Przedstawiciele ukraińskiego ruchu oporu w okupowanym Mariupolu, na południowym wschodzie kraju, powiadomili, że podpalono tam bazę rosyjskich wojsk, rozmieszczoną w kombinacie metalurgicznym im. Iljicza.
Jak tłumaczy proukraiński doradca mera Mariupola Petro Andriuszczenko, spłonęło mienie zrabowane przez żołnierzy podczas wojny.
"Skuteczny akt dywersji"
"Nie będziemy głośno mówić o przyczynie pożaru, ale, panowie okupanci, prosimy o większą uwagę. Ruskim wszędzie grozi niebezpieczeństwo, ono zawsze przychodzi wyjątkowo niespodziewanie" - czytamy na profilu Mariupolski Sprotyw na Telegramie, zacytowanym przez Andriuszczenkę w mediach społecznościowych.
"To był skuteczny akt dywersji" - skomentował doradca mera.
Dramatyczna sytuacja w Mariupolu
Przed napaścią Rosji na Ukrainę liczba mieszkańców Mariupola wynosiła około 430 tys. Według ONZ miasto opuściło około 350 tys. cywilów. Nie jest możliwe podanie dokładnych szacunków dotyczących ofiar rosyjskiej agresji w Mariupolu. Ukraińskie władze przypuszczają, od lutego do maja mogły tam zginąć dziesiątki tysięcy osób.
W zrujnowanym mieście panuje bardzo trudna sytuacja humanitarna. Brakuje m.in. żywności, wody, lekarstw, ogrzewania, środków higienicznych i łączności.
MP
Czytaj dalej:
Inne tematy w dziale Polityka