Złe wieści dla tych, co lubią straszyć Polaków straszliwym długiem publicznym, co to miał nas przygnieść i zadusić. A tymczasem tak się składa, że zadłużenie polskiego państwa… spada. Konkretnie z 57 proc. PKB w roku 2020 do 50 proc. w 2022. A to nawet mniej niż było w roku 2015 (wtedy mieliśmy 51 proc. PKB). Co tu się u licha dzieje?!
Ile wynosi polski dług publiczny?
Ile właściwie wynosi polski dług publiczny? Wokół tego tematu narasta od lat wiele emocji oraz teorii spiskowych. Podsycanych przez mieszankę ekonomicznej niewiedzy oraz politycznego zacietrzewienia. Przy tym garze cały czas zmieniają się mieszający. Raz mamy tu więc dyżurnych korwinistów-konfederatów, których przekaz zasadza się na przekonaniu, że państwo jest złe, marnotrawne i skorumpowane.
Polecamy:
A więc logiczne, że żadnych długów w imieniu wspólnoty zaciągać nie powinno. Pierwszeństwa w antyzadłużeni owej nawijce nie chcą oddać Konfederatom antyPiSowscy liberałowie z balcerowiczowskiego FORu oraz politycy PO. Oni chwycą się każdej okazji, byle tylko podbudować swoją powtarzaną od 2015 tezę o nadchodzącej gospodarczej katastrofie („druga Grecja”, „droga Wenezueli”, „scenariusz turecki”). To, że katastrofa nie nadchodzi w niczym im nie przeszkadza. Jedynie zwiększa determinację by powtarzać to, co dotąd. Tylko G-Ł-O-Ś-N-I-E-J!!!
Grabowski straszy na łamach "Wyborczej"
Dobrym przykładem efektów tej zmasowanej propagandy jest wywiad, którego udzielił ostatnio „Gazecie Wyborczej” były członek RPP Bogusław Grabowski. „Osuwamy się kulturowo i gospodarczo. Nasze finanse i polityka pieniężna są zrujnowane” - mówi tam Grabowski. Dalej powtórzył lansowany ostatnio przekaz Koalicji Obywatelskiej. „Gdy PiS przejmował władzę w 2015 roku dług publiczny wynosił 950 mld zł. Zaś na koniec 2023 ma wynieść 1,75 biliona. Po czym następuje tyrada Grabowskiego na temat tego jak to te 800 mld zostały przez PiSiorów „rozdane” na przekupienie suwerena.
Co widać na wykresach?
Akurat kilka dni temu ministerstwo finansów opublikowało kwartalny raport dotyczący zadłużenia publicznego Polski. To bardzo ciekawy dokument i polecam go każdemu czytelnikowi. Jest tam pełno wykresów, które powinien zrozumieć każdy - nawet zacietrzewiony politycznie liberalny ekonomista. Na tych wykresach widać trzy rzeczy:
Pierwsza jest taka, że polski dług sektora publicznego wynosi na koniec roku 2022 1,4 bln zł. I tak - tym wszystkim którzy nasłuchali się balcerowiczowsko-mentzenowskiego gadania o „ukrywaniu długu przez władze publiczne” spieszę donieść, iż to jest dług liczony wedle powszechnie akceptowanych europejskich standardów (tzw. EDP - od excessive debt procedure). To jest więc ten dług który wlicza zadłużenie jednostek samorządowych oraz wszystkich pomocniczych elementów machiny rządowej. Czy ten dług urósł od roku 2015? Owszem, nominalnie tak. Urósł z 900 mld do 1,4 bln. zł. Podobnie jak był urósł w latach 2007-2015 z 500 do 900 mld. Tylko, że trzeba dużo złej woli, by podawać te liczby bez odniesienia ich do całego polskiego PKB.
Bo to trochę tak, jakby się martwić, że nastolatek zjada na obiad więcej niż nowonarodzone dziecię. Tak samo z długiem. Nominalnie on się zwiększył. Ale to dlatego, że urosła cała nasza gospodarka. A my jako społeczeństwo się wzbogaciliśmy - a co za tym idzie zmieniły się też ceny. Dopiero porównanie EDP do PKB coś nam powie o poziomie zadłużenie publicznego. I co tu widać. Widać tyle, że w roku 2022 relacja długu publicznego do PKB w Polsce to jakieś 50 proc. Czyli nawet mniej niż w roku 2015 (wtedy było 51.3 proc.).
Drugi fakt, który widać w raporcie MF to porównanie Polski z innymi krajami Unii Europejskiej. Gdzie zadłużenie publiczne jest dalece większym problemem. W Grecji wynosi 180 proc. We Włoszech 150 proc. W Portugalii 120 proc. W Niemczech zaś 67 proc. Średnia unijna to zaś prawie 90 proc.
I wreszcie, po trzecie. Zadłużenie zadłużeniu nierówne. Liczy się nie tylko ile, ale i komu państwo jest dłużne. Generalnie, najbardziej niebezpieczne jest zadłużenie w walutach obcych. Im więcej zaś długu w złotym polskim - tym bezpieczniej. Można nawet powiedzieć, że takie zadłużenie to przysługa państwa wobec obywateli - rodzaj wehikułu do przechowywania wartości pieniądza w czasie. Co ważne zwłaszcza w okresach kryzysowych. A jak to jest u nas? Otóż w Polsce odsetek długu publicznego w złotym to jakieś 75 proc. Dług zagraniczny to z kolei ok. Jedna czwarta całości. Nie zawsze tak było. W takim - na przykład - 2015 zadłużenie zagraniczne to było jakieś 37 proc.
Skąd ten spadek (długu publicznego)?
Oczywiście, że spadek długu jest rodzajem efektu ubocznego wysokiej inflacji. W jej warunkach odsetki od długu są po prostu niższe od nominalnego wzrostu PKB. Dlatego każdy ekonomista wie (a przynajmniej wiedzieć powinien), że w warunkach inflacji dług może spadać nawet bez konieczności generowania przez rząd nadwyżek finansów publicznych. Nie każdy chce o tym mówić, bo - powiedzmy sobie szczerze - jest wśród ekonomistów wielu takich, co za „swoje” uznają raczej interesy sektora bankowego - a niekonicznie dobro finansów publicznych. Taka branża. Politycznie rzecz ujmując obniżki długu nie należy traktować jako szczególnego „sukcesu rządu”.
Sukcesem jest tutaj raczej coś innego. Jest nim to, że w tym akurat wypadku polski rząd nie dał się uwieść liberalnej narracji głoszącej, że państwo (ze strachu przed długiem) powinno wystrzegać się za wszelką cenę wzrostu długu publicznego. Gdyby rząd tak rozumował nie mógłby przeprowadzić stymulacji fiskalnej, gdy była ona potrzebna (na przykład w czasie pandemii covid-19). W efekcie mielibyśmy kryzys i wzrost zadłużenia prywatnego po stronie obywateli. A to ostatnie zadłużenie jest dużo gorsze. I dużo bardziej niszczące dla społeczeństwa i dla gospodarki.
Rafał Woś
Czytaj dalej:
Inne tematy w dziale Polityka