziby partii na Starówce w Warszawie. Niedawno odbyło się również takie nieoficjalne spotkanie Lewicy z reporterami.
Dzielenie dziennikarzy
Duże poruszenie wywołało w środowisku spotkanie zorganizowane przez Michała Dworczyka w KPRM, do którego doszło w lipcu ubiegłego roku. Minister postanowił zaprosić reporterów na śniadanie, podczas którego byli też eksperci. Tematem było wyjaśnienie opinii publicznej sprawy wyciekających maili ze skrzynki ministra.
Oprócz Dworczyka obecni byli pełnomocnik rządu do spraw cyberbezpieczeństwa Janusz Cieszyński, rzecznik prasowy rządu Piotr Müller oraz Przemysław Jaroszewski z NASK, Kamil Basaj, prezes Fundacji INFO OPS Polska i Sławomir Dębski, dyrektor PISM. Kilkunastu obecnych dziennikarzy poinformowano, że nie mogą nagrywać.
Branżowy "Press" zatytułował wtedy swój artykuł "Rząd dzieli dziennikarzy na lepszych i gorszych, a oni na to pozwalają". Jako problem został przedstawiony fakt, że na spotkanie nie zostali zaproszeni przedstawiciele z „Gazety Wyborczej”, „Polityki”, „Newsweeka” czy Tok FM.
W mediach społecznościowych rozgorzała dyskusja o tym, że niektórych nie zaproszono, więc środowisko dziennikarskie jest dzielone przez polityków. Patrząc jednak na listę obecnych na lipcowym spotkaniu z Dworczykiem nie można mieć wrażenia, że unikał on niewygodnych mediów. "Press" podał listę obecnych: Samuel Pereira z TVP Info, Joanna Miziołek z "Wprost", Jacek Czarnecki z Radia Zet, Roch Kowalski z RMF24.pl, Patryk Michalski z Wirtualnej Polski, Arleta Zalewska z TVN, Marcin Fijołek z Polsat News, Piotr Witwicki z Interii, Michał Kolanko z „Rzeczpospolitej”, Antoni Trzmiel z „Do Rzeczy”, Jacek Karnowski z „Sieci”, Marcin Dobski z Salon24.pl. Byli więc dziennikarze z redakcji, które mają zgoła różne linie redakcyjne.
***
Warto rozróżniać sytuacje, bo minister Dworczyk miał wyjaśniać sprawę wycieku maili, co zresztą po zamkniętym spotkaniu, robił na konferencji prasowej, a Tusk niczego nie musi, bo jest w opozycji. Tyle tylko, że obie strony sporu politycznego udzielają wywiadów i rozmawiają głównie z mediami, które w ich rozumieniu nie są dla nich groźne. Po powrocie do polskiej polityki Tusk zarzekał się, że będzie otwarty na wszystkie media i trudne pytania, tymczasem rzeczywistość pokazuje, że tak nie jest.
Marcin Dobski
Czytaj dalej:
Inne tematy w dziale Polityka